Memento mori
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: Wybrzeże Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Bonnie & Patrick // 7 stycznia
Bonnie Westby
Bonnie Westby
WIEK : 27 / 27
PRACA : kelnerka/barmanka
Bonnie & Patrick // 7 stycznia 4jgeChTz_o
Nieaktywny/Dezaktywowany

Bonnie & Patrick // 7 stycznia YQQ5uv6M_o

7 stycznia 2019 rok
Oh, and tell me, brother. How we gonna survive this?

Astoria stała się nowym domem - nie tylko dla Bonnie, ale także dla reszty ocalałych z Jewell, którzy w popłochu opuścili swoje dotychczasowe miejsce zamieszkania i szukali pożądanego spokoju i bezpieczeństwa w obcych stronach. Czy udało im się to osiągnąć? Nie. Z pewnością nie Bonnie, która w minionych wydarzeniach zatraciła dawnego ducha samej siebie; tracąc ojca i ukochanego, mając we wspomnieniach ostatnie wspólne z nimi chwile - karmiła tymi obrazami swoją codzienność, gdy o świcie siadała na brzegu łóżka i skrywała twarz w spoconych dłoniach. Gnębiły ją koszmary - każdej nocy śniło jej się to samo.
Przemierzała gęsty las, którego drzewa koronami sięgały niemal gwiazdozbioru. Uciekała; biegła ile sił w nogach, czerpiąc zimne powietrze garściami. Zatrzymywała się dopiero, gdy jej bose stopy obmywała chłodna woda rzeki - rzeki, pośrodku której stał jej ojciec, a u jego boku Finn. Słyszała ich głosy, choć były jak za mgłą - krzyczeli do niej by weszła do wody, by podpłynęła do nich i im pomogła. Ona jednak nie była w stanie się ruszyć. Coś albo ktoś, zaplatał wstrętne macki wokół jej kostek - wsysał ją do mokrego piachu pod jej palcami, pod drobne, ostre kamienie, które raniły jej stopy.
Bezsilność.
Najgorsze, co można czuć, w obliczu ratowania czyjegoś życia. Uczucie, które towarzyszy sytuacjom, w których nie można nic zrobić. Jedynie patrzeć, jak przewrotny los zabiera ukochanych - jak pozbawia innych sensu ich życia.
"Minęło zbyt mało czasu. Minęło zbyt mało czasu...", powtarzała sobie, ilekroć zerkała na swoje marne odbicie w lustrze. Łudząc się, jakby czas miał wystarczającą moc, aby zaleczyć rany, które brutalnie rozdrapywała, ilekroć myślami wróciła do Jewell.
Jej jedynego domu.
Jej ostoi, bezpiecznej przystani, gdzie wśród rodziny celebrowała każdą wspólną chwilę - śmiejąc się, tańcząc i zajadając wyśmienitymi potrawami przygotowanymi przez jej ojca, zasłużonego wilka, uznanego na pozycji bety.
Czuła się obco za każdym razem, gdy przekręcała kluczyk w lichych drzwiach niewielkiego mieszkania, które dostała od władz Astorii. Tak też było i w tej chwili - zupełnie, jakby ledwo trzymający się na śrubach zamek miał zatrzymać kogoś, kto zechciałby wtargnąć na jej skromne włości. Cóż, i tak nic by tam nie zastał, poza rozwalonymi ubraniami i pudełkiem jedzenia na wynos z poprzedniego dnia. Wszystko co cenne Bonnie trzymała w samochodzie - starym Mercedesie, który pozostał jej jako spuścizna po zmarłym ojcu. Pieszczotliwie nazywany przez nią "puszką", jedyny, ostały kompan jej podróży, dzielący tę posadę z papierośnicą, z którą Westby nie śmiała się rozstawać na krok.
Czego nauczyła ją praca w rodzinnym zajeździe to jej - może nie posiadała wyższego wykształcenia, a jej zainteresowania były raczej przyziemne, ale za to miała dwie, zdrowe ręce chętne do pracy i to właśnie tym miała zamiar wypełniać swoją codzienność. Dzięki temu odrywała się od przykrej rzeczywistości, często biorąc nadgodziny i zamieniając się w robota. Wymarzone życie, ot co.
Pogoda w Astorii, ku ogólnemu zaskoczeniu mieszkańców, wyraźnie się poprawiła. To też, gdy Bon dotarła do baru przy plaży, od razu domyśliła się, że miejsce to będzie tego dnia obfitować w wiele zamówień, a klienci śmiało będą wybierać stoliki wyeksponowane na nieśmiałe słońce, które przebijało się przez gęste chmury. Mimo to początki zawsze bywały nudne, a czas ten barmanka przeznaczała na generalne posprzątanie swojego stanowiska pracy, by nikt nie miał jej nic do zarzucenia. Dziś nie było inaczej, choć w zamyśleniu, rozważając gnębiący ją od grudnia sen, całkowicie ignorowała fakt, że telefon, który znajdował się w jej kieszeni, już parokrotnie dał o sobie znać. Jedynymi, którzy uparcie próbowaliby się z nią skontaktować, byli jej wilczy pobratymcy, od których towarzystwa Bonnie obecnie stroniła. Nie wypierała się więzów, którymi była z nimi związana - po prostu nie była gotowa na rozmowy, choć wiedziała, że tych nie uniknie.
Mając w uszach słuchawki i będąc pochłoniętą pracy, nie dostrzegła, gdy do baru wszedł klient. Zachowanie iście nierozważne i niebezpieczne z jej strony, jednak któż chciałby złego, dla bogu ducha winnej kelnerki, w to słoneczne przedpołudnie?
Bonnie podniosła głowę do góry, a wzrok znad miotły, którą jeszcze przed chwilą energicznie zamiatała podłogę. Burza loków odrzucona do tyłu jeszcze miała swoje pozostałości na twarzy dziewczyny, gdy niesforne kosmyki przylepiły się do jej ust. Widząc mężczyznę, którego w pierwszej chwili nie poznała, nie przyglądając się zbytnio, jej serce przyspieszyło, a wszystkie zmysły wyostrzyły się.
Boże — wyrwało jej się, gdy gotowa była użyć kija od miotły jako broni do obrony. Pokręciła głową na własną reakcję, gdy twarz - dotąd nieznajomego - została oświetlona przez wpadające promienie słońca i Bonnie nie miała już problemu z określeniem z kim miała do czynienia. — Nie strasz człowieka — dodała, teatralnie wywijając oczami i wyciągając z uszu słuchawki. Minęła stoliki, weszła za bar i wzięła dwa głębsze wdechy, dokładnie rozpoznając charakterystyczny zapach jej przyjaciela. Jej uśpiona czujność, a dodatkowo własna nierozwaga, mogły i mogą wciąż, doprowadzi do nieszczęścia, w którym Bonnie weźmie czynny udział. Byleby tylko nie stało się to zbyt prędko.
Westby wyjęła z kieszeni telefon i po zerknięciu na jego ekran, na którym wyświetliły się powiadomienia, przeniosła swój wzrok na Patricka.
Zajęta byłam — usprawiedliwiła swój brak odzewu, podbródkiem wskazując na pomieszczenie, które wcale nie wymagało dopieszczenia w formie sprzątania, co - Bonnie miała nadzieję - Patrick zignoruje.
Bonnie & Patrick // 7 styczniaBonnie & Patrick // 7 stycznia Empty
3/12/2019, 13:52
Powrót do góry Go down
Patrick Mahoney
Patrick Mahoney
WIEK : 35 lat
PRACA : ochrona casino astoria
Bonnie & Patrick // 7 stycznia 96c5e807ea4c601b0bd44d2fa7ee28e2f9738cca
SKĄD : Mishawaka, Oregon
Wilkołak

Patrick już kiedyś mieszkał w Astorii. Pamiętał ile naprosił się u Aidana Delorii, aby ten pozwolił mu na wyjazd z Jewell i zasmakowanie normalnego życia. Wiele się natrudził w udowodnieniu, że już nad sobą panuje. Przez długi czas po ugryzieniu, zachowywał się tak jak na nowicjusza przystało. Prowokował innych i obrażał, nie mogąc się pogodzić z utratą kariery w wojsku. Ograniczenia wywoływały złość. Nie potrafił zrozumieć, a wychowanie w wierze nie pomagało w akceptacji nadnaturalnego świata przepełnionego kreaturami rodem z horrorów i baśni. Ostatecznie zdał sobie sprawę, że długo tak nie da rady i jeśli się z tym nie oswoi, to zupełnie wszystko straci sens. Skupił się na tym, aby odzyskać namiastkę normalności. Znalazł pracę w Astorii, niedługo potem poznał Avę na punkcie której zupełnie stracił głowę i wbrew watasze związał się z nią węzłem małżeńskim. Nie czekali długo na Lily. Wszystko działo się tak szybko, ale Patrick nie żałował. Nawet jeśli naraził córkę na likantropię. Lękał się o jej przyszłość, lecz jakim ojcem by był, gdyby żałował jej pojawiania się na świecie? W jakimś sensie pogodzenia się ze swoją naturą pomogło mu zrobić krok naprzód. Stał się dla członków watahy wsparciem, nawet jeśli często był obiektem ich kpin i żartów przez wzgląd na dwa rozwody i trójkę dzieci na które płacił alimenty. W kuluarach już rozglądali się za trzecią panią Mahoney, aby w porę ją ostrzec.
Wspomnienia o tych, których już nie było wprowadzały Patricka w przygnębienie. Stracili alfę w najbardziej kluczowym momencie, potem betę i wielu członków watahy. Pogrzebani w ziemi we wspólnej mogile. Czuł się z tym źle. Żywi byli im winni godziwy pochówek. Spotykając się z tymi, którzy przeżyli i przebywali w Astorii poczuwał się do winy i zarazem dziękował opatrzności za najmniejszą stratę jakiej doznał. Przeżyli wszyscy jego bliscy, ucierpiał jedynie dobytek. Wiedział, że Bonnie nie miała tego szczęścia co on. Wiedza ta po części onieśmielała go w kontakcie z kobietą. Bano się żałoby jakby była zaraźliwa.
Cieszyło go, gdy Jillian przyczyniła się do zatrudnienia Bonnie w barze. Nie była to praca marzeń, ale na początek wystarczyło. W miarę możliwości starał się pomóc każdemu, kogo zdołał namierzyć. Wkrótce, gdy tylko opadnie kurz będą musieli podjąć decyzję o dalszych losach watahy. Sprowadzą Jima? Wybiorą spośród siebie nowego przewodnika?
Tego dnia wcześnie wstał za sprawą porannej krzątaniny Jillian, która nie oszczędzała mu hałasu. Podrzucił ją pod muzeum czując ucisk gdzieś na wysokości mostka. Niestety nie był to zawał, a ciężar sumienia. Skłamał jej w żywe oczy, wyparł się i nie wiedział za bardzo co ma z tym fantem zrobić. Nadchodził koniec świata, a Patrick Mahoney kulił ogon pod siebie w obawie, że Jillian nie będzie chciała go znać, jak dowie się z jaką kreaturą się związała.
— Wystarczy Patrick — rzucił lekko, uśmiechając się przy tym. Był ostatnim człowiekiem, który czepiałby się czegokolwiek. Dlatego Westby mogła odetchnąć. Przebywanie między swoimi niosło ze sobą pewną wygodę, przyjemność.
— Czyściej już tu nie będzie. Jak leci?
Mogła to odnieść do tego co wygodniejsze. Praca, klienci, wilcza natura... Niczego jej nie narzucał. Przyjrzał się uważniej. Daleko mu było do mentora i nigdy się nie kwapił do objęcia nad kimś patronatu.
Jako ugryziony, ustępował pola wilkom z genem. Usiadł na wysokim stołku, kładąc na ladzie kluczki od auta.
Powrót do góry Go down
Bonnie Westby
Bonnie Westby
WIEK : 27 / 27
PRACA : kelnerka/barmanka
Bonnie & Patrick // 7 stycznia 4jgeChTz_o
Nieaktywny/Dezaktywowany

Na jego uwagę Bonnie lekko się uśmiechnęła - jednak uśmiech ten jak prędko pojawił się na jej twarzy, tak równie szybko zniknął, pozostawiając jedynie zarysowane zmarszczki mimiczne. Ilekroć mężczyzna stawał na jej drodze, Westby czuła namiastkę pozostawionego za nimi domu - Jewell, ostoi dla zbłąkanych, wilczych dusz. W pojedynkę lawirowały gdzieś u zbocza niebezpiecznie stromej góry, igrając z losem. Razem były silne; niepokonane jednostki złączone w jedno, potrafiły stawić czoła niejednej przeszkodzie. Potrafiły wzajemnie wspierać się na barkach, nadstawiać kark za drugie - a to wszystko w imię dobra rodziny, wśród której członków na próżno było szukać więzów krwi.
Patrick zawsze roztaczał wokół siebie dobrą aurę - przynajmniej tak uważała Bonnie, gdy tylko nogi poniosły ich do siebie, a drogi, którymi kroczyli postanowiły się spleść. Wymieniane ze sobą spojrzenia i nikłe uśmiechy przy okazji ognisk, które wataha często organizowała, oznaczały tylko jedno - Westby znikała w ciemnościach niewielkiego, drewnianego domku, który należał do niej i ojca, by po chwili wrócić z butelką płynnego złota, którym raczyła się w towarzystwie Mahoneya. Wtedy wszystko wydawało się takie proste i przyjemne - do tego stopnia, że nie grzechem było uważać, że będzie to trwać wiecznie. Choć myślenie to, jak pokazała przyszłość, okazywało się niezwykle zgubne.
Jak leci... — mruknęła pod nosem powtarzając jego pytanie, zupełnie jakby chciała dać sobie więcej czasu na sformułowanie odpowiedniej odpowiedzi. Wciąż ze zwieszonym wzrokiem nad ladą baru stała nieruchomo, dopiero po chwili zaciągając do płuc więcej powietrza. W końcu podniosła głowę do góry, widząc jak jej przyjaciel znalazł się niebezpiecznie blisko niej - dzieliła ich zaledwie deska barowa, a dzięki wysokiemu krzesłu, Patrick mógł spokojnie spoglądać na Bonnie z góry. Poczuła się niezręcznie. Wiedziała, że wszystkie tlące się w niej emocje jej twarz eksponowała jak na tacy - wilkołak mógł czytać z niej jak z otwartej księgi, a ona jakoś szczególnie się przed tym nie wzbraniała.
Dobrze — skłamała, unosząc kącik ust do góry, jednak ten prędko opadł, a ona sama pokręciła głową, wzrok wbijając w przestrzeń za plecami Patricka. — A przynajmniej chciałabym, żeby było dobrze — dodała, przenosząc spojrzenie na twarz mężczyzny, która skalana była zarostem i Bonnie pomyślała żartobliwie, że o spotkaniu z maszynką, lico jej pobratymca już dawno zapomniało.
Niespokojnie przestąpiła z nogi na nogę, wyciągając spod lady dwie szklanki, do których rozlała po równo szkockiej. Jedną przesunęła w stronę Patricka, drugą zaś sama złapała między palce, chwilę później rozkoszując się, przyjemnie palącym jej podniebienie, alkoholem.
Nie mogę przyzwyczaić się do tego miejsca — rzuciła z niesmakiem, krzywiąc się i jednocześnie rozglądając po barze. Nie miała jednak na myśli ów miejscówki, a całe miasteczko. — To nie Jewell. To nigdy nie będzie Jewell. To nigdy nie będzie dom — dodała tonem wskazującym na to, że myślami uciekła daleko od Astorii, a w głowie jej jawił się jedynie obraz miasteczka, które pochłonęło jej wspomnienia i na zawsze wryło się w wilcze serce.
Re: Bonnie & Patrick // 7 styczniaBonnie & Patrick // 7 stycznia Empty
10/12/2019, 14:52
Powrót do góry Go down
Patrick Mahoney
Patrick Mahoney
WIEK : 35 lat
PRACA : ochrona casino astoria
Bonnie & Patrick // 7 stycznia 96c5e807ea4c601b0bd44d2fa7ee28e2f9738cca
SKĄD : Mishawaka, Oregon
Wilkołak

Jeśli Westby się na niego zezłości to będzie to całkiem zrozumiałe. Poza zwyczajną pogawędką przyszedł z wieściami, które nie brzmiały pokrzepiająco. Hej Bonnie, twoja koleżanka z pracy to nefilim, a dookoła nas panuje konflikt między odwiecznym złem, a Bogiem. Tak w ogóle to widziałem archanioła i gadał w mojej głowie. Nie była tą Bonnie, którą znał. Wszyscy zmienili się na przestrzeni kilkunastu dni. Dom i rodzina to podstawa poczucia bezpieczeństwa, będącego niezbędnym dla ich rasy. W pierwszych dniach bał się o siebie i Avę, że nie dadzą rady i emocje wezmą górę. O stres i inne czynniki w takim wypadku nie było trudno. Zupełnie jakby ktoś przewidział co się stanie po zniszczeniu Jewell, będącego od zamierzchłych czasów terytorium watahy.
Patrzył na nią. Jak toczy wewnętrzną walkę. Podobne kłamstewka przerabiał już z ex żoną i Jillian, dlatego nie wymuszał niczego na Bonnie. Przeniósł wzrok na alkohol. Szczęśliwie dla wilkołaków, nie było łatwo się upić, ba! Było to wielce niemożliwe i chwała za to, bo dopiero wtedy dochodziłoby do największych tragedii. Obracał szklankę w palcach, podnosząc wzrok.
— Masz rację. To nigdy nie będzie Jewell, ani dom.
Nie było sensu kłamać, że jest inaczej. Nawet jego życie w mieście na dłuższą metę przytłaczało. Lubił w Jewell bezkres drzew, jezioro i niewielkie wzniesienie na którym w słoneczną pogodę można było się wylegiwać. Przemiana wówczas sprowadzała się w dłuższą wycieczkę do rezerwatu. Teraz rodził się problem z wyborem nowego miejsca. Mieli próbować dotrzeć do starego?
— Nie możemy się jednak poddać, Bonnie. Odkujemy się, a czas załagodzi ból. Nigdy jednak nie zapomnimy — w końcu odchrząknął, jakby i jemu od tego patosu zrobiło się przez chwilę niedobrze. Poruszył się na stołku i wychylił duszkiem zawartość szklanki.
— Tylko nie wspominaj Jillian — mrugnął; Jillian nie uznawała żadnych wymówek jeśli w grę chodziło bezpieczeństwo własne i uczestników ruchu drogowego. Potrafiła nawet zabierać kluczyki.
— Musimy pogadać o sprawach, które normalnie poruszyłby Alfa. Dlatego możesz polać następną kolejkę, bo nie uwierzysz w to co powiem — zrobił efektowną pauzę, odczekując aż szklanki ponownie się zapełnią.
— Pamiętasz wyprawę do kopalni, którą zarządził Aidan, prawda? Odnaleźliśmy tam figurkę, a nasza ingerencja prawdopodobnie przyspieszyła dalszy rozwój wydarzeń. Jillian pomogła mi się zorientować z jakich czasów mogłaby pochodzić ta figurka i cóż... Nie wiem jak się zapatrujesz na diabła, demony i drugą stronę z aniołami.
Wyciągnął telefon, aby pokazać Bonnie fotografię figurki. Udało się ustalić, że ma związek z dawnym kultem Baala, a sama ozdoba przedstawia Baala we własnej osobie. Czekał, aż wilczyca przetrawi pierwsze informacje.
A potem sobie poszedł.
zt
Re: Bonnie & Patrick // 7 styczniaBonnie & Patrick // 7 stycznia Empty
13/12/2019, 15:24
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Powrót do góry Go down
Skocz do: