Memento mori
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: Szpital św. Jana Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Joe & Patrick, 4 stycznia, sala nr 4
Joe Caldwell
Joe Caldwell
WIEK : 34
PRACA : Chirurg
Joe & Patrick, 4 stycznia, sala nr 4 Source
Człowiek

3/01/2019

Od tragedii w miasteczku minęło dziewięć dni, a on od tego dnia nie miał dnia odpoczynku. Żadna społeczność i żaden szpital nie były przygotowane na to, co przyniosło zawalenie się Jewell. Nikt nie był przygotowany na otwierającą się ziemię, która pochłonęłaby domostwa setek ludzi, ciągnąc nieszczęśników w objęcia śmierci. Nikt nie był przygotowany na niekończący się dzień, któremu towarzyszył huk helikopterów, jazgot karetek, szlochy matek i rozpacz dzieci. Niczyi organizm nie był gotowy na ten poziom adrenaliny utrzymujący się w ciele przez tak długi czas. Caldwell nie był wyjątkiem.
Joe znajdował się na skraju wyczerpania fizycznego, nawet jeśli powtarzał sobie, że wszystko było w porządku. Kiedy nie operował, nie był w stanie powstrzymać drżenia rąk. Nie mógł już nawet zliczyć papierosów, które połamał, rękawiczek które przypalił ledwo tlącym się żarem w tych chwilach, w których łapał oddech z z dala od szpitalnego zgiełku, nawet jeśli ta odległość była tylko pozorną. Twarze operowanych pacjentów i rodzin zlewały się w jedną masę, gromadzącą się gdzieś na dnie jego pamięci, jakby nie miały żadnego znaczenia. Nie pamiętał już w ilu amputacjach uczestniczył, ile operacji stawów przeprowadził. Nie wiedział nawet ilu jego pacjentów operowano ze względu na strzaskane kości, z ilu wyjmowano kawałki pękających drzwi, stołów, krzeseł. Nie był w stanie nawet oszacować liczby zaobserwowanych poparzeń, szytych ran. Jedyne co dostrzegał, to powoli zwalniający czas i pojawiające się chwile spokoju.
W tym wszystkim był jednak zaskakująco obojętny. Nie pozwalał sobie na emocje, na które najzwyczajniej w tym zawodzie i w tym momencie nie  było miejsca ani czasu. Zauważał luki w swojej pamięci, godziny przeciekające przez palce. Jakby to wszystko w pokrętny sposób go nie dotyczyło. O tym, że jego głowa przestała sobie radzić z ogromem cierpienia świadczyło tylko to, że coraz częściej twarze jego pacjentów coraz bardziej przypominały twarz jego siostry.
Świadczyło o tym również to, że kiedy stał przy łóżkach dwójki starszych ludzi, nie do końca wiedział dlaczego się tam pojawił. Potarł skronie, starając się jeszcze trochę skupić, po czym sięgnął po historie pacjentów, próbując wydedukować co właściwie go tu przywiało. A, tak, miał sprawdzić w jakim stanie była noga kobiety i klatka piersiowa mężczyzny.
- Godziny odwiedzin już się skończyły - mruknął bezbarwnym tonem, słysząc ruch za swoimi plecami. Nawet nie oderwał wzroku od podkładki na której znajdowały się dokumenty. Po prawdziwe, nie miał pojęcia czy się skończyły, czy dopiero się zaczęły. Już dawno zatracił percepcję miejsca i czasu.
Powrót do góry Go down
Patrick Mahoney
Patrick Mahoney
WIEK : 35 lat
PRACA : ochrona casino astoria
Joe & Patrick, 4 stycznia, sala nr 4 96c5e807ea4c601b0bd44d2fa7ee28e2f9738cca
SKĄD : Mishawaka, Oregon
Wilkołak

Dziewięć dni, które były koszmarem nie tylko dla lekarzy i pielęgniarek. Mahoneye mieli szczęście w nieszczęściu - gdyby nie wyjazd do Mishawaki w odwiedziny do rodziców Patricka, doszłoby do tragedii. Staliby się jedną z wielu cyfr na pasku informacyjnym porannych wiadomości. Ich dom znajdował się teraz w ogromnym leju, cały dobytek zamienił się w jedno wielkie gruzowisko. Rodzinne pamiątki, oszczędności Dziadków... Ubrania w każdej chwili można było kupić, lecz poczucia bezpieczeństwa już nie. Patrick czuł się winien nawet głupiego wypadku jakiego doznali, wracając do Jewell w chwili katastrofy. Rozbite auto, potłuczeni pasażerowie. On i Ava byli cali, zawdzięczając to wilczemu genowi. Lily doznała niewielkich zadrapań i mogła zostać wypisana ze szpitala po kontrolnych badaniach.
Muriel i Eustachy ucierpieli głównie przez swój wiek - kości nie goiły się już tak dobrze jak za młodych lat, dochodziły takie dolegliwości jak nadciśnienie i niewykryta cukrzyca.
Po spotkaniu z Jillian czuł się nieco lepiej, głównie przez wsparcie jakie okazała i gotowość pomocy. Pożyczona gotówka i samochód ułatwiły odnalezienie  się w nowej sytuacji. Na powrót zamieszkał z Avą w Astorii, w ich dawnym mieszkaniu. Było dziwnie, ale żadne nie myślało o niezręczności. Zbyt wiele oboje mieli na głowie niż przejmowanie się takimi drobiazgami. Papierkową robotę pozostawał ex-żonie, samemu doglądając Dziadków i spraw watahy, która przechodziła kryzys. Niewielu jej członków zdołał odnaleźć w mieście. Spora część rozjechała się do innych miast w Oregonie, inni całkowicie przepadli. Samotność drugiej natury powoli zaczynała wyciągać po niego ręce. Lęk przed podejmowaniem ważnych decyzji. Wsunął się do sali zauważając postać lekarza zawczasu. Nie zamierzał się wycofywać, przepraszać ani błagać o pozostanie przy Dziadkach. Jakimś cudem w tym harmidrze udało się ich położyć w jednej sali. Zadziwiający luksus. Stanął przy Joe. Wysoki, w skórzanej kurtce, jeansach i przydługich włosach. Wyglądał jak członek Sons of Anarchy. W dłoni trzymał kubek gorącej kawy.
— Coś się zmieniło? — noga Muriel była złamana i rokowania co do gojenia się kości nie były najlepsze. Biedny Eustachy podczas wypadku niefortunnie obił klatkę piersiową. Patrick już wolał przyjąć wszelkie rany na siebie; zagoiłoby się na nim jak na psie.
— Potrzebujesz tego bardziej ode mnie — stwierdził bezpardonowo, wyciągając w kierunku Joe kubek z kawą. Z automatu, ale dało się wypić. Mahoney widział już wcześniej Caldwella, zamienili gdzieś w tym zamieszaniu na początku kilka słów, lecz potem pacjentów było więcej i więcej, a lekarze nieustannie się zmieniali. Niemniej Patrick był po prostu bezpośredni i nie bawił się w grzeczności.
Powrót do góry Go down
Joe Caldwell
Joe Caldwell
WIEK : 34
PRACA : Chirurg
Joe & Patrick, 4 stycznia, sala nr 4 Source
Człowiek

Odetchnął bezgłośnie, odwracając się do Patricka. Odnosił wrażenie, że odkąd Jewell się zawaliło, ludzie byli mniej wyrozumiali. Nie dziwiło go to w ogóle, ale w dużym stopniu był ich w stanie zrozumieć. Niemniej impertynencje rodzin pacjentów zawsze tolerował mocno przeciętnie. Stwardniałe serce zmiękło trochę, gdy mężczyzna podał mu kubek kawy. Spojrzał przelotnie na zegarek, upewniając się czy był opryskliwy zasadnie. Nie był, ale nie zamierzał się wycofywać ze swojego stanowiska.
-Dzięki - przyglądał się przez chwilę płynowi, wdychając zapach i grzejąc dłonie - słodzona? - Nie lubił słodkiej kawy, ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że przy takim wymęczeniu każda kaloria miała znaczenie. Nie mówiąc o tym, że kofeina lepiej uwalniała się przy cukrze - Rodzina? - Zapytał jeszcze biorąc pierwszy łyk kawy. Przeniósł jeszcze wzrok na podkładkę, przekładając kilka kartek. Zmarszczył brwi, po czym znowu się odezwał.
- Pan Eustachy będzie potrzebował jeszcze jednego prześwietlenia. Opuchlizna schodzi z klatki piersiowej, udało się odciągnąć płyn, który się zebrał w ramach obrażeń wewnętrznych - przełożył kolejną kartkę - mniejsze rany się goją, szwy z ramienia zostały zdjęte i nic nie budzi naszych zmartwień. Niemniej, ze względu na wiek będzie musiał uważać i dużo odpoczywać. I za jakiś czas zgłosić się na badania. Stłuczone żebra będą sprawiały trochę kłopotów, z tego względu przy wypisie najprawdopodobniej zostanie wydana recepta na leki przeciwbólowe, ale podchodziłbym do nich bardzo ostrożnie - zawiesił na chwilę głos, po czym przeniósł wzrok na swojego rozmówcę, mierząc go przez chwilę spojrzeniem, jakby chciał go przejrzeć na wskroś - nie mówiąc o tym, że absolutnie nie powinny korzystać z nich osoby, którym nie zostały te leki przypisane. Potrafią być silnie uzależniające - odłożył podkładkę, sięgając po dokumentację Muriel. Ponownie zmarszczył brwi, zamruczał coś pod nosem, pokręcił lekko głową - tu sprawy mają się gorzej. Noga została złamana w dwóch miejscach, blisko stawu biodrowego. Jako, że była to kość udowa, konieczna była transfuzja krwi - straciła dużo krwi. Należy brać również pod uwagę wiek pacjentki, duże prawdopodobieństwo osteoporozy ze względu na płeć - dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że mówi nazbyt szczegółowo - goi się, ale bardzo powoli. Teraz przede wszystkim zależy nam na tym, żeby kość zaczęła się prawidłowo zrastać. Ale nim wszystko wróci do normy, minie dużo czasu...
Powrót do góry Go down
Patrick Mahoney
Patrick Mahoney
WIEK : 35 lat
PRACA : ochrona casino astoria
Joe & Patrick, 4 stycznia, sala nr 4 96c5e807ea4c601b0bd44d2fa7ee28e2f9738cca
SKĄD : Mishawaka, Oregon
Wilkołak

Dlaczego ktoś kto stracił dobytek całego życia miałby dbać o to, aby być dla kogoś miłym? Przejmować się zdaniem i opinią innych. Dla wielu najważniejsze było - tu i teraz. W naturze człowieka było obwinianie innych za swoje nieszczęścia. Rząd, bierni świadkowie, a to lekarze za słabo się starali...
— Bez, nie słodzę — odpowiedział, spoglądając uważnie na doktora Caldwella. Kawa miała być kawą, bez żadnych wspomagaczy smakowych.
— Dziadkowie — wyjaśnił. Do tej pory w szpitalu nie zjawił się jego ojciec i matka; osoby które miały jeszcze większą powinność do tego, aby tu być. Patrick wiele zawdzięczał Muriel i Eustachemu.
Przygarnęli go w potrzebie i zapewnili wikt i opierunek. Starał się im odwdzięczać jak tylko mógł.
Do kolejnego zmartwienia Patricka dołączyła obawa, że nie będzie pieniędzy za szpitalną opiekę. Im dłuższy pobyt tym większe koszta. Na czole Mahoneya pojawiła się zmarszczka.
Nie przejmował się badawczym spojrzeniem. Wyglądał na uzależnionego od leków? Handlarza? Był przyzwyczajony do bólu.
— Doceniam pańską troskę — skwitował, nie spuszczając wzroku z twarzy Joe. — Jakie są szanse na to, aby dziadków wypisać ze szpitala?
Rozumiał, prawda? Przykre mechanizmy, codzienność szarego obywatela. Kolejny dług do kolekcji.
Powrót do góry Go down
Joe Caldwell
Joe Caldwell
WIEK : 34
PRACA : Chirurg
Joe & Patrick, 4 stycznia, sala nr 4 Source
Człowiek

Pokiwał powoli głową. Joe nie przejmował się zwrotami grzecznościowymi - był przyzwyczajony do dwóch rodzajów rodzin pacjentów: tych, którzy traktowali lekarzy jak bogów i tych, którzy częściowo obwiniali ich za los swoich rodzin. Otrzymanie kubka kawy bez zwrotu grzecznościowego i paniki plasowało się mniej więcej gdzieś po środku.
- Mieli dużo szczęścia. Jewell nie potraktowało swoich mieszkańców życzliwie - koślawa próba pocieszenia rodziny. Właśnie dlatego był chirurgiem - takimi rzeczami zajmowali się lekarze, którzy akurat mieli dyżur albo pielęgniarki. Do pocieszania kogokolwiek nadawał się mniej więcej tak jak do czarów, to znaczy wcale.
Czoło Caldwella zmarszczyło się dość mocno na pytanie mężczyzny. Zajrzał jeszcze raz w papiery, wypił łyk kawy. Wyraźnie się zastanawiał.
- To trudne pytanie. Przede wszystkim zależy to od ich ubezpieczyciela i jego warunków - uśmiechnął się słabo, niepewnie. Nie wiedział po prostu w jakiej sytuacji znajdowali się Mahoney'owie - w przypadku pana dziadka sprawa jest stosunkowo prosta - tak długo, jak będzie na siebie uważał i wróci za kilka dni na prześwietlenie, można go wypisać nawet i dziś, może jutro. Sprawa pani Mahoney jest dużo trudniejsza. Jesteśmy już po operacji, pręty są tam gdzie trzeba, tak samo śruby. Noga powinna się zrastać, ale pańska babcia potrzebuje pracy z rehabilitantem - mimo intensywnego bólu powinno się ją pionizować i pomagać jej w chodzeniu. Zwłaszcza w jej wieku jest to kluczowe - przyglądał się mężczyźnie uważnie, jakby oceniając jego nastawienie - nogę trzeba odciążać, żeby nie pojawiły się jakieś powikłania, będzie musiała w dalszym ciągu przyjmować antybiotyki. Tak naprawdę w dużym stopniu zależy to od tego, czy pańska rodzina ma czas i środki opiekować się panią Mahoney w domu, zapewniając jej wszystko według instrukcji.
Zawiesił głos, jakby się nad czymś jeszcze zastanawiając. Oceniając stan Patricka był w zasadzie w 100% pewien, że mężczyzny nie było w okolicach tragedii - jak się pan dowiedział o dziadkach? - Zagadnął jeszcze. Chyba brakowało mu jednak kontaktu z ludźmi. Powinien wreszcie odpocząć.
Powrót do góry Go down
Patrick Mahoney
Patrick Mahoney
WIEK : 35 lat
PRACA : ochrona casino astoria
Joe & Patrick, 4 stycznia, sala nr 4 96c5e807ea4c601b0bd44d2fa7ee28e2f9738cca
SKĄD : Mishawaka, Oregon
Wilkołak

Spojrzał na Joe'ego z miną mogącą mówić "a żebyś wiedział". Całe pierdolone miasteczko, jakkolwiek człowiek by go nienawidził po prostu runęło w czarną otchłań pozostawiając po sobie zgliszcza. Cały dorobek Dziadków, ubojnia Aidana, bar... Wszystko to co było im bliskie, to co wypracowali przez kilka lat rozpłynęło się w powietrzu, jakby nigdy nie istniało. Chciałby wierzyć, że to tylko sen. Masowa halucynacja. Rzeczywistość była jednak bardziej brutalna. Na tą jedną chwilę wilkołactwo zeszło na dalszy plan. Najważniejsi teraz byli Dziadkowie, zapewnienie im opieki i ciepłego konta.
Nawet pogoda postanowiła z nich wszystkich zakpić i nęcić wiosenną aurą, gdy zwyczajowo styczeń zawsze skuwał lód i mróz.
Westchnął ciężko. W tym westchnięciu lekarz mógł wyczuć, że odpowiedź nie ucieszyła Patricka. Polepszający stan zdrowia doceniał, żeby nie było. Martwił się jednak, a powodem tych zmartwień były przeklęte pieniądze na których brak zawsze narzekał.
— Rozumiem — mruknął w odpowiedzi na dłuższą wypowiedź Joe'ego. Podrapał się po zarośniętym policzku.
— Przyjechaliśmy tu razem... Po wypadku. Dojeżdżaliśmy do Jewell w momencie kiedy wszystko zaczęło się walić. Straciłem panowanie nad autem. Mnie i żonie nic się nie stało, córce również. Dziadkowie niestety, sam widzisz. Dzięki Bogu żyją.
Szczęście wywodzące się z jednego ugryzienia.
— Nie wiem czy ubezpieczenie pokryje wszystkie koszta pobytu Dziadków.
Nie wiedział do kogo się z tym zwrócić, z kim rozmawiać. Seriali medycznych nie oglądał, a w takich papierkowych sprawach odnajdowała się Ava. On był na to za głupi i za leniwy.
Powrót do góry Go down
Joe Caldwell
Joe Caldwell
WIEK : 34
PRACA : Chirurg
Joe & Patrick, 4 stycznia, sala nr 4 Source
Człowiek

Starał się uśmiechać i być miłym. Nie bardzo wiedział co jeszcze mógł powiedzieć Patrickowi. Słysząc jednak jego wypowiedź, nie potrafił kryć zdziwienia. Jego brwi powędrowały dość wysoko, a on obserwował swojego rozmówcę przez kilka chwil w milczeniu. Upił łyk kawy, spojrzał jeszcze raz na podkładki, potem znowu otaksował wzrokiem Patricka.
- Musi być pan potwornym szczęściarzem - wydusił w końcu z siebie. Bo doprawdy, to że kierowcy nic się nie stało, patrząc na stan dziadków było... cóż, spokojnie mógł to potraktować jako cud albo jako Opatrzność. Ani w jedno, ani drugie nie wierzył. Ot, niesamowite przypadki chodzą po ludziach. Napił się znowu, oparł się o ścianę i dalej studiował wzrokiem swojego rozmówcę, jakby jedno, szukając odpowiedzi na zadane pytanie, drugie, szukając odpowiedzi na jego fantastyczny stan po wypadku.
- Nie wiem - zaczął ostrożnie - może to być problematyczne. Z drugiej strony, w przeciwieństwie do większości pacjentów z Jewell, mieliście szczęście - to wypadek samochodowy, a nie wypadek w skutek działania siły wyższej - zawiesił głos - oznacza to, że większość ubezpieczycieli pokrywa leczenie takich rzeczy. Natomiast jestem pewien, że został utworzony jakiś fundusz pomocy dla ofiar Jewell - nie był pewny, ale nie zdziwiłby się, gdyby któryś z szalejących filantropów, których ostatnio się namnożyło, sypnął groszem na coś takiego. Może ten oszołom Milton? A może pani Burmistrz wyłuskała trochę grosza z miejskiego budżetu? Ale szukał dobrych stron w sytuacji, wiedząc że Mahoney'owi na pewno nie jest łatwo. Zwłaszcza, że leczenie pacjentki nie było jeszcze bliskie końca.
- Obawiam się, że jednak nie będzie to łatwe, przeprawa z ubezpieczycielami w sensie. Mają teraz mnóstwo roboty w związku z tragedią, część z nich na pewno nie była na to gotowa finansowo. Możliwe, że proces wypłat będzie się ciągnął, ale całe szczęście państwa to nie dotyczy - to sprawa między szpitalem a ubezpieczycielem.
Zakończył, w miarę optymistycznie. Może jednak minął się z powołaniem, może trzeba było zostać internistą.
Powrót do góry Go down
Patrick Mahoney
Patrick Mahoney
WIEK : 35 lat
PRACA : ochrona casino astoria
Joe & Patrick, 4 stycznia, sala nr 4 96c5e807ea4c601b0bd44d2fa7ee28e2f9738cca
SKĄD : Mishawaka, Oregon
Wilkołak

Uśmiechnął się kwaśno na określenie "potworne". Joe nawet nie spodziewał się z jakim potworem przyszło mu w tej chwili prowadzić rozmowę nad łóżkiem staruszków. Krwiożercza bestia drzemiąca w ludzkiej powłoce, teraz uśpiona. Mieli szczęście, że po wypadku wraz z Avą byli przytomni. Niekontrolowana przemiana skończyłaby się kolejnymi cyferkami w spisie ofiar, które pozostawały na terenie miasteczka w chwili zawalenia. Znosił spojrzenie lekarza, zdążył do czegoś takiego przywyknąć i nie okazywać zniecierpliwienia.
Zawsze mógł fanatycznie zawezwać Boga. Sprawdzony patent, gdy ktoś był nachalny.
— Obawiam się, że czas oczekiwania w takim przypadku może być długi — na pewno był, byli bardziej i mniej poszkodowaniu. Biurokracja w tym kraju potrafiła upodlić człowieka, pozbawiając go godności.
Kiwnął głową, Joe uzupełnił jego wypowiedź. Tak czy siak było źle, mogło być co prawda gorzej ale miał poczucie, że z każdą godziną zadłużenie rosło i rosło, aż wybije poza skalę. Nerwowe rozmyślanie o finansach nie było dobrym pomysłem, lecz jak tu się nie przejmować? Nie mógł być dawnym Patem, beztroskim rąbaczem drewna.
— Rozumiem. Dziękuję, nie każdy lekarz tak chętnie rozmawia — powiedział spoglądając na Joe'ego. W końcu ten mógł go wywalić z pokoju, albo po prostu wyjść.
— Nie będę już cię zatrzymywał — byłoby to samolubne i niegrzeczne, tak jak zwracanie się do niego na per Ty. Mahoney pożegnał się z Dziadkami, następnie Caldwellem kolejny raz mu dziękując.

zt
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Powrót do góry Go down
Skocz do: