Memento mori
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: Stan Oregon :: Portland Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Old town Chinatown, Portland / 24.01.
Valentina Castellanos
Valentina Castellanos
WIEK : 25 // 128
PRACA : właścicielka Pandemonium
Wampir

 
birds of prey
Dirty nightclub, Portland, OR // 24 stycznia

Mira & Valentina


Ostatnie tygodnie nie należały do łatwych. Właściwie od listopada nie potrafiła sobie przypomnieć sytuacji, w której zupełnie swobodnie i nieskrępowanie wybrałaby się na polowanie gdzieś poza granice Astorii. Spychała to gdzieś na boczny plan, cały czas było powiem coś do zrobienia. Wpierw przygotowania do Przesilenia, a później radzenie sobie z jego skutkami. Minął dopiero miesiąc, a tyle zdążyło się wydarzyć, że miała wrażenie, że minęły wieki.
Do decyzji, by na ten wieczór wypuścić się gdzieś dalej skłonił ją również fakt, że w Astorii robiło się gorąco jak w kotle. Kolejne ataki wampirów, akty przemocy i wandalizmu, a także ataki terrorystyczne w trakcie wiecu sprawiły, że oczy wszystkich skierowały się na miasto. Nie potrzebowali już więcej uwagi mediów, a właśnie na to narażał ich każdy kolejny atak. Odkąd zamieszkali w Oregonie, nie zdarzyła jej się żadna wpadka, od czasu Przesilenia nie ufała sobie jednak. Od czasu, gdy w jej nieżyciu znowu rozpanoszył się Medoni, również. Tym bardziej, że nie był to czas na sentymenty, a jednak te trzymały się jej kurczowo niczym ciele swojej matki.
Spontanicznie zapytała Miry, czy ma ochotę towarzyszyć jej do Portland. Śmiertelniczki mogłyby to nazwać babskim wieczorem, ale w tym wypadku byłby to przejaw jakiegoś wyjątkowo wisielczego humoru, zatem ograniczyła się do dosyć lakonicznego stwierdzenia, że jadą tam w interesach. Połowicznie można było tak wszak uznać; wybierały się do klubu. Prawie, jakby zamierzały wybadać konkurencję, choć byłoby to oczywiste kłamstwo. Biorąc pod uwagę, że walił się świat, przejmowanie się czymś równie prozaicznym byłoby jeszcze bardziej kiepskim i niesmacznym żartem. Wpakowały się zatem do samochodu Valentiny i z Astorii ruszyły wprost do Portland; szaleńczym tempem Tiny podróż nie trwała długo, zwłaszcza, gdy z radia płynęły latynoskie przeboje ostatnich lat. Ostatecznie obie wampirzyce łączyło pochodzenie, a zatem czemu i by nie rytmy z tamtych stron? Jedyny przejaw domu, na jaki mogłyby sobie pozwolić.
W Chinatown pojawiły się jakoś po dwudziestej drugiej. Zaparkowawszy samochód i rozmawiając, wyjątkowo o błahostkach, poważne tematy nużyły już bowiem Valentinę, skierowały swoje kroki do jednego z popularniejszych klubów w tych stronach. Nie było to prawda Pandemonium, ale mała odmiana niewątpliwie im się przyda.
- Zobaczymy, jakie serwują tu napoje - mruknęła do Miry, uśmiechając się szelmowsko, gdy udało im się dostać do środka i zająć jedną z vipowskich loży, choć klubowi daleko było do ekskluzywnego miejsca. Ot, zwykły lokal jakich wiele. Dokuczały jej nikłe wyrzuty sumienia, że na jeden wieczór zostawiła wszystko, ale wierzyła, że Santiago w razie potrzeby sobie poradzi.
Powrót do góry Go down
Mira Granger
Mira Granger
WIEK : 20 (84)
PRACA : Tancerka w Pandemonium
Wampir

Mira w zasadzie nie miała poza pracą do roboty szczególnie dużo w ostatnim czasie. Miasto było niespokojne, nie dało się ruszyć bez oczu i uszu czujnie śledzących każdy ruch podejrzliwie, bo może akurat ona jest jedną z tych siejących chaos. Ależ skąd! No może nie była zupełnie niewinna, nikt nie był, ale nie była też bezmyślna. Pilnowała się, a wszystkie informacje i niekoniecznie bezinteresowne przyjemności stosowała tylko w czasie pracy, nigdy w prywatnym. W końcu nie potrzebowała więcej czasu, tyle było dość.
Na propozycję Valentiny wybrania się do Portland w zasadzie bez wahania się zgodziła. Kochała to miasto, jednak zawsze chętnie przyjmowała propozycje chwilowego, nazwijmy to, urlopu. Szczególnie z kimś tak bliskim, jak jej szefowa i przyjaciółka, dzieląca z nią nie tylko zawód i miejsce pracy, ale i pochodzenie. Latynoskie rytmy podczas jazdy jednocześnie koiły jej nerwy, jak i pobudzały sentymenty i pewien rodzaj melancholii starych, dobrych czasów. Czasów kiedy jej ukochany stąpał z nią nadal po tej Ziemi. Oczywiście, nadal nawiązywała rozmowę z Valentiną, jednak mogła wydawać się nieco zamyślona, raz na jakiś czas zawieszając wzrok za oknem w mijającym krajobrazie.
Kiedy dojechały na miejsce, dopiero jej umysł całkowicie zszedł na ziemię. Rozejrzała się z zaciekawieniem po otoczeniu, a na słowa wampirzycy uśmiechnęła się nieznacznie.
- Osobiście gustuję w słodkich smakach, ale dziś nie pogardzę nawet cytryną. - ciepło, siadając z nią w loży. - Umieram z głodu. - ha, umieram... Nie żeby nie była martwa od jakichś 64 lat. - Masz jakieś preferencje na dziś? - nawet z zaciekawieniem.
Powrót do góry Go down
Valentina Castellanos
Valentina Castellanos
WIEK : 25 // 128
PRACA : właścicielka Pandemonium
Wampir

Jutro było niepewne jak nigdy i Valentina chętnie przehandlowałaby to, co było obecnie, za krztynę świętego spokoju i tego samego uczucia którego doświadczała, gdy jeszcze w październiku ubiegłego roku, niepomna tego, co ich wszystkich czeka, z egzaltacją przygotowywała imprezę Halloweenową w Pandemonium. Później wszystko po równi pochyłej stoczyło się prosto w dół, gdzieś po drodze zaskakując ją nagłym powrotem przeszłości. Paradoksalnie, Santiago stanowiło kogoś ważnego dla ich obu, choć nie oznaczało na szczęście tej samej osoby. Nie o tym chciała dzisiaj jednak myśleć, a zyskać choć ułudę jakiejś utraconej przed zimą normalności.
Wzrok drapieżnika dość łakomie przesuwał się po parkiecie, a usta wykrzywione w uśmiechu skryła za szklanką z drinkiem, którego rzecz to oczywista, bynajmniej nie zamierzała pić. Należało jednak zachować pozory normalności. Z pewnym rozbawieniem spojrzała na Mirę, rozumiejąc dokładnie, co ta ma na myśli. Pragnienie potrafiło być niezwykle dokuczliwe, a choć z każdym mijającym rokiem coraz łatwiej było sobie z nim poradzić, pewna gwałtowność cechowała wampiry niezależnie od tego, jak długo kroczyły po tym padole.
- Ciepły posiłek wystarczy, nie będę wybredna - roześmiała się, odstawiając szklankę na czarny blat stolika. Poprawiła sukienkę i założyła nogę na nogę, spojrzenie z wampirzycy przenosząc znów na śmiertelników, przetaczających się przez klub jak krew przez aortę. Feeria barw i zapachów skutecznie potrafiła zaburzyć koncentrację, na to Valentina nie pozwalała sobie jednak ani na moment. W końcu ciemne tęczówki wampirzycy zatrzymały się na dwóch mężczyznach po drugiej stronie sali.
- Chociaż ładnym opakowaniem nie pogardzę - rzuciła, niby to od niechcenia; krew była krwią, niezależnie od tego, w czyich żyłach płynęła. Śmiertelnicy i ich życia byli zbyt ulotni, by zaprzątać sobie nimi głowę, stale martwiła się jednak, że mogłaby kiedyś spotkać takiego, który urósłby do rangi na tyle ważnej, by go przemienić. W końcu wampiry spotykało to nagminnie, a był to rodzaj więzi, której nie chciałaby z nikim dzielić. Musiała najpierw rozwikłać zagadkę tego, co kryło się między słowami jej rozmów z Medonim. Złość, że wróciła do niego myślami akurat w takiej chwili sprawiła, że uśmiechnęła się do nieznajomych ze stolika nieopodal.
- Tamci? - Zapytała Mirę, dyskretnie wskazując dwójkę mężczyzn. Jeżeli tylko Mira przytaknęła, nie zamierzała dłużej czekać i krygować się ze szklanką paskudnego, kolorowego napoju w ręku. Wystarczyłoby zarzucić haczyk; żyłką nawijaną na szpulkę miało być wyciągnięcie Miry na parkiet. Później wystarczyłoby ich tu tylko zwabić; loże były wbrew pozorom kameralne, zwłaszcza we wszechobecnym hałasie i ciemności, przerywanej jedynie na krótkie momenty przez neonowe światła. DJ serwował kolejny odgrzewany kotlet z lat osiemdziesiątych, ale to w tej chwili nie miało większego znaczenia.
Powrót do góry Go down
Mira Granger
Mira Granger
WIEK : 20 (84)
PRACA : Tancerka w Pandemonium
Wampir

Usiadła naturalnie w loży razem ze swoją przyjaciółką i szefową. Też nie odmówiła sobie drinka, choć naturalnie jedynie podziwiała jego kolor i konsystencję. Rozglądała się razem z Valentiną, choć raz na jakiś czas odpływała nieco za bardzo myślami. Każdy może mieć czasem nie swój dzień, dziś wampirzyca po prostu powinna pomedytować czy cholera wie co żeby trochę uciszyć własne korytarze myślowe
Nie to żeby nie bywało gorzej. Niestety, nadal miewała sny o Santiago raz na jakis czas. A ile minęło od jego śmierci, 54 lata? 55? Coś koło tego, nie chciała tego liczyć. W ogóle bez sensu było o tym myśleć, wystarczyło, że pamiętała o jej ukochanym, nie musiała rozpamiętywać wszystkiego, co się poza tym działo. Oprócz tego ostatnie wydarzenia bardzo ją niepokoiły. Każdego, naturalnie, można powiedzieć, że ich gatunek, i wiele innych, stało trochę na skraju zagłady lub poważnego kataklizmu. Kto by się nie martwił?
Spojrzała tam, gdzie pokazała jej Valentina, nieco wyrwana z kolejnego korytarza myślowego o tym, co jeśli dziwny mężczyzna z klubu ma coś wspólnego z tymi wydarzeniami, od niekoniecznie "dobrej" strony, względem jej przekonań.
- Mogą być. Nie jestem dziś wybredna. - spokojnie. - Nawet dam ci pierwszeństwo, staruszko.
Pozwoliła sobie na żarcik, ot by po prostu trochę odbić własne myśli od spraw spoza tego klubu, jak i rozproszyć się nieco i zacząć choć trochę cieszyć na nadchodzący posiłek.
Jeśli Valentina raczyła wstać, od razu ruszyła z nią na parkiet, doskonale wiedząc co robić żeby dostać to, po co tu przyszła.
Powrót do góry Go down
Valentina Castellanos
Valentina Castellanos
WIEK : 25 // 128
PRACA : właścicielka Pandemonium
Wampir

Na niemartwienie mógł sobie w tej chwili pozwolić chyba tylko ktoś, kto naprawdę o niczym nie miał pojęcia. Sami błądzili jak dzieci we mgle; jeśli ktokolwiek miał wyczerpujące informacje, były to raczej demony, nikt ponad nie. A rozmowy z nimi raczej nie mogły przynieść satysfakcjonujących odpowiedzi. Kłamstwo krążyło im w żyłach równie wartko, co krew śmiertelnikom. Być może jednak cały problem tkwił w tym, jak wampiry nurzające się w przeszłości niechętnie stawały w obliczu zmian. A czymże miało być to, co miało nastąpić, jeśli nie swego rodzaju zmianą właśnie? Bo nawet to, czy była to zła zmiana zależało od punktu widzenia.
Nie mogła zaproponować Mirze medytacji, o tę zresztą byłoby wyjątkowo ciężko w miejscu tak głośnym, jak to. Sama przeciwnie, nie potrzebowała wyciszenia, a zapomnienia. Bo tej rwącej rzeki bliżej niesprecyzowanych myśli raczej nic nie potrafiłoby uspokoić.
- Gdy będziesz w moim wieku, nie będzie ci tak wesoło - parsknęła śmiechem, podtrzymując żartobliwą kwestię swego wieku. Tak naprawdę te dzielące ich niespełna pięćdziesiąt lat było niczym. Czas przesypywał się przez palce niczym piach i o ile będzie im dane przeżyć najbliższy rok, każdy kolejny mijał coraz szybciej i szybciej. Rachubę było stracić znacznie łatwiej, niż mogło się wydawać. Sama nie miała pojęcia, jakim cudem minął ponad wiek od czasu, gdy przestała być człowiekiem.
Gdy przechodziły obok loży upatrzonej kolacji, rzuciła mężczyznom jedynie uśmiech ponad ramieniem, nim zniknęły z Mirą w tłumie na parkiecie, gnącym się w rytmie odświeżonego brzmienia Blue Monday. Namacalnie wyczuwała rozluźnienie śmiertelników, ich całkowite oddanie i zapomnienie płynące z zabawy. Od ich ciał biło obce wampirom gorąco, a Castellanos już czuła narastającą potrzebę zaspokojenia głodu, który zaostrzał się wraz z każdym zapachem, który docierał do jej nosa. Wokół było tyle potencjalnych ofiar, że ciężko było się pohamować, skupiła się jednak na tańcu, który miał wszak trwać tylko chwilę.
Wiedziała co nastąpi, a jednak przez jej twarz przemknął pewien ulotny wyraz obrzydzenia, kiedy wyczuła dotyk ciepłych, męskich dłoni na biodrach. Pohamowała się, by nie zareagować gwałtownie, rzucając Mirze znaczące spojrzenie. Ofiary złapały haczyk; drugi z mężczyzn był na wyciągnięcie ręki młodszej wampirzycy. Taniec trwał jeszcze przez chwilę, nim Valentina obróciła się do nieznajomego przodem, udając tak zachwyconą jego towarzystwem, jak to było tylko możliwe.
Właściwie w tej chwili przeszło jej przez głowę, że irracjonalne jest całe to przedstawienie. Że gdyby nie musieli się ukrywać, ona nie musiałaby w tej chwili się tak krygować tylko po to, żeby najeść się do syta. Braliby co chcieli. Szybko odrzuciła jednak tę myśl, nachylając się ku mężczyźnie. Pragnienie krwi uderzyło jej do głowy, gdy starając się przekrzyczeć muzykę zapytała, czy postawi jej drinka, ale w ciemnościach nikt nie mógł zauważyć czerni, która pochłonęła jej tęczówki. Mężczyzna zaprowadził ją z powrotem do loży, którą zajmował ze znajomym, a Valentina przechodząc, uścisnęła tylko ramię Miry. Głową szarpnęła w bok wskazując kierunek, w którym się udają.
Powrót do góry Go down
Mira Granger
Mira Granger
WIEK : 20 (84)
PRACA : Tancerka w Pandemonium
Wampir

Przewróciła lekko oczami z lekkim uśmiechem na jej komentarz. Miała szczerą nadzieję w ogóle dożyć tego wieku, a nawet dużo dłużej. O ile będzie im dane w świetle ostatnich wydarzeń. Nie to żeby była pesymistką, nie była! Realistką jednak jak najbardziej, jej nieśmiertelność też była ograniczona.
Mira kochała muzykę od kołyski. Już wtedy jeśli w pokoju była jakakolwiek melodia, jako niemowlę wesoło wymachiwała rączkami i nóżkami, śmiejąc się do siebie z czystego zadowolenia. I nawet teraz na sam dźwięk muzyki miała ochotę się w nim zatracić, utonąc w dźwiękach płynących z głośników. Kiedy tańczyła z Castellanos, przymknęła oczy, wczuwając się w ruch swoim ciałem, w otoczenie, w chwilę obecną. Na chwilę, błogie sekundy, zapomniała o wszystkim, co ją martwiło czy dręczyło całe dnie i noce. Była tylko ona, muzyka, cudowny zapach krwi buzującej w ludzkich ciałach. Gorąco aż od nich biło, ogrzewając przy tym wampirzycę. Tęskniła czasem za tym ciepłem, za tym poczuciem zmęczenia, przyspieszonym tętnem, za wysiłkiem, jaki ludzie wkładali w to, by z dnia na dzień żyć. Dobrze byłoby czasem, na chwilę tylko, poczuć się prawdziwie żywą. Zapłonąć.
- And as hard as they would try they'd hurt to make you cry, But you never cried to them, just to your soul. No, you never cried to them, just to your soul... - zawtórowała razem z kolejną piosenką, zachwycona panującą atmosferą.
Z transu trochę wyrwały ją dłonie układające się na jej talii i zsuwające się na jej biodra. Uchyliła oczy, obracając głowę tylko by zobaczyć swoją przyszłą ofiarę. Była głodna, żądna jego krwi, ciepła, jakie roztaczał, jego życia. Chciała je dla siebie. Niebezpiecznie.
Obróciła się przodem do niego po chwili by objąć ramionami jego szyję, wijąc się w jego ramionach niczym kotka głaskana przez właściciela. Posyłając mu co i raz zalotne spojrzenie czy uśmiech, z ledwością trzymała siebie w ryzach by tu i teraz nie zatopić zębów w jego tętnicy. Ledwo zerknęła na Valentinę, nieco zamglonym wzrokiem. Ona nie chciała nawet drinka, chciała tylko się pożywić. Niespodziewanie nieco za bardzo nawet pragnęła odebrać mężczyźnie wszystko, co tylko mogła. Instynkt drapieżnika aż za bardzo się w niej wybudził kiedy prowadziła go za rękę ku ich loży, patrząc stale na niego chciwie, co i raz zerkając tylko czy idzie w dobrym kierunku. W końcu opadli razem w loży, a mężczyzna przysunął się do niej blisko, bliziutko, również odczuwając podniecenie. Niestety zupełnie innego rodzaju, biedak. Mira zerknęła na drugą parę, po czym pocałowała mężczyznę w usta namiętnie. Po chwili dopiero zaczęła schodzić pocałunkami po jego szczęce aż na bok szyi, tak by mężczyźnie obok wydawało się, że go całuje. Poczuła pod ustami pulsowanie tętnicy ze źródłem jej życia, jej ulotnych marzeń. Polizała jego skórę, po czym dopiero wgryzła się w szyję, gładząc go przy tym z drugiej strony po włosach i policzku. I naprawdę nie chciała wziąć tylko tyle, ile starczyło na dalsze tygodnie nieżycia. Nie, chciała więcej. Jak przez mgłę tylko słyszała w swojej głowie ostrzegawczy syk. Niebezpiecznie kruchy lód, po którym stąpała. Zawahała się nieco przydługo, jednak ostatecznie odsunęła się od osłabionego mężczyzny, liżąc ranę by się szybciej zasklepiła. Spojrzała obcemu w zamglone oczy, gładząc go po policzkach.
- To był tylko namiętny pocałunek. - wyszeptała, patrząc mu uważnie w oczy. Hipnoza, chwała stworzeniu za taką umiejętność.

[rzucam kostką na hipnozę]
Powrót do góry Go down
Los
Los
Konto Techniczne

The member 'Mira Granger' has done the following action : Rzut kostkami


'Rzut k100' : 81
Powrót do góry Go down
Valentina Castellanos
Valentina Castellanos
WIEK : 25 // 128
PRACA : właścicielka Pandemonium
Wampir

Drink był tylko wymówką, słowa cichą przykrywką odrazy, która kotłowała się gdzieś w żyłach i czaiła w oczach Valentiny. Z jakiegoś powodu ciepłota i to, jak żywy był mężczyzna, wzbudzało w niej irracjonalną niechęć i pragnienie mordu, na który wszak pozwolił sobie nie mogły. Prowadząc go za rękę tuż, tuż do loży, puściła całkowicie mimo uszu rozbawione protestety nieszczęśnika, że bar jest w drugą stronę. On był w tej chwili jej barem i nie zamierzała dłużej bawić się w kotka i myszkę. Tak, jak zwykle takie zagrywki sprawiały jej przyjemność, obecnie wydawały się tylko irytującym przedłużeniem tego, co nieuniknione. Nieznajomy rozsiadł się wygodnie, a Castellanos zaraz poszła w jego ślady; ręka sunąca po jej udzie, ciepły oddech trącący nutą wypitego alkoholu sprawiały, że miała ochotę wgzryźć się od razu, to na biciu jego serca się skupiając, nie całą otoczką, której była zupełnie niechętna. Wyczuwała jego podniecenie; to zgubne przekonanie, że oto trafiła mu się atrakcyjna, a przede wszystkim chętna dziewczyna, o której będzie mógł jutro zapomnieć. Męska dłoń wsunęła się pod materiał jej spódnicy, a mdła irytacja przemieniła się w burzę wściekłości. Złapała go za nadgarstek, niemal miażdżąc w uścisku, który ostatkiem jej dobrej woli nie zmienił się w dosłownie miażdżący. Uśmiechnęła się, jakby przepraszająco; mężczyzna choć syknął z bólu, nawet się nie zorientował. Przypomniała sobie, dlaczego w gruncie rzeczy wolała posilać się kobietami.
Wyglądało to,jakby zamierzała złożyć pocałunek na jego szyi. Najpewniej dokładnie tak wyglądałoby to dla osoby postronnej, gdyby ktoś zechciał ich obserwować. Kogóż jednak interesują obściskujące się w klubie pary? Zamiast tego wgryzła się w skórę, a choć miała ochotę rozszarpać mu gardło, poirytowana jego wcześniejszą, nadmierną jej zdaniem śmiałością, nie zrobiła tego. Krew jak zwykle smakowała rewelacyjnie. Gorąca, zaprawiona nieco alkoholem. Płynęła leniwie, ale rozkoszowała się każdym jej łykiem. Mężczyzna zesztywniał nieco, być może chciał ją odepchnąć, gdy jednak po ciele rozeszła się przyjemność, nie szarpał się już. A chociaż vitae zaspokajała pragnienie, z jakiegoś powodu odczuwała dyskomfort i nie mogła w pełni oddać się żądzy. Być może była to kwestia warunków? Ofiary? Coś dziwnego wkradło się w jej myśli, jakieś nieuchwytne uczucie, że to nie tak, które sprawiało, że wyborna przecież krew, nie smakowała jak powinna...
Oderwała się od mężczyzny, dyskretnie ocierając kąciki ust. Osłabiła go i to wyraźnie, choć nazajutrz najpewniej zrzuci to na raczej na karb kaca, niż czegokolwiek innego. Mężczyzna przymknął powieki i odchylił głowę na oparcie sofy, mamrocząc coś o tym, że była niesamowita, ale teraz na chwilę się zdrzemnie. Uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Jutro nie będziesz mnie pamiętał - szepnęła, jakby się z nim droczyła, choć tak naprawdę skorzystała z hipnozy. Z torebki wyjęła czerwoną pomadkę, by na przedramieniu sklecić mu zgrabny napis "przepraszam x", niczym umykająca kochanka przepraszająca za to, że zagalopowała się w pieszczotach. Więcej było w tym wisielczego poczucia humoru niż faktycznej skruchy, tej bowiem patrząc na mężczyznę nie odczuwała zbyt wiele.

    | hipnoza +30
Powrót do góry Go down
Los
Los
Konto Techniczne

The member 'Valentina Castellanos' has done the following action : Rzut kostkami


'Rzut k100' : 56
Powrót do góry Go down
Mira Granger
Mira Granger
WIEK : 20 (84)
PRACA : Tancerka w Pandemonium
Wampir

Mężczyzna zamrugał oczami niemrawo, po czym również osunął się nieco w siedzeniu, niby rozanielony. Mira przyglądała mu się chwilę w zawieszeniu. Był młody, mógł mieć dwadzieścia kilka lat. Trochę było jej go żal, przez sekundę. W następnej chwili z kolei ponownie na chwilę pozazdrościła mu jego żywotności i gorącego ciała, bicia serca i człowieczeństwa, które ona dawno zostawiła za sobą w dużej mierze. To nie tak, że było jej źle jako wampirowi. Nie, ona po prostu czasem, bodaj na momencik, chciałaby znowu poczuć się... Żywą. Straciła to uczucie od utraty Santiago, i nie wiedziała gdzie szukać żeby znowu poczuć się w ten sposób. Przy tym w głębi duszy wiedziała, że nic jej tego nie zwróci. Odgarnęła z czoła kosmyk włosów obcemu.
- Dziękuję. - powiedziała cicho, nie przebijając się głosem ponad muzykę.
Spojrzała na Valentinę, która też już skończyła jeść posiłek. Przy tym zobaczyła jak rysuje my na ręce. Uniosła lekko brwi, po czym uśmiechnęła się nieznacznie z rozbawieniem. Nie wiedziała skąd przyszło jej to do głowy, ale chciałaby zobaczyć minę tego faceta kiedy się obudzi i to zobaczy.
- Na pewno ci wybaczy. - rzuciła z rozbawieniem, troszkę odzyskując dobry humor. A przynajmniej starając się, bo nie będzie się użalać nad sobą jak nastolatka. Koniec dramy! Twardym trzeba być, nie miętkim, jak to kiedyś usłyszała.
- To co, zbieramy się czy chcesz jeszcze zostać i trochę się rozerwać? - zapytala luźno.
Dla niej w sumie nie było żadnej różnicy. Jeśli wrócą, najpewniej pójdzie się wyskakać do Pandemonium, jeśli zostaną, wyskacze się tutaj. Jedno licho, tyle tylko, że tam czuje się bezpiecznie i u siebie, a tu jest obco i trudno jest jej całkowicie dać się pochłonąć muzyce. Lepiej mieć się na baczności w każdych warunkach.
Powrót do góry Go down
Valentina Castellanos
Valentina Castellanos
WIEK : 25 // 128
PRACA : właścicielka Pandemonium
Wampir

Nieco wyprowadzona z równowagi swoim odkryciem, że coś z tym wieczorem było nie tak i nie potrafiła się nim cieszyć tak, jak powinna, tyle tylko widziała plusów tej sytuacji, że to podstawowe pragnienie zostało zaspokojone i wbrew wszystkiemu spędzały z Mirą całkiem miły wieczór. Nie mogąc dokładnie zlokalizować przyczyny swojego dyskomfortu, nie podzieliła się tym z młodszą wampirzycą. Zamiast tego roześmiała się, chowając pomadkę do mikroskopijnej torebki. Poklepała drzemiącego mężczyznę po policzku w protekcjonalnym geście.
- Żeby mi wybaczyć, musiałby to nawet pamiętać - odparła z rozbawieniem. - Nienawidzę, kiedy mają takie lepkie łapy... - urwała, a gdyby tylko jej organizm funkcjonował tak, jak funkcjonować powinien, niewątpliwie byłby to moment na teatralne wzdrygnięcie. Utwierdziła się jedynie w przekonaniu, że powinna ograniczyć się do tego, do czego przywykła, czyli do posiłków na Ptaszynach w Pandemonium. Nie miała wówczas problemów z pohamowaniem się, a i do białej gorączki nie doprowadzał jej fakt, że czyjeś wszędobylskie ręce, które miała ochotę wyrwać, wędrowały nie tam gdzie powinny. Właściwie aż zaskoczyła ją odczuwana względem śmiertelnika niechęć i była nią skonsternowana. Powód był nieco bardziej prozaiczny, niż mogło się wydawać:
- Możemy jeszcze zostać, może coś podpatrzymy - stwierdziła pogodnie. Choć cieszyła ją ostrożność Miry, ostatnimi czasy w Pandemonium też należało się mieć na baczności. Od ataków na wiecu i od wtargnięcia ludzi Torrero w ich progi, nawet tam nie można było w pełni czuć się bezpiecznie. A po tym, co stało się na Przesileniu, bezpieczeństwo w ogóle jawiło się jako towar deficytowy. Wstała z sofy i poprawiła sukienkę, po czym złapała Mirę za rękę i wróciły na parkiet. Noc była jeszcze młoda.
Powrót do góry Go down
Mira Granger
Mira Granger
WIEK : 20 (84)
PRACA : Tancerka w Pandemonium
Wampir

Na uwagę o lepkich łapach Mira skrzywiła się lekko. Cóż, to nie tak, że to lubiła, bo nie, i gdyby sobie nie życzyła, wyłamałaby łapę. Ale też była po części przyzwyczajona do naruszania jej przestrzeni do pewnych granic. Trochę rzecz profesji, a trochę po prostu rozpusty wampirzycy.
- Ta, to dosyć niesmaczne. Chociaż ja chyba nawet przywykłam, tylko potem kąpiel zajmuje mi trzy razy dłużej. - posłała jej rozbawiony uśmiech i mrugnęła jednym okiem. - I tak mamy cały dzień dla siebie.
Kiedy zdecydowały się zostać, Mira chętnie skierowała się z Valentiną na parkiet. Obie długo tańczyły i cieszyły się mniej lub bardziej zmianą otoczenia, nowymi ludźmi, nową muzyką. No dobrze, może w dużej mierze podobną lub tą samą, ale i tak wydawało się jakoś nie tak, jak zawsze. To odświeżające. mira zupełnie pozwoliła się porwać muzyce, wijąc się do rytmów z głośników, ignorując zupełnie otaczające je głodne spojrzenia mężczyzn czy zazdrosne spojrzenia kobiet, nie przejmując się tym, że za kilka godzin ich problemy znowu będą na okładce ich życia. Był tylko ten moment, ta chwila, kiedy była ona, zagłuszające wszystko melodie i migające, kolorowe światła. Kochała to, bo mogła na chwilę przenieść się zupełnie gdzieś indziej. Wyrzucić z siebie wszystkie uczucia, które na codzień ją gnębiły, czy spędzały sen z powiek kiedy decydowała się przyspieszyć nieco dzień.
W końcu jednak przyszedł koniec tego czasu, impreza powolutku zcazynała się kończyć, a wampirzyce jeszcze musiały dotrzeć do swoich domów. Zgodnie się wycofując, wyszły na zewnątrz, wsiadając w samochód - na szczęście, pal licho taksówkę - i kierując się z powrotem na swoje śmieci. W drodze Mira była milcząca, wyciszając się i powoli pozwalając sobie niechętnie również duchem wyjść z imprezy. A szkoda, to była miła odmiana...

zt. x2
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Powrót do góry Go down
Skocz do: