Memento mori
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: Stan Oregon :: Portland Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
4.02.19 r. | NPC & Louis & Patrick | Plac budowy
[M] Seeker
[M] Seeker
Pomoc Mistrza Gry



Dougal Norwood

48 lat | brygadzista | wilkołak | NPC

Portland nie należy do małych miast. Liczba mieszkańców przekraczająca ponad pół miliona w samym mieście - z pewnością to o tym świadczyła. Można by było podliczyć mieszkańców całego zespołu miejskiego, a wynik byłby trzykrotnie większy.
W każdym razie - ciężko byłoby ominąć jakiekolwiek korki czy tłumy, nawet poza sezonem. Pogoda dopisywała. Było w miarę słonecznie, od strony rzeki zdecydowanie chłodniej. Autobusy i samochody osobowe trąbiły na siebie albo na kogoś, kto przebiegł tuż przed maską, nie zwracając uwagi na otoczenie. Czasem i tramwaj przeszkodził w szybszym pokonaniu drogi. Dla kogoś, kto prawie całe życie przeżył w zdecydowanie mniejszym miejscu mogło to być irytujące.
Wszechobecny hałas nie był niczym nowym. Nawet teraz, w Astorii, dużo się działo. I niekoniecznie chodziło o wydarzenia ze świata naturalnego. Naprawa uszkodzeń po wiecu politycznym, odświeżanie dróg czy wymiana ciągów kanalizacyjnych - ciągle coś się działo. I to samo działo się w Portland. Jedynie było to zwielokrotnione.
Podany przez Dougala adres prowadził do placu budowy na skrzyżowaniu dwóch ulic. Znalezienia miejsca parkingowego nie stanowiło wyzwania, ale z pewnością nie od razu trafiło się na wolne miejsce. Prawdopodobnie zarówno Patrick - któremu podróż zajęła ponad dwie godziny, gdy się wliczy postoje przez korki - jak i Louis mogli zaparkować nieopodal wspomnianego miejsca. Spacerkiem dotarcie do celu zajęłoby maksymalnie dziesięć minut, wolnym krokiem.
Teren był ogrodzony i odpowiednio oznaczony; były barierki zabezpieczające, taśmy, których nie należało przekroczyć, a które przynajmniej dwa razy dziennie lądowały na ziemi. Była jedna większa brama prowadząca na teren budowy, a przy niej znajdowała się budka ze szlabanem, żeby osoby postronne i nieupoważnione nie mogły przekroczyć umownego progu. Stojąc na chodniku czy obserwując z drugiej strony ulicy - można było zobaczyć pracę robotników, którzy poruszali się o własnych nogach czy też za pomocą maszyn używanych przy budowie. Niektórzy mieli kaski, inni ich nie posiadali; jedni mieli niebieskie kombinezony z odblaskiem, inne zaś ciemnoszare. Wszystkie miały logo na plecach, które przedstawiały nazwy firm podwykonawców i głównej firmy. Przechodnie nie zwracali uwagi na hałas, jaki powodowała budowa. Szkielet budynku stał i błyszczał gdzieniegdzie. U jego dołu od czasu do czasu wzniósł się pył. Po lewej stronie placu można było zobaczyć zadaszenia kontenerów czy tymczasowego biura.
Przy szlabanie stało dwóch mężczyzn. Jeden miał na sobie ciemny kombinezon i palił papierosa, a drugi przeglądał papiery. Dyskutowali ze sobą, choć niezbyt żywiołowo.
Patrick i Louis mogli rozpoznać tego samego mężczyznę. Dla Foxa był to ktoś znany całkiem dobrze, a dla Patricka ledwie co. Victor miał rozpięty częściowo kombinezon; nie miał na głowie kasku, za to w ustach co i rusz pojawiał się papieros. Wyraźnie kogoś wyczekiwał. Ba, nawet się rozejrzał.
Louis został od razu rozpoznany. Mężczyzna kiwnął do swojego rozmówcy i gwizdnął w stronę Foxa, żeby zwrócić na siebie jego uwagę.
Sam weterynarz, który wówczas nie był obecny podczas pełni z poznaną przez Patricka gromadą, dowiedział się o spotkaniu z obcymi wilkołakami. Miał nawet szansę usłyszeć niezbyt przyjemne słowa ze strony Meredith, której zasinione oczy utwierdzały go w fakcie, że każdy dobry czyn zostanie odpowiednio ukarany. Mógł się dowiedzieć, że kobieta dostała przy spotkaniu fangę w nos, a Jenkins musiał go jej nastawiać, ryzykując utratą jedynki.
Patrick, jeśli zdecydował się podejść pod bramę, w końcu sam został zauważony przez tego samego człowieka. Victor kiwnął w jego stronę, gestem dłoni przywołał do siebie. Obaj mężczyźni zostali wpuszczeni na teren budowy. Szlaban się podniósł.
Chodźcie za mną — odezwał się elektryk, wyciągając rękę do Patricka. — Victor.
Nie miał potrzeby, żeby przedstawić swoje pełne dane. Tak samo nie kwapił się do tego, aby Patricka i Louisa sobie przedstawić, więc leżało to w geście mężczyzn. Zainteresowany natomiast wziął przepustki i dwa kaski, które wręczył Foxowi i Mahoneyowi.
Takie zasady — odpowiedział na ewentualne pytanie czy konieczne są te kaski; nie musieli ich zakładać, ale każdy na terenie budowy musiał być w posiadaniu takowego. Podobnie jak i przepustki.
Zostali poprowadzeni na lewo. Niezbyt długo wyczuwali na sobie zainteresowane spojrzenia.
Doug zaraz przyjdzie, jak w końcu upora się z tym idiotą, który do niego od rana wydzwania, aż w końcu przyjechał — poinformował, stając przed niskim, długim i białym budynkiem, który można by było zniszczyć poprzez wjechanie w niego osobówką.
Zegar w telefonie wskazywał godzinę 11:53.

Powrót do góry Go down
Patrick Mahoney
Patrick Mahoney
WIEK : 35 lat
PRACA : ochrona casino astoria
4.02.19 r. | NPC & Louis & Patrick | Plac budowy 96c5e807ea4c601b0bd44d2fa7ee28e2f9738cca
SKĄD : Mishawaka, Oregon
Wilkołak

Portland zdecydowanie nie było małe. Niech żyje GPS! Wcześniej sprawdził dojazd na laptopie, ale bez nawigacji przepadłby na dobre i Dougal miałby powód do niezadowolenia. Wyjechał na tyle wcześniej, aby po dotarciu mieć jeszcze trochę czasu nim przekroczy próg biura nieznajomego mężczyzny. Plac budowy był dosyć oryginalnym miejscem spotkań, a wyobraźnia podsuwała Patrickowi sceny z mafijnych filmów. Zaleją go betonem i w ten wygodny sposób pozbędą się niewygodnego wilkołaka? Podróż umilał śpiewaniem do wtóru Dolly Parton. Po przekroczeniu granicy miasta zachowywał szczególną ostrożność. Ilość świateł i korki przyprawiały o zawrót głowy. Znalezienie miejsca parkingowego nastręczyło Mahoneyowi trochę kłopotu ale w końcu się udało. Poprawił skórzaną kurtkę i ruszył dziarsko w stronę placu budowy. Przy szlabanie wyjaśnił z kim jest umówiony, nie domyślał się jeszcze, że Louis będzie mu towarzyszył w drodze do biura.
— Patrick — odpowiedział na uścisk ręki, przypominając sobie Victora sprzed kilku dni. Przywitał się również z Louisem nie wiedząc co ma o tym wszystkim sądzić. Budowa składała się z samych wilkołaków? Odebrał kask wraz z przepustką nie skarżąc się na te zasady. Rozglądał się po drodze, zastanawiając który skazał Avę na życie z piętnem bestii. Wzrok w końcu spoczął na białym budynku i Louisie.
— Też jesteś...? — zagadnął, nie kończąc tego co miał na myśli.
Powrót do góry Go down
Louis Fox
Louis Fox
WIEK : 39 lat
PRACA : weterynarz, leśniczy
4.02.19 r. | NPC & Louis & Patrick | Plac budowy VfEdvOxU_o
Wilkołak

Portland tętniło życiem jak wielkie mrowisko; machina, napędzana ruchem ludzi, którzy uwijali się jak pracowite trutnie, rojąc w komunikacji miejskiej i przeklinając korki, jeżeli akurat zdecydowali się na samochód. Louis stroniąc od tego poniekąd, niechętnie pchał się w łapska skupiska budynków. Znacznie bardziej preferował obrzeża, gdzie zdążył się zresztą urządzić i bynajmniej nigdzie się nie wybierał. Być może za wyjątkiem głośnej za sprawą zamachów Astorii. Przypuszczał, że nie jest to sława, jakiej żadne miasto chciałoby doświadczyć, faktem jednak było, że te wydarzenia były kolejną kroplą przelewającą wypełniającą się alarmująco czarę. Dlatego też nie zwlekał z przyjazdem na wskazane przez Douga miejsce, nawet jeżeli informacje o ostatniej pełni były szczątkowe, chociaż na pewno interesujące. I bolesne, co niewątpliwie mogła stwierdzić Meredith.
Bywał na budowie, głównie ze względu na Douga, zatem nie miał problemu ze znalezieniem parkingu. Wysiadł z samochodu i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu skierowanym do Victora gdy ten gwizdnął przeciągle, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Zbliżył się do znajomego i uścisnął mu rękę, dopiero wtedy zdając sobie w pełni sprawę nie tyle z obecności Patricka, co z jej nieprzypadkowości. Złapał za kask, przepustkę przewieszając przez szyję.
- Louis - rzucił, ściskając również dłoń Mahoneya, nim ruszyli dalej. Roześmiał się na jego słowa, trochę jakby były niezamierzonym żartem, który mogły zrozumieć tylko wilkołaki.
- Budowlańcem? Nie - parsknął, uśmiechając się, a tym samym dając do zrozumienia, że owszem jest, nawet jeżeli niewypowiedziane pytanie zawisło w powietrzu i mogłoby umknąć bez udzielenia nań odpowiedzi.
- Dzięki, Vic. Poczekamy - zwrócił się do znajomego, op czym skrzyżował ręce na torsie i spojrzał na Patricka. - Nieciekawie to wygląda, huh? - Zagaił rozmowę, wyczuwając u Patricka pewne zagubienie. Mógł się tylko domyślać, jak to było stracić dom, który dosłownie zapada się pod ziemię.
Powrót do góry Go down
Patrick Mahoney
Patrick Mahoney
WIEK : 35 lat
PRACA : ochrona casino astoria
4.02.19 r. | NPC & Louis & Patrick | Plac budowy 96c5e807ea4c601b0bd44d2fa7ee28e2f9738cca
SKĄD : Mishawaka, Oregon
Wilkołak

Aidan uczył ich życia w skromności i pozostawania w cieniu. Żyli sobie w Jewell, trzymali pieczę nad bezpieczeństwem mieszkańców nie pozwalającym, aby zagrażały im stworzenia pozbawione człowieczeństwa. Dbali o to, aby przemiany zachodziły głęboko w lesie, a umowa z szeryfem Brownem dawała niemalże stu procentową pewność, że nikt z mieszkańców nie wejdzie do lasu na czas pełni.
Konfrontacja z miastowymi wilkołakami wprawiała Mahoneya z lekką konsternację. Znał samych swoich chłopaków i dziewczyny, którzy nie robili wielkiej kariery, a teraz okazuje się, że można mieć swój plac budowy i własną firmę budowlaną. Był przekonany, że normalne życie jest przed nimi zamknięte skoro łatwo mogli stracić nad sobą kontrolę i się przemienić. Czuł się nieswojo, co Louis łatwo wychwycił. Może sam fakt, że znajdował się na terenie innych, nieznanych mu wilkołaków miał wpływ na samopoczucie?
Tak jak w świecie zwierząt, był narażony na atak. Patrick próbował się uśmiechnąć, ale nie za bardzo mu to wychodziło. Przyjrzał się Louisowi. Najgorsze w ich naturze było to, że w ludzkiej formie nie mieli na czole wypisane jacy są i ilu zabili. Mężczyzna obok niego mógłby być kierowcą ciężarówki albo nauczycielem. Specyficzny zapach podpowiadał inną ewentualność.
— Co konkretnie? — zapytał, nie domyślając się o co jest pytany. — Znasz Dougala?
Z pewnością było to głupie pytanie, ale nie wiedział jak ma to ugryźć. Ile już Louis wiedział? Po co tu przyjechał w tym samym czasie? Mahoney chciał, aby już pojawił się Norwood i przeszedł do rzeczy. Wpierdol albo przewóz. Lubił jasne sytuacje.
Powrót do góry Go down
Louis Fox
Louis Fox
WIEK : 39 lat
PRACA : weterynarz, leśniczy
4.02.19 r. | NPC & Louis & Patrick | Plac budowy VfEdvOxU_o
Wilkołak

Mógł jedynie zgadywać, jak dalece sięgała niezręczność odczuwana przez Patricka, choć byłoby to chyba zbyt lekkie słowo. Wilkołak z pewnością zdawał sobie boleśnie sprawę z tego, jak obcy był to teren, a chociaż można byłoby się spodziewać, że są to w stanie zignorować w ludzkiej postaci, prawda była zupełnie inna. Sam niejednokrotnie odczuwał mrowienie z tyłu karku i na plecach, przebywając gdzieś z daleka od Portland, jakby wbijały się w niego uważne pary oczu skryte gdzieś w tłumie, należące do wilków, które tylko czekają na nieostrożny ruch, by rzucić się mu do gardła. Obecnie Patrick nie musiał się niepokoić samym Louisem, choć pewnie sprawy mogłyby przyjąć niezbyt przyjemny obrót, gdyby tylko tak zarządził Norwood. Temu Louis bez względu na wszystko pozostawał lojalny, zdając sobie sprawę, że nieźle się im poszczęściło, jeżeli o przywódcę chodzi.
Poświęcał Patrickowi tyle uwagi, na ile mógł pozwolić sobie bez zwyczajnego gapienia się. Sam był zupełnie rozluźniony, co specjalnie nie dziwiło, zważywszy na okoliczności działające na jego korzyść. Mimo to rzadko kiedy miewał do czynienia z wilkołakami spoza ich watahy, a jego zmysły za każdym razem doznawały dysonansu poznawczego. Zapach mężczyzny choć nieuchwytnie znajomy, wciąż pozostawał obcym.
- Słyszałem o zamachach w Astorii i o tym, co stało się z Jewell - wyjaśnił. Zresztą, któż nie słyszał? Przez myśl przeszło mu, że być może świeżo poznany mężczyzna zwyczajnie woli zachować ostrożność i zważać na słowa. Tak czy inaczej tematu nie pociągnął dalej, zapytany o Douga.
- Powiedzmy, że to mój szef - odparł. Dysputy o Norwoodzie jako alfie wydawały mu się bez jego obecności nieodpowiednie, Patrick mógł jednak wyczytać to między wierszami, łącząc jego poprzednią wypowiedź o tym, że nie był budowlańcem.
Powrót do góry Go down
[M] Seeker
[M] Seeker
Pomoc Mistrza Gry



Dougal Norwood

48 lat | brygadzista | wilkołak | NPC

Podczas gdy mężczyźni postanowili się poznać, Victor pożegnał się z nimi uściskiem dłoni. Jego przerwa zdążyła minąć, a już ze dwa razy otrzymał powiadomienie, żeby ruszyć i sprawdzić jedno z urządzeń. Wierzył, że ani Patrick, ani Louis nie będą wyrywni co do zwiedzania placu budowy. Tym bardziej, że z miejsca, w którym stali, widzieli wystarczająco dużo: czy to przenośna szatnia, czy to kanciapa socjalna, żeby można było zjeść. Gdzieś dalej magazyn, przy którym siedziało dwóch pracowników. Parę metrów od nich odgrodzony płotkami został teren, po którym chodzili robotnicy. To była część, gdzie faktycznie bez zabezpieczenia i ochrony lepiej było nie podchodzić, nawet jeśli regeneracja była przyspieszona.
Po tamtej stronie działo się zdecydowanie więcej. Jeden do drugiego przez trzeciego krzyczał, dwóch kolejnych przyczepiało szkielety okien do zabezpieczeń wciągarki. Kolejni dwaj dyskutowali nad narzędziami. Trudno było powiedzieć, ile osób faktycznie w tym momencie pracuje, ile jest na przerwie, a ile sobie zwleka z robotą. Nie wszystkich byli w stanie zauważyć, mimo wszystko.
Do uszu obu panów doszły strzępki rozmowy, którą Dougal prowadził z zainteresowanym. Zagłuszała je muzyka z radia, więc niedokładnie wiedzieli, o co tak właściwie chodzi; nie było jednak informacji na tyle ważnej, żeby musieli się skupić na podsłuchiwaniu i wyłapaniu sensu wypowiedzi.

Po około pięciu minutach, drzwi w końcu otworzyły się na zewnątrz.
Tak jak mówiłem, dostał pan numer. Zadzwoni pan, dowie się i znajdą się odpowiedzi na pańskie pytania… — Dougal niespecjalnie zrażony kontynuował swój wywód, podczas gdy “interesant” wychodził na zewnątrz. Obaj mieli w miarę oficjalnie stroje; sam Norwood miał koszulę z rozpiętym guzikiem, zaś jego rozmówca był elegancko ubrany. Jakby chciał tym samym poinformować zebranych, że jest kimś ważnym i należy go poważnie traktować.
Obawiam się, że jeśli nie uzyskam informacji to znowu będę musiał tu wrócić.
Ależ proszę. Odpowiedź nadal będzie taka sama — odparł w miarę żartobliwie. Mahoney i Fox mogli wyłapać jednak cień irytacji w głosie wilkołaka, który tylko czekał na to, aż mężczyzna skieruje się w swoją stronę. Nieznajomy skrzywił się i pokręcił głową. Zerknął na czekających i zrezygnował z wyrażenia swojej opinii.
Pożegnał się z Dougalem, a Louisa i Patricka wyminął.
Alfa watahy z Portland spojrzał na zegarek, pozwolił sobie na westchnięcie i zszedł po trzech stopniach. Przywitał się z wilkołakami i kiwnął, żeby weszli do środka.

Kanciapa nie była ogromna. Została podstawowo umeblowana. Biurko, za nim niewielki fotel biurowy i regał z segregatorami. Tuż obok, zachowując niecały metr przejścia, dwuosobowa sofa i naprzeciw niej rozłożone krzesło. Na drugim końcu był kącik, żeby przygotować sobie kawę czy coś do jedzenia. Był większy stół z katalogami, niewielką makietą budynku. Nad nim wisiał plan budowy, harmonogram pracy czy też kartka z datami przyjazdów i odjazdów poszczególnych podwykonawców. Na wspomnianym biurku był laptop, sterta papierów, która została odłożona na bok przez Dougala. Dystrybutor wody zachęcał do tego, żeby się napić, a przez niewielkie, uchylone okienko, można było spojrzeć na plac budowy.
Niezbyt imponujące, ale się sprawdza — podsumował niespeszony ewentualne krytyczne spojrzenia. To było w końcu miejsce pracy, a nie salon masażu, do którego z chęcią by poszedł, bo coś go ostatnio kręgosłup bolał.
Zdążyliście się poznać — zaczął niezbyt umiejętnie. — W każdym razie, ostatnio jak się spotkaliśmy z Patrickiem przy pełni to wspomniane zostało o Astorii i Jewell — odezwał się Dougal, rozsiadając się na tyle wygodnie, na ile pozwalały meble. — I o braku terenu do przemian — spojrzał na Mahoneya.
Ile was zostało?


Powrót do góry Go down
Patrick Mahoney
Patrick Mahoney
WIEK : 35 lat
PRACA : ochrona casino astoria
4.02.19 r. | NPC & Louis & Patrick | Plac budowy 96c5e807ea4c601b0bd44d2fa7ee28e2f9738cca
SKĄD : Mishawaka, Oregon
Wilkołak

Panowała pomiędzy nimi niezręczność godna gówniarzy na pierwszej potańcówce. Niby na siebie patrzyli, a to wzrok opuszczali i niby toczyli rozmowę, choć ta sprowadzała się do ostrożnych pytań i zdawkowych odpowiedzi. Nie miał tego za złe Louisowi, absolutnie. Patrick wydał z siebie głośne hmpf mające oznaczać, że rozumie kwestię związaną z Dougalem aka szefem. Nie wiedział co ma odpowiedzieć na zaczepkę o Jewell i Astorii. Ten temat powracał tyle razy, że Mahoney miał po prostu dość i nie było w tym żadnej winy Foxa. Nie sprawiał wrażenia podekscytowanego ludzkim cierpieniem lub kimś kto szuka sensacji. Niestety nawet współczucie przejadło się Patrickowi i wolał zostawić to już za sobą. Od kłopotliwej ciszy ratowały ich głosy zza drzwi, aż w końcu ukazały im się twarze - w tym jedna znajoma dla obojga. Dla Louisa bardziej, dla Patricka mniej. Widział Norwooda po raz drugi w życiu, choć mógłby przysiąc że ten wygląda jak jeden z hollywoodzkich aktorów z początków dwutysięcznego roku.
Po wejściu do kanciapy rozejrzał się z czystej ciekawości, lecz od razu skupił się na Dougalu. Nie przyszedł komplementować wystroju wnętrza. Z ociąganiem zajął jedno z wolnym miejsc. Spojrzał na alfę, na Louisa i znowu na alfę. Po co była obecność kolejnego wilkołaka?
— Niewielu — odpowiedział po chrząknięciu. Chrypa go łapała. — Część wyjechała uważając, że z dala od Jewell i Astorii będzie im lepiej. Kilkoro zostało w mieście i okolicach. Staramy się utrzymać dawny porządek ale... — demony, apokalipsa, łowcy, anioły i nefilim. Jak to wszystko miał kurwa im wyjaśnić? Nawet jako wilkołaki mogli wziąć go za wariata. O Jillian nie zamierzał pisnąć ani słowa. Musiał dodatkowo chronić Avę i córkę. Beztroski etap w życiu zamknął się dla Patricka po śmierci Aidana.
— Nie jestem dobry w politykowanie. Po prostu chcemy swobodnie móc się przemieniać, z dala od ludzi — popatrzył na nich. Nie zamierzał urządzać walk o terytorium, bo to była głupota w obecnej sytuacji watahy. Nie mieli przywódcy, liczebność również nie powalała.
Powrót do góry Go down
Louis Fox
Louis Fox
WIEK : 39 lat
PRACA : weterynarz, leśniczy
4.02.19 r. | NPC & Louis & Patrick | Plac budowy VfEdvOxU_o
Wilkołak

Louis nie do końca odczuwał rzeczoną niezręczność, niespecjalnie unikał także spojrzeń. Można było patrzeć na tę stronę z wielu perspektyw i każdy miał najpewniej swoją. Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż on był u siebie, a Patrick nie, w dodatku tę pilnowaną skrzętnie przestrzeń, nawet jeżeli nieświadomie, w taki czy inny sposób naruszył. Ciężko było zatem tutaj mówić o neutralnym starcie i znajomości, która wyrosła na polu obopólnej ostrożności. Czasu jednak nikt nie był w stanie cofnąć, a nieszczęsny Louis nie miał pojęcia, jak istotnie głęboko wszystko to sięga. I że utrata terenów przed watahę Jewell była częścią czegoś, o czym dotąd nawet nie pomyślał. Niepokój udzielał się wszystkim, ale tak naprawdę jedynie garstka zdawała sobie sprawę z tego, że to wszystko prowadzi w miejsce, w którym żadne z nich nie chciało się nigdy znaleźć.
Przysłuchiwał się głównie, niezbyt zwracając uwagę na wnętrze przyczepy. Wszak nie to było tutaj najistotniejsze, a osobiście nie znał żadnego wilkołaka, którego priorytetem byłby wystrój wnętrz. Ciężko było zresztą spodziewać się wnętrza z katalogu, skoro byli na budowie. Jedyne, na czego jawne okazanie sobie pozwolił, była prozaiczna ciekawość. Czyżby wokół Astorii nie było bezpiecznych do przemian lasów?
- Ale? - Zapytał, o ile Norwood nie miał akurat niczego przeciwko, wyraźnie zaintrygowany urwanym nagle tematem. Miejsca w Portland było sporo i pomieściliby się wszyscy, wszyscy jednak zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie to ze sobą niesie. Upilnowanie jednej watahy czasem było trudniejsze, niż mogłoby wydawać się na pierwszy rzut oka; wilkołaki rządziły się prawem siły. Jakie mieli poświadczenie na rzecz nowych wilkołaków, dokonujących przemian na ich terenie? Nie podważył tego jednak, wiedząc, że i tak byli zależni od decyzji alfy - swoją drogą Louis sam był ciekawy jego odpowiedzi.
- Wilkołaki rozjeżdżające się po całym stanie to spore niebezpieczeństwo w tych niespokojnych czasach - powiedział do Douga, zwracając uwagę na ten problem, którego mimo wszystko nie należało bagatelizować. - Rozumiem, że nie kontrolujecie tego? - Dopytał Patricka. Współczuł mu; jasnym było, że nie mają przed sobą kogoś nawykłego do pertraktacji, ale był jedynym tropem jaki mieli. Każdy samotnik oznaczał potencjalne ofiary lub kolejnych przemienionych. Łączenie się w stada było wygodne choćby i z tego względu.
Powrót do góry Go down
[M] Seeker
[M] Seeker
Pomoc Mistrza Gry



Dougal Norwood

48 lat | brygadzista | wilkołak | NPC

Nie zabronił Louisowi zadawania pytań. Zresztą, Norwood sam chciał zapytać o wspomniane przez Patricka ale, więc na rękę była mu ciekawość wilkołaka z jego stada. Skinął nawet dłonią na zachętę, żeby Mahoney nie powstrzymywał się przed rozwinięciem myśli. Milczał w trakcie wyjaśniania i kiwnął głową, gdy należało to zrobić. Dougal nie miał potrzeby ciągłego pomrukiwania, o czym wiedział Louis. Towarzyszący im wilkołak z Jewell również mógł mieć przekonanie, że mimo wszystko jest słuchany.
Domyślał się jednak, o co może chodzić Patrickowi. Rozproszenie po sytuacji, gdzie wilkołaki tracą swój teren i dom, nie było niczym dziwnym. Każdy próbował znaleźć miejsce, w którym mógł się uspokoić. Starał się znaleźć dla siebie swój skrawek, dzięki któremu poczuje się najzwyczajniej w świecie lepiej.
Spokojnie, nikt tutaj nie jest po politologii — rzucił żartobliwie i jakże pociesznie. Nawet jego twarz lekko się rozpromieniła, a zmarszczki wokół oczu od razu zyskały na ostrości. — Po prostu dobrze jest wyłożyć swoje cele i tyle. Powiedzmy, to bardziej marketing niż polityka — Dougal napomknął po chwili. Zarzucił, jakoby Patrick miał umieć się sprzedać. Tak naprawdę w ogóle w ten sposób o tym nie myślał.
Wiedział o istnieniu watahy w innej części Oregonu, miał przecież pojęcie o ich alfie, z którym kontakt był znikomy. To była przede wszystkim ciekawość. Podejrzliwość, z kolei, była całkiem naturalna i nikt z obecnych nie powinien był się dziwić temu, że taka teraz miała miejsce. Czy to Norwood z Foxem względem Mahoneya, czy Patrick względem nich.
Zgodził się z pytaniem Louisa co do kontroli wilkołaków, które zdążyły przenieść się dalej niż do Astorii czy chociażby Portland. Wątpił jednak w czyjąś przeprowadzkę tutaj, bo jednak w przypadku kogoś nadnaturalnego, z tej samej rasy, byliby w stanie dowiedzieć się wystarczająco szybko.
Jak działaliście dotychczas? — zapytał Dougal. — Czym się zajmowaliście, jaki mieliście teren? Były spotkania? — wymienił między innymi, żeby naprowadzić Mahoneya, co ma na myśli. Wątpił w to, żeby Aidan - czy inny alfa, jeśli taki był - nie miał jakiegoś rytuału w swoich działaniach. Zapewne mieli plany i podejście, brali pod uwagę, kogo chronić i jak chronić siebie czy swoich najbliższych.

Powrót do góry Go down
Sponsored content

Powrót do góry Go down
Skocz do: