Memento mori
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: Jewell i okolice :: Obrzeża miasteczka Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Warsztat samochodowy
Carpe Diem
Carpe Diem
Warsztat samochodowy Kv0xLQPj_o
Konto Techniczne


Warsztat samochodowy
⇜  dostępna ⇝

Miejsce pracy kilku lokalnych mechaników. Warsztat samochodowy jest wyposażony w trzy stanowiska z podnośnikami. Zlokalizowany tuż przy głównej drodze dojazdowej, przyjmuje klientów miejscowych i tych pechowców, którym auto wysiadło na trasie. Na wyposażeniu warsztatu znajduje się też podniszczona laweta, którą są w stanie kogoś w ostateczności poratować. Czasem naprawa się przeciąga, zwłaszcza jeśli trzeba sprowadzać części, do których dostęp w Jewell jest ograniczony. Przy warsztacie znajduje się spory plac z parkingiem, gdzie można podstawić samochód. Kiedyś był tu też komis, ale utrzymał się tylko warsztat.
⇜ code by bat'phanie ⇝
Warsztat samochodowyWarsztat samochodowy Empty
10/10/2018, 08:45
Powrót do góry Go down
avatar
Lucas Gallagher
WIEK : 29
PRACA : Fotograf
SKĄD : Jewell
Nieaktywny/Dezaktywowany

16.11.2018

Warsztat samochodowy 2-Crossgolf012-980x980


Leo Gallagher nie mógł już dłużej patrzeć jak jego jedynak snuje się po miasteczku ze smętnym wyrazem twarzy. Udawał, że nie wie, że Lucas za dużo popija wieczorami i nigdzie nie wychodzi. Rozpoznawał symptomy tej choroby aż za dobrze, bo sam przeżywał coś podobnego gdy zostawiła go matka dzieciaka. Złamane serce.
Nie wiedział, jakaż to ladacznica porzuciła jego synka w Kalifornii i jak burzliwe musiało być rozstanie, że przygnało chłopaka z powrotem do Jewell. Przecież Luke zawsze był taki spokojny i opanowany i do dziewcząt też miał rozsądne podejście. Nie wiązać się, ale się rozerwać! Oto motto pana Gallaghera, który od lat miał regularne kochanki w Jewell i Astorii i zachowywał się na tyle dyskretnie, że nawet Luke nie mógł ustalić ich personaliów choć jedna uczyła młodego historii i przez to Leo nie mógł z nią zerwać aż do matury syna. Widząc rozstrojenie emocjonalne młodego pomyślał jednak, że może Luke potrzebuje prawdziwej kobiety, takiej na dłużej! Niestety nie współgrało to zbytnio z wilkołaczym trybem życia. Kobiety zadawały zbyt wiele pytań.
Na szczęście! W okolicy była taka, która pytań nie zadawała, bo była jedną z nich. Bez rodziny, choć pan Gallagher kochał ją jak własną córkę! Bez faceta - a szkoda, bo same dziwactwa orkiszowe jej w głowie siedziały. Jakby miała chłopa to by się nauczyła smażyć jakieś steki czy coś. Koledzy z watahy się nie liczyli, Reeve próbowała już częstować pana Gallaghera prażonym jarmużem czy ciasteczkami bez glutaminianu (glutenu? glutanu? Leo nie odróżniał), a przecież w tych pseudodaniach żadnego smaku nie było. O, ta panna powinna poznać jakiegoś prawdziwego mężczyznę!
W sumie była otoczona prawdziwymi, pełnymi testosterunu wilkołakami, więc Leo musiał działać szybko zanim kto inny zgarnie tą perełkę.
Luke chyba przeczuwał jego intencje bo nie trzeba było być Sherlockiem, bo nie wykazywał zbytniego entuzjazmu gdy Gallagher opowiadał mu o nowej członkini stada, a gdy zaprosił ją na kolację to syn bezczelnie i podejrzanie ulotnił się z jakiegoś tfu, zlecenia fotograficznego!
Trzeba mu było na dupie w warsztacie siedzieć, a nie po świecie z aparatem ganiać. Przecież robili tu dobre pieniądze.
Jako, że próby poznania Lucasa z Reeve nie odniosły rezultatu, a młody siedział tu już przecież ponad miesiąc, Gallagher senior postanowił zadziałać skuteczniej i tam gdzie Luke się nie spodziewał. Wymawiając się dużym zleceniem poprosił młodego o pomoc w warsztacie jak za starych, dobrych czasów, a Reeve poprosił aby wpadła po pracy ze swoimi CIASTECZKAMI! "Siedzę w pracy do nocy, nie mam co jeść" no przyszywanemu wujkowi z watahy chyba nie odmówi? Wesoło pogwizdując, reperował samochód, czekając aż wreszcie pozna ze sobą tą dwójkę.

Lucas zawsze był zżyty z ojcem, co miało swoje minusy. Staruszek udawał, że daje mu niezależność, a potem znienacka wtrącał się w nieswoje sprawy. Rozmowa z Lucy uświadomiła młodemu Gallgherowi, że może faktycznie powinien się wyprowadzić. Bał się, że starszy wilkołak zacznie za bardzo węszyć w jego życiu i w końcu jakoś wywęszy sprawę Connie. Na razie chyba myślał, że rzuciła go dziewczyna. Luke nie miał zamiaru wyprowadzać go z błędu, w którym kryło się przecież ziarno prawdy. Ale od razu poczuł się zaalarmowany, gdy ojciec podejrzanie często zaczął wspominać o młodej dziewczynie, która dopiero co dołączyła do watahy i dobrze gotuje. Lucas nie był aspołeczny i wiedział, że pozna ją prędzej czy później u Delorii i w trakcie pełni. Ale na wszelki wypadek nie miał zamiaru jej poznawać ze swoim ojcem nad głową, dziewczyna nie potrzebuje kolejnej traumy.
Nie spodziewał się oczywiście, że staruszek uzna warsztat samochodowy za romantyczne miejsce na swaty (sic!), więc pracował spokojnie nad zepsutym silnikiem jakiegoś Jeepa. Nie zaalarmował go nawet podejrzany wybór piosenek puszczanych przez ojca.
Harował tutaj całe liceum i czuł się dziwnie odprężony przy tej pracy fizycznej. Klasa maturalna, w której uczył się być wilkołakiem, wyrabiał muskuły i podrywał dziewczyny, była wbrew pozorom chyba najbardziej beztroskim okresemw. jego życiu - i okresem kiedy ojciec był z niego najbardziej dumny. Jasne, prestiżowe stypendium w Kalifornii było dużym sukcesem, ale tata chyba zawsze wolał widzieć Luke'a w Jewell. No i proszę, wrócił. Musiał tylko wcześniej kogoś zabić, świetny powód do powrotu.
Re: Warsztat samochodowyWarsztat samochodowy Empty
1/2/2019, 02:38
Powrót do góry Go down
avatar
Gość
Gość




- Down the street I'm the girl next door,
I'm the fox you've been waiting for
-


Kawa ma smak cynamonu, rozlewającego się na języku oraz słodycz migdałów znaczącą mleko. Ciepłem otula poróżowiałe opuszki palców, kojąc tym samym zmarzniętą skórę. Przez chwilę ma ochotę włączyć ogrzewanie, jednak obawia się, że lazurowy garbus natrudził się już wystarczająco i może nie udźwignąć kolejnego wielce poważnego zadania. Wiedziała — oczywiście, że wiedziała — iż musi go w końcu dać na przegląd, auto zaczynało w końcu przypominać wiekowego palacza, co i rusz kaszlącego, ale chyba, dopóki nie płonie, to znaczy, że nie jest aż tak źle, prawda? Prawda? Ma również ochotę walnąć czubkiem głowy w kierownicę, jednak w drobnych dłoniach wciąż trzyma kubek kawy, tak też ogranicza się do wygięcia wąskich warg w podkówkę. Była spłukana, tak totalnie i nieodwołalnie, a w dodatku tego dnia zarobiła trzy dolary z napiwków. Trzy dolary. Dosłownie trzy. A trzy dolary nie były wystarczające na pełen przegląd oraz potencjalne naprawy, tego była pewna, podobnie jak pewna była, iż wujaszek Gallagher byłby skłonny i za darmo pogrzebać przy pojeździe, a na to nie mogła się zgodzić. Już sama myśl, że mogłaby wykorzystać więzi panujące między członkami watahy dla własnej wygody, wydawała się niesamowicie podła i niemożliwa przez nią do zrealizowania. Dlatego też zaparkowała przynajmniej ulicę dalej, podziwiając, jak krople deszczu uderzają o przednią szybę, po której mknęły wycieraczki. Może nie tylko obawa sprawiła, że mimowolnie wytworzyła dystans między warsztatem a sobą samą. Wujaszek Leo zachowywał się ostatnio strasznie dziwnie, jakby wypełniało go zbyt wiele energii i nie mógł znaleźć dlań ujścia, a przecież nawet Reeve wiedziała, iż starszawy mężczyzna nie miałby problemu z pozbyciem się tegoż nadmiaru w czyichś ramionach. Do tego niespodziewany powrót jedynego syna wyraźnie go trapił albo wprawiał w stany godne kobiety przeżywającej menopauzę, bo miotał się jakoś tak strasznie, prosząc jednocześnie małego rudzielca o towarzystwo dla tej jego niemoty, bo co jeśli biedaczyna się nie odnajdzie w miasteczku? To będzie zagubiony, chciała odpowiedzieć natychmiast, tylko wyrzuty sumienia oraz troska o jednego z naprawdę wielu opiekunów sprawiła, iż milczała. Tylko nie rozumiała, dlaczego wspólna rodzinna kolacja odbywała się przy tylu świecach, mogących robić za naprawdę przyjemny nastrój — z tym że było to dosyć niekomfortowe. Albo, dlaczego musiała pożyczać akurat w konkretnych godzinach stewie, albo mączkę kasztanową, a przecież nie mieszkali nawet obok siebie! Pan Gallagher był zadziwiającą istotą i nieco wredną, bo nie zbywał nigdy uprzejmym milczeniem fanaberii żywieniowej panny Jones, tylko komentował każdą potrawę, jaką przyniosła, lecz nie znienawidziła go za to wcale, bo nawet jeśli narzekał, to pan Gallagher zjadał wszyściuteńko, co akurat serwowała. A to było naprawdę, naprawdę miłe. Nawet teraz wciąż ją prosił o jedzenie, chociaż go nie lubił — tak jak większość z watahy, ale odkąd ktoś zauważył, że osobiście przywozi Aidanowi obiady do pracy, to jakoś więcej było chętnych na jej wegerewolucję. I bardzo dobrze! — i liczył na nią, liczył. A Reev nie była osobą, na której można było się zawieść (znaczy była, tak personalnie oraz wizualnie, lecz nigdy zadaniowo!) i nie odmówiła. Nigdy nie odmawiała. W płóciennej torbie bezpiecznie zapakowane w pojemniki czekały hamburgery z soi, zawierające w sobie własnoręcznie zrobiony majonez z wegańskich jajek oraz frytki z batatów, a na deser pokusiła się nawet na jogurt z nasionami chia oraz musem truskawkowym. Musiała to tylko wziąć i opuścić samochód, tylko tak jakoś nie mogła tego od razu zrobić. Szare myśli barwą przypominały podobnie szare chmury ciężko osiadłe na niebie, odgoniła jednak troskę o jutro i haustem wypiła resztkę kawy. To była trzecia tego dnia, lekko drżą jej ręce, musi wziąć magnes oraz przestać wypatrywać saren. Wzdycha więc i kręci rudą głową by obrawszy minę nader pogodną, mogła chwycić za pakunki i tuż po tym, jak zatrzasnęła drzwi, biegiem pognała w stronę warsztatu. Przeskoczyła dosłownie nad progiem wejścia prowadzącego do budynku, długimi palcami przeczesując nieco wilgotne rude sploty. Obcasy brązowych trzewików o zaokrąglonych czubach są zagłuszane przez radio, a szarość spojrzenia przesuwa się po wnętrzu, szukając znajomej sylwetki.
Wuu-uuj-kuu Leo! — ucieszyła się na widok wysokiego rudzielca, wesoło pogwizdującego. W zagięciu łokcia trzymała pakunki, wolną dłonią już zaczęła rozplątywać żółty szalik w czarne pasy (Hufflepuff zawsze w sercu) i chyba nawet trochę się potknęła, ale utrzymała się w pionie, także pełen sukces — Wujek nie uwierzy, co tym razem stary Joe wygadywał! Twierdził, że...dzień dobry? — przerwała raptownie swój wywód, w zdziwieniu patrząc na Lucasa. A dziwić się jak nikt potrafiła, prawdziwie na szczenięcy wzór, poparty młodym wyglądem. Ach, mogła przynieść kilka kaw na wynos z pracy, co za głuptas z niej okropny!
Re: Warsztat samochodowyWarsztat samochodowy Empty
2/2/2019, 03:11
Powrót do góry Go down
avatar
Lucas Gallagher
WIEK : 29
PRACA : Fotograf
SKĄD : Jewell
Nieaktywny/Dezaktywowany

Oczywiście, że wujaszek Leo naprawiłby jej auto za darmo! Wszystko dla przyszłej synowej członkini watahy, która regularnie go dokarmiała! Mniejsza o to, że jakimiś jarmużami, nawet niedobre jedzenie to jedzenie. Dziewczyna jest młoda, jeszcze nauczy się doceniać steki i żeberka.
Uśmiechnął się szeroko, widząc Reeve w drzwiach i Luke'a nad maską samochodu. Po miesiącu (sic!) starań wreszcie zetknął ze sobą tą dwójkę. Do tej pory Reeve słuchała tylko jego zmartwień, no i stawiła się na tą niefortunną rodzinną kolację, z której Luke w ostatniej chwili się wymigał. Leo nie zdążył zgasić wszystkich świeczek i wyszło doprawdy niezręcznie. No ale może i dobrze się stało, warsztat to neutralniejszy teren i może jego syn nie będzie taką niemotą jak zwykle.
Rzucił się odebrać pakunki z jedzeniem z rąk młodej i z niebagatelną satysfakcją odnotował wyraz zaskoczenia na jej twarzy. Realistycznie rzecz biorąc, Reeve była pewnie zdziwiona obecnością kogoś nowego. Ale idealistyczny pan Gallagher liczył na jej zachwyt nad tym, że Lucas jest owszem, rudy, ale przystojny!
-Dziękuję za jedzenie, moja droga! Zaraz możemy zacząć jeść, tylko mam pilny telefon do wykonania na zapleczu. Lucas pomoże Ci ogarnąć te paczki! Poznajcie się wreszcie, ho! - uśmiechnął się wcale nie podejrzanie i zniknął żeby wykonać wcale-nie-fikcyjny-telefon!
-Ooo i obgadajcie nadchodzącą pełnię! Reeve, Lucas przerabia to od dekady bez żadnych problemów, więc naucz się od niego ogarniać! - pochwalił syna z wyraźną dumą, wychylając się na chwilę zza drzwi. No, i już naprawdę go nie było.

Lucas zbyt późno zorientował się, dlaczego ojciec poprosił go dzisiaj o pomoc - naiwnie liczył, że będzie jak w liceum, ale w liceum nie mieli w watasze żadnych singielek i ojcu tak nie odwalało.
Podniósł głowę i zrobił równie zdziwiony wyraz twarzy jak panna Jones. Nie z powodu zdziwienia jej obecnością (to też, ale powinien był to przewidzieć) ani jej urody supermodelki (to...było dyskusyjne), ale dlatego, że ojciec chciał go swatać z...siedemnastolatką?!
No dobra, słyszał, że była powyżej dwudziestki, ale naprawdę wyglądała tak młodo, tak krucho, tak niewinnie i naturalnie...
...zupełnie inaczej niż elegancka mężatka, której wspomnienie nadal prześladowało Luke'a zarówno w fantazjach, jak i w koszmarach. Zamrugał szybko żeby odgonić myśli o Connie i spróbował się uśmiechnąć. To nie wina tej dziewczyny, że doprowadził do śmierci swojej ostatniej kochanki (ale za to powód, by się z nim nie zadawać! Wujaszek Gallagher srodze się mylił, Reeve powinna sobie poszukać kogoś porządnego albo być forever alone, bo taka już jest psia dola wilkołaków), ani że jego ojciec odreagowuje na nich kryzys wieku średniego. W ogóle, czy ktokolwiek mówił do starego "wujaszku"?!
-Uh...cześć. Sorry, tata potrafi być... rozłożył ręce, jakby słowa nie potrafiły oddać przytłaczającego ekstrawertyzmu pana Gallaghera. Skoro matka Luke'a była podobno aspirującą aktorką, to młody naprawdę nie wiedział skąd u niego nieśmiałość. Bałby się, że po listonoszu, ale rude włosy i wilczy gen z łatwością determinowały ojcostwo.
-...zresztą wiesz. uświadomił sobie, że Reeve pewnie rozmawiała z jego tatą częściej niż on przez ostatnie kilka miesięcy. Powinien być jej wdzięczny, że dotrzymuje towarzystwa staruszkowi i dokarmia go czymś co...Luke jeszcze nie wiedział, co jest w tych pakunkach (Leo nie będzie przecież straszył syna wegetarianizmem obiecującej kandydatki na dziewczynę!)...co pachniało dziwnie, zupełnie nie jak mięso!
Wytarł ręce o spodnie (nie był jakoś strasznie ubrudzony smarem ale na wszelki wypadek) i wyciągnął do dziewczyny dłoń. Z bliska wydawała się nieporadna, ale sympatyczna. Szkoda, że nie poznał jej w jakiś...neutralnych okolicznościach.
-Jestem Luke, z watahy. Znaczy, długo mnie nie było, ale wróciłem, no ale pewnie wszystko wiesz od taty... - w warsztacie nie było nikogo innego, więc mogli spokojnie mówić o wilczych sprawach. Na tyle spokojnie, na ile pozwalała Luke'owi nieśmiałość, bo już mu się plątały słowa. To wszystko przez tatę! Bo jejku, ciekawe, co ojciec jej o nim naopowiadał - na samą myśl Luke oblał się lekkim rumieńcem (cholera!). Zastanowiło go jedno - że Leo polecił go jako eksperta od spokojnego przeżywania pełni. Jeszcze kilka tygodni temu Lucas byłby z siebie dumny, ale ze śmiercią Connie złudzenia boleśnie prysły i nigdy, przenigdy nie będzie miał odwagi mentorować komukolwiek. Jedyne, co może powiedzieć Hester Reeve Jones, to że już zawsze będzie musiała oglądać się przez ramię i zastanawiać po pełni czy krew na ubraniach jest ludzka czy zwierzęca. Że nawet jeśli nie będzie żadnej krwi, to wciąż ktoś mógł przez nią zginąć w wypadku samochodwym na przykład. Że dekada, dwie, trzy doświadczenia wcale nie robią różnicy.
Ale pewnie nie chciałaby tego usłyszeć. Przynajmniej on usłyszał, że ojciec nadal w niego wierzy i nic nie podejrzewa. Że zwalił cały jego zły humor na zawód miłosny i naiwnie myśli, że poznanie jakiejś rudej nastolatki polepszy sprawę.

Po nieco niezręcznym small-talku umówili się na kawę i pogadanie o uh, wilczych doświadczeniach - oboje onieśmieleni i zapewne zmotywowani do ponownego spotkania tylko tym, że pan Gallagher senior podsłuchiwał za drzwiami. Potem zjedli organiczny posiłek w trójkę i Lucas udał się w swoją stronę.

/zt
Re: Warsztat samochodowyWarsztat samochodowy Empty
2/2/2019, 07:44
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Powrót do góry Go down
Skocz do: