Astoria była zbyt intensywna. Zbyt pochłonięta swoim wzmożonym rytmem.
W tej zachłanności wyparła pojęcie snu, którego ramy, wąskie i niewygodne, nie mogły uwięzić żądzy, dewastującej serca mieszkańców miasta. Hedonizm stawał się władcą, którego głośne rozkazy szumiały w głowach większości przemierzających sieć ulic, schronionych w bryłach budynków. Ludzie zmierzali tłumnie; z tygodnia na tydzień, widziała ich jakby więcej, tworzących gęstwinę nakładającą się w niemal bezmiar obojętności. Astoria nie chciała spać. Chciała jedynie czerpać ze swoich źródeł.
Moira została dziś dłużej w pracy, co zresztą nie było wydarzeniem szczególnym. Wpisywało się w szarą masę jej codzienności - sprzedawać, doradzać, zajmować się zwierzętami. Posprzątać. Podliczyć wszystko. Zdaniem ojca szło jej mozolnie i była bezużyteczna - prawda jest jednak taka, że mnóstwo czasu spędzała w lokatorami sklepu. Lubiła zajmować się zwierzętami, nawet, jeśli już wkrótce miał nadejść moment rozłąki. Przyglądała się barwnym rybom, zwinnie poruszającym się w wodzie, doglądała krzykliwych ptaków, patrzyła na ożywione wieczorną porą gryzonie. Bawiła się z fretką, aby nie znała wyłącznie ciasnoty klatki.
Po wypełnieniu wszystkich swych obowiązków, postanowiła wybrać się wreszcie na spacer. Nie wzięła (o zgrozo) Virchowa, który rzekomo miał towarzyszyć ojcu. Krocząc przez sieć głównych ulic, ślizgała się szarym chmurnym spojrzeniem po rozmaitych szyldach. Wreszcie, swój wzrok zawiesiła na jednym z licznych lokali.
Zazwyczaj nie pojawiała się w barach. Tym razem, z zaskakującą pewnością jej palce oplotły klamkę.
Zobaczyła ją. Wydawała się sama, jedynie z towarzyszącym naczyniem, w którego szkle był zawarty alkoholowy trunek. Moira, jak zawsze, działała pod wpływem impulsu; głównie dlatego, że dawno się nie widziały. (Zerwanie tradycji rodziło w jej wnętrzu wręcz absurdalne wyrzuty sumienia oraz… kto wie, może pewną tęsknotę?).
- Żałuję, że często kończę zbyt późno - zagadnęła niewinnie. Nie chciała narzucać jej towarzystwa. Zbyt późno, aby pojawić się w sklepie. Dyskutować, wybierać książki. W półcieniu, zwierciadła oczu dziewczyny, wiernie wpatrzone w Jade, zdawały się niemal błyszczeć. Nigdy nie powiedziała, że lubi się na nią patrzeć. (Czy zresztą musiała mówić?)