Memento mori
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: Posiadłość Farnese Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Milo i Valentina / 21 stycznia, północ
Valentina Castellanos
Valentina Castellanos
WIEK : 25 // 128
PRACA : właścicielka Pandemonium
Wampir

 
don't trust me
[You must be registered and logged in to see this image.]
bawialnia, rezydencja Farnese, północ // 21 stycznia

Milo & Valentina


Dziwnie czuła się znów wkraczając w te progi, choć tak naprawdę przecież wcale nie minęło tak wiele czasu. Skoro sprawa pościgu wysłanego przez Luciano nieco się unormowała, a stosunki z Falcone okazały się poprawne (a przynajmniej taką miała nadzieję), pozostało założyć, że rezydencja była już względnie bezpieczna a co za tym idzie - skoro wcześniej opróżniono ją ze wszystkiego, co mogłoby im w jakiś sposób zaszkodzić, można było ulokować w niej wszystkich tych gości, którzy na drodze ostatnich tygodni otrzymali status chcianych. Wciąż pozostawała jednak kwestia wyjaśnienia fotografii, którą Valentina otrzymała drogą telefoniczną od Milo trzy noce temu. Kolejny problem, który mogła dosypać do i tak pokaźnego stosu. Spodziewała się ze strony Remingtona przede wszystkim pytań, na które w taki czy inny sposób poczuwała się odpowiedzialna w końcu udzielić odpowiedzi. Niechętna długowi, jaki wobec niego zaciągnęli, ale wciąż. Myśl o tym, że ludzie Torrero dostaliby to, czego chcieli gdyby nie jego pomoc, napawała ją bezbrzeżną zgrozą i bynajmniej nie martwiła się w takiej sytuacji o samą siebie.
Na miejsce przybyła przed czasem, parkując na żwirowanym podjeździe, aż nadto żywo mając jeszcze w pamięci rozmowy, które odbywały się w ogrodach spowitych obecnie mgłą wilgoci. W powietrzu unosił się mdlący ją tym razem wyjątkowo zapach róż. Miała wrażenie, że to wszystko przydarzyło się jej w innym życiu. Ostatnie tygodnie niemal nieustannie spędzali w mieście, co było pewną ulgą. W tym miejscu, w kątach tej rezydencji kryły się bowiem tylko wspomnienia, a teraz gdy jej niemal nieodłącznym towarzyszem stał się Medoni, starcie dwóch tak zgoła odmiennych jej żyć wydawało się zbyt mocarne, żeby się z tym teraz mierzyć.
Przywitała się z kilkoma wampirami oddelegowanymi do pilnowania, czy wszystko tutaj w porządku i wspomniała im, że na kogoś czeka. Już bez zwlekania wspięła się schodami do wejścia. Kiedy tylko stanęła na znajomym dywanie, poczuła się, jakby całe Przesilenie nie miało miejsca, a ona znowu powróciła na chwilę do października. Wrażenie to było jednak złudne. Cosimo tutaj nie było, wszystko się zmieniło. Minęło tylko parę tygodni, a ona czuła się tak, jakby minęła wieczność. Powolnym krokiem podążyła do bawialni. Kolejna porcja wspomnień; wampirze spotkanie. Większość z tych, którzy brali w nim wtedy udział już nie żyła. A w każdym razie bardziej, niż standardowo może nie żyć wampir. Podeszła do barku by sprawdzić, czy znajdzie tam jeszcze jakiś zapas krwi.
Powrót do góry Go down
Milo Remington
Milo Remington
WIEK : 31 / 429
PRACA : biznesmen
Wampir

Niedługo po wampirzycy na teren posiadłości wjechał land rover z przyciemnionymi szybami. To co mdliło Valentinę, dla niego było przyjemną wonią. Kwiaty miały dla niego szczególną wartość. Poprawił marynarkę i wyuczonym gestem spojrzał na zegarek, który przynosił mu przychylność rozmówcy. Santiago i Valentina stanowili interesującą parę, usiłującą zachować dawny stan rzeczy po wywróceniu wszystkiego do góry nogami. To się chwaliło, nie mógł im odmówić z tego powodu szacunku. Spotykał wiele wampirów na swojej drodze i potrafiłby wymienić zaledwie kilku, którzy robili wrażenie. Lekkim krokiem pokonał schody. Mniemał, że do uszu wampirzycy doszło już wcześniej to i owo w zakresie kręcenia się po klubie i okolicach w celu uzyskania informacji. Pogawędził sobie z jej ptaszynami, wyglądając przy tym jak wilk wśród niczego nieświadomych owieczek. Zmarnował poniekąd czas, zastanawiając się nad prawdziwością stereotypu o ładnych kobietach. Zebrane informacje nigdzie nie zostawały zapisane w imię zasady, że co w głowie to bezpieczne. Cieszył się dobrą pamięcią zarówno do twarzy i imion, dlatego ciężko było go wziąć z zaskoczenia. Będąc prowadzony do bawialni, zastanawiał się nad przebiegiem rozmowy. Pytania miał, naturalnie. Wątpliwości również. Liczył na szczerość ze strony Castellanos, niekoniecznie dwustronną.
Zauważył zamiłowanie do antyków w wystroju wnętrz. Domyślał się, że to nie sprawka aktualnej gospodyni.
— Olśniewająca jak przy pierwszym spotkaniu — odezwał się na powitanie, przekraczając próg bawialni. Potrafił pleść komplementy sprawnie jak pająk prządł pajęczynę. Jednak po bliższym poznaniu Remingtona, wiedziano już, że nie ma w tym nic prawdziwego. Pierwsze wrażenie robiło się tylko raz, więc oboje mieli to z głowy. Zasiadł w fotelu nie przyjmując poczęstunku.
— Co tam u twojego kochasia? Rana nie była na tyle poważna, aby zapadł się pod ziemię — spostrzegawczość bywała ogromną zaletą. Niekiedy nawet celnym ostrzem.
Powrót do góry Go down
Valentina Castellanos
Valentina Castellanos
WIEK : 25 // 128
PRACA : właścicielka Pandemonium
Wampir

Róże w jej mniemaniu miały być przypisane już tylko i wyłącznie do jednej osoby w jej życiu; paradoksalnie, każdemu, kto coś dla niej znaczył, mogłaby przypisać jeden, określony kwiat, wyrządzając sobie tym samym nieodwracalną szkodę. W razie strat, ów konkretny gatunek byłby przecież w jej oczach stracony. Tak, jak w tej chwili stracone były róże.
Valentina niekoniecznie uważała, że wszystko powinno pozostać niezmienne; w trakcie niezliczonych rozmów z Santiago zdołali dojść do konsensusu na tym polu, mimo że w wielu sprawach zupełnie się ze sobą nie zgadzali. Jedno było jednak pewne: nie byli na pozycji, by cokolwiek zmieniać. Oregon miał swojego szeryfa i to on winien decydować. Jego potomkini przystało jedynie mieć oko na to, co działo się dookoła i przypilnować, by nikt sobie zanadto nie pofolgował, nim wróci Cosimo i zadecyduje, co dalej. Tina nigdy nie sądziła, że przyjdzie jej pilnować czegokolwiek pod nieobecność jej stwórcy. Zwykle to zadanie przypadało innym zaufanym wampirom. Samoistnie nasunął jej się w tej chwili na myśl Domingo. Nie było ich jednak tutaj i byli zdani sami na siebie.
Usłyszała Milo prędzej, niż zobaczyła. Jego obecności w bawialni nie sposób było przeoczyć. Z wolna odwróciła się od barku, a na twarz przywołała uśmiech; szczery, choć miała wątpliwości, czy aby na pewno podobnym był komplement Remingtona. Miał przyjemną dla oka aparycję, miły dla ucha głos i dobre maniery. Przypuszczała, że nie narzekał na brak zainteresowania kobiet, zachwyconych jego uwagą. Valentina sama przejawiała podobne skłonności ku kokieterii, stąd też nieco łatwiej było jej przejrzeć, jeżeli ktoś nawet mówiąc prawdę, starał się nią coś osiągnąć.
- Czarujący jak przy pierwszym spotkaniu - odbiła piłeczkę, wskazując wolny fotel. Jako że niegrzecznym byłoby pić, kiedy jej gość tego nie robi, zamknęła barek i wolnym krokiem podeszła do fotela naprzeciwko Milo, by po chwili na nim zasiąść, zakładając nogę na nogę.
Kochasia. Nie pozwoliła sobie na żadne okazanie zdziwienia, choć upór kazał natychmiastowo zaprzeczyć jego słowom. Czyżby była z Santiago tak absolutnie oczywista dla otoczenia? Czyżby to dostrzegało więcej, niż oni sami? Powstrzymała się jednak od komentarzy, już po raz nie wiadomo który żałując, że jednak nie ma przy sobie w tej chwili Medoniego, czy Kaia. A najlepiej Cosimo. To on powinien prowadzić tę rozmowę.
- Nie zapadł się. Eksploruje rynek Astorii, skoro już tutaj jest - uśmiech przykrył zmieszanie, a sam Milo pewnie wiedział, o czym mowa. Z ich pierwszego spotkania wywnioskowała, że panowie znali się wcześniej, właśnie na stopie biznesowej, zgadywała zatem, że wiedzieli doskonale, czym zajmuje się ten drugi. - Nawet jeżeli stosunkowo niewiele tu do eksplorowania w porównaniu do tego, do czego przywykł - dodała, choć lakonicznie dawała do zrozumienia, że nie tylko Santiago to dotyczy.
- Jestem ci winna prawdę, zatem pytaj o co chcesz.
Powrót do góry Go down
Milo Remington
Milo Remington
WIEK : 31 / 429
PRACA : biznesmen
Wampir

Dopasowywał metodę do rozmówcy. Dawno temu przekonał się o słuszności takowego założenia. Przybył do Astorii pozbawiony uprzedzeń. To i owo dało się słyszeć na salonach i poza nimi. Godny pozazdroszczenia szeryf, przykładna społeczność i jej osiągnięcia dla asymilacji niewielkiej grupy wampirów. Dla kogoś kto przywykł do życia na wyższych obrotach, społeczność z Oregonu mogła  wydawać się skrajnie przykładna, a jej członkowie na dłuższą metę pozbawieni charakteru. Na tę chwilę Milo był nimi zainteresowany. Narzucone obowiązki Madame Sophie i Langa zostały chwilowo przysłonięte przez postać jasnowłosej drapieżnicy. Karin. Dlaczego dała o sobie znać dopiero teraz? Co ją przywiodło do Astorii? Nigdy za specjalnie jej nie unikał, ani nie szukał. Patrzył na Valentinę. Ile wiedziała o tym co działo się na jej podwórku? Mnóstwo pytań, a tak mało  czasu. Uśmiechnął się na magiel ze strony wampirzycy. Starała się - doceniał to. Mało było nieśmiertelnych, którzy podejmowali się wysiłku. Przywileje rasy wielu przyćmiły zdrowy rozsądek. Remington uważał się za tego roztropnego i potrafiącego się dopasować do zaistniałej  sytuacji. W końcu tylko potrafiące przystosować się gatunki prześlizgiwały się przez kolejne kataklizmy i klęski. Porzucił temat Santiago, niekulturalnie było rozmawiać o nieobecnym.
— Ze słowami trzeba uważać, Valentine. Mogę mówić ci po imieniu? — z angielszczył imię wampirzycy, chcąc się upewnić co do swobody w kontynuowanej rozmowie. Przesunął dłonią po kolanie, strącając jasny włos ze spodni. Ach te kobiety.
— Jednakże doceniam gest. Na początku chciałbym przeprosić za bałagan w Pandemonium i wyrazić szczere ubolewanie nad przerwaną rozmową z twoim Towarzyszem. Zdążył napomknąć o losach uczestników Przesilenia oraz o przedmiocie, który ten los przypieczętował. Mam nadzieję, że jeniec nie przysporzył wam wielu problemów.
Remington był gotów urwać łeb i jemu. Falcone strzelał do niego więc Castellanos od razu dostrzeże niezadowolenie u swojego rozmówcy jeśli się okaże, że strzelanina w klubie była jedynie szopką na pokaz. Niedomówienia rodziły nieporozumienia, a tych lepiej było z Milo unikać. Ostatecznie część informacji wędrowała dalej i szkoda byłoby psuć opinie u ważnych person ze wschodnich społeczeństw.
Sięgnął za pazuchę marynarki i wyciągnął w stronę Valentiny zdjęcie wykonane najpóźniej po 1930 roku.
— Oliver Jefferson.
Krótko, pozornie bez boleści. Milo był z niego dumny. Oliver miał szansę dokonać wielkich odkryć, zmienić oblicze postrzegania wampiryzmu i ludzkich chorób, bo choć zyskał nieśmiertelność to nie przestał dbać o słabszych. Ze zdjęcia spoglądał na wampirzycę przystojny szatyn o jasnych oczach w umundurowaniu lekarza polowego. Milo skrywał uczucia związane z utratą, ale to nigdy nie pozostawało obojętne nawet po zerwaniu więzi. Ciemne oczy pozostały niewzruszone. Pamiętał, że nie ma przed sobą przyjaciela. Nigdy nie miał.
Powrót do góry Go down
Valentina Castellanos
Valentina Castellanos
WIEK : 25 // 128
PRACA : właścicielka Pandemonium
Wampir

Wyzbycie się uprzedzeń było luksusem. Wszyscy opierali się w dużej mierze na domysłach; społeczności, z których preferowanie przybył Milo dzielił od Astorii praktycznie cały kraj. Nic zatem dziwnego, że coraz wyraźniejsze stawały się różnice między jedną stroną, a drugą; podobnie rzecz się miała w przypadku południowych społeczności. Wszyscy mieli jakieś swoje preferencje, ich w Oregonie był to święty spokój, który pojawienie się Adory zburzyło. Obecnie był już niemożliwy do odbudowania. Wrócili do punktu wyjścia.
Wyczuwała protekcjonalny ton rozmówcy, zbyt mocne założenie, że może czuć się na tym terenie swobodnie; obecnie nigdzie nie było już swobody. Cios mógł nadejść z każdej, nawet najbardziej nieoczekiwanej strony. Tęsknota za starym porządkiem jawiła się jako coś coraz bardziej naiwnego. Ten już nie wróci. Pogłoski krążyły nie tylko o Oregonie, ale również o wschodnim wybrzeżu.
- Już to zrobiłeś, zatem się nie krępuj - odparła, odchylając się na oparcie fotela rozluźniona. Nie umknął jej uwadze jasny włos, który strząsnął. Dostrzegała próbę przejęcia kontroli nad torami tej rozmowy; zawoalowane sugestie, plecione wprawnie dłońmi kogoś, kto właśnie tym się zajmował. Wyciąganiem informacji. Strzelanina w Pandemonium poniekąd wymusiła konieczność podzielenia się nimi, choć nie byli ich nikomu winni.
- Jeńca zatrzymaliśmy. Przez wzgląd na jego więź ze stwórcą stanowi nabytek co najmniej przydatny, zwłaszcza w obliczu ograniczonej możliwości kontaktu z tymi, którzy ruszyli za kanclerzem - odparła swobodnie, zakładając nogę na nogę. Nieporozumienia. Skąd miałaby wynikać potrzeba przypodobania się opinii ważnych person ze wschodnich społeczeństw? Skoro znaczyli tak niewiele w ich oczach, ich zainteresowanie zakrawało na pewną niekonsekwencję w działaniu. Nie odpowiadała przed nimi, żadne z nich nie odpowiadało.
Spojrzała na zdjęcie, które pokazał Milo. Nazwisko niewiele jej mówiło, choć twarz była znajoma.
- Jestem prawie pewna, że zginął, tak jak wielu innych - rzekła w końcu. - Przykro mi - zgadywała, że skoro padło pytanie akurat o niego, był on dla Remingtona kimś istotnym. To nigdy nie było łatwe, ale nie on jeden odniósł straty. - Nie wiem, ile zdążył ci przekazać Santiago, ale sprawa jest bardziej złożona niż się wydaje, a jej początki sięgają aż listopada. Wtedy doszły nas słuchy o zgubionym przez demony, których zatrzęsienie w tym mieście, artefakcie. Jeden z naszych został wysłany, by w ramach współpracy z demonami odnaleźć artefakt, a wówczas okazało się, że to potężny przedmiot o działaniu równie tajemniczym, co jego właściciele - nakreśliła pokrótce tło. - Później zjawiła się Adora wraz z pomysłem przewrotu, do którego miało dojść w trakcie Przesilenia. Zebraliśmy spore siły, mimo że kanclerz już się czegoś domyślał i rozpoczął ekspansję. Z jego rąk zginął Vidar, nieoficjalny kanclerz Kanady - urwała na moment. Zgadywała, że był to wampir Remingtonowi znany. - Sytuacja na Przesileniu była napięta, ale nie dramatyczna. Zanim doszło do właściwego zamachu, kanclerz uparł się jednak, żeby otworzyć demoniczny artefakt, który był w naszym posiadaniu, a wtedy zaczęło się piekło. Chciwość zgubiła tych, którzy doprowadzili do pogromu i również chciwość zawiniła tutaj. Ta księga już wcześniej miała dziwny, zły wpływ na każdego, kto się zanadto do niej zbliżył, ale kiedy została otwarta, sam konflikt przestał się liczyć, a wszyscy zwyczajnie stracili rozum i zaczęli się wzajemnie atakować. Garstka która przeżyła, zdążyła się rozjechać, w tym również ja. Nie mam informacji, kto sprzątnął tamten bałagan, ale niewątpliwe ktoś to uczynił, skoro media milczą.
Powrót do góry Go down
Milo Remington
Milo Remington
WIEK : 31 / 429
PRACA : biznesmen
Wampir

Mogła uznać to za przypadłość starczego wieku. Wiedzieli lepiej, bardziej. W końcu żyli tak długo i oglądali śmierć wielu. Remingtonowi daleko było do opierania się na swoim wieku w podejmowaniu decyzji. Nie szastał tak wątpliwym argumentem, ponieważ pokora zdążyła boleśnie pokazać mu czym to się kończy. Obserwując inne wampiry podczas codziennych czynności w różnych warunkach już dawno doszedł do wniosku, że wiek niekoniecznie szedł w parze z mądrością. Można było być inteligentnym, ale rzadko spotykało się mądrych. Milo z przekonaniem opowiedziałby się za liderem z Nowego Orleanu, który był lisem, tak sprytnym że gdyby chciał to mógłby osiągnąć znacznie więcej i wtedy kto wie, czy Valentina wraz z przyjaciółmi nie zmieniłaby zdania co do swojej powinności. Remington słuchał wampirzycy z uwagą, nie zawracając sobie głowy imitowaniem ludzkich odruchów, które zawsze były konieczne w kontakcie ze śmiertelnikami. Wbrew temu potrafili być świetnymi obserwatorami i szybko wyłapywali brak oddechu u rozmówcy. Przebywanie wśród pobratymców zapewniało komfort.
— W trakcie rozmowy z Santiago, odniosłem wrażenie, że pobyt obecnego szeryfa jest pilnie strzeżoną tajemnicą — napomknął. Domyślał się jak zareaguje na to Madame Sophie. Układanka była rozsypana, ale on ją poukłada i przekaże dalej, zgodnie z życzeniem swoich pracodawców.
Valentina mogła się nie tłumaczyć i pójść za przykładem Santiago. Nikt im tego nie bronił. Każda decyzja jednak oznaczała reakcje. Milo poznał odpowiedź na swoje własne pytanie oraz prawdziwą przyczynę dla której zgodził się na opuszczenie Wschodniego Wybrzeża. Po wysłaniu raportu mógł poczuć się jak wolny ptak. Karin wszczepiła mu przekonanie o tym, że wampir nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu. Byli drapieżnikami, a te nieustannie zmieniają swoje terytorium. Im więcej Castellanos mówiła, tym więcej odzwierciadlało się na nieruchomej twarzy wampira. W oczach pojawiło się zrozumienie wskazujące na to, że demony nie są dla niego wyssaną z palca opowiastką. Spotkał kiedyś jedną z tych piekielnych istot. Obleczona w piękno, które raziło najdalszy członek ciała. Przebiegła i sprawnie manipulująca, potrafiąca obrócić niekorzystne warunki na swoją korzyść. Dał się takiej zapędzić w kozi róg i prowadzić na powrozie. W efekcie był bliski popadnięcia w szaleństwo.
Gdyby mógł to westchnąłby. Vidar, jeden z szanowanych i starszych wampirów, który pomimo wieku umysł miał ostry jak brzytwa. Nigdy go nie spotkał, ale słyszał o nim wiele dobrego podczas dżentelmeńskich wieczorków w Nowym Orleanie. Opowieść Valentiny potwierdzała obawy Milo i to występujące w niej demony przekonały go, że powinien zabawić w Astorii na dłużej. Najpierw Karin, a teraz to.
Po słowach wampirzycy zapadła cisza, której przerwanie wziął na swój karb. Poprawił się w fotelu namyślając się nad wypowiedzią.
— Za twoją zgodą chciałbym zostać w Astorii na dłużej. Będę musiał sporządzić sprawozdanie ze swojej wizyty, a w tej chwili uznają ją za oficjalnie zakończoną.
Gdyby miał notes i pióro w ręce to zostałyby odłożone w geście zamanifestowanie, że od teraz rozmawia z nim, a nie czyimś wysłannikiem.
— Przekonałem się na własnej skórze o zgubnym wpływie demonów. Dlatego z szczerą chęcią pomogę tobie i twojej społeczności — nie mogli puścić masakry z Przesilenia płazem. Nie wiedział, że to część czegoś większego i będą w to zamieszani również inni. Wtedy być może przemyślałby swoją decyzję. Florence miała rację, zawsze ładował się w kłopoty nawet jeśli działał z dobrych pobudek.
Powrót do góry Go down
Valentina Castellanos
Valentina Castellanos
WIEK : 25 // 128
PRACA : właścicielka Pandemonium
Wampir

Widzieli i wiedzieli więcej, ale każdy kolejny mijając rok, przesypujący się jak piach przez palce, oznaczał utratę cząstki siebie. Cosimo mawiał, że wraz z wiekiem w wampiry wkraczały zmiany, niewidoczne może na przestrzeni dziesięciu, czy piętnastu lat, ale setek. Charakter się zmieniał, a umysł przestawał być aż tak lotny, pomimo przewagi doświadczenia. Nie wiedziała, ile dokładnie lat miał Milo, pytać go o to wszak nie wypadało; podobnie jednak jak nie wiedział, ile lat ma ona. Woal tajemnicy otaczał wampiry bez względu na to, gdzie się udawały. Był w tym jakiś powab i przeklęte piękno, które być może przeszkadzało tym, którzy zwyczajnie lubili wszystko wiedzieć.
- Ścigają kanclerza, a im mniej osób zna ich obecne położenie, tym lepiej, zwłaszcza iż nie jest ono stałe. Dopóty dopóki Luciano żyje, zagrożenie wciąż pozostaje realne, o czym miałeś się okazję przekonać - odparła. Pozostali na placu boju poniekąd sami, jakby zamierzali posprzątać błędy, które niczym kurz osiadły na społecznościach zachodu. W końcu jakby nie patrzeć wiele wcześniejszych doniesień było zastanawiających, a postępowanie kanclerza odbiegało od tego, jak wyglądać powinno. Tymczasem potrzeba było bodźca, który pchnie ich do działania. Dostali go, w postaci Adory, a teraz należało się uporać z konsekwencjami.
- Możesz zostać tak długo, jak uznasz za słuszne. Poinformuję resztę o twojej obecności, tak żeby nikt cię nie niepokoił - odparła. Kolejny udzielony kredyt zaufania, którego gdyby nie konieczność, nie udzieliłaby, z natury uparta i dumna. Mogła jednak tylko perfekcyjnie grać swą rolę i starać się myśleć tak, jak Cosimo.
- Oni, czyli kto konkretnie? - Zapytała, zupełnie nienapastliwie. Niemądrym byłoby zakładać, że którykolwiek przybyły wampir zamierzał im pomagać z powodu idei czy dobroci serca. Oczy i uszy przysłane ze wschodu, przed którymi ostrzegał jej Stwórca. Być może właśnie dlatego jego kolejne słowa wywołały wprawnie ukryte zaskoczenie. Dość sprawnie odczytała gest pewnego odcięcia rozmowy od spraw czysto zawodowych.
- Cieszy mnie to. Większy nakład sił oznacza większe szanse, a przypuszczam, że możemy śmiało założyć, iż cokolwiek planują demony, to miejsce było lub będzie tylko początkiem. - Jak kraść, to miliony, jak opanowywać, to raczej większy teren, niż jakaś Astoria. Nie miała pojęcia, czym mogły kierować się demony. Wyobrażenie sobie istoty z natury złej było trudne, sama Valentina myślała o potworach w zupełnie innych kategoriach.
- Domyślasz się pewnie, że interesuje mnie kwestia przesłanego przez ciebie zdjęcia. Co konkretnie się wydarzyło? - Mogłaby dać się ponieść fali domysłów, a biorąc sobie do serca ostrzeżenie Cosimo, postrzegać Milo jako intruza, który rozprawił się z kimś, niezależnie czy było to nowonarodzone pisklę, dorosły wampir, czy śmiertelnik, nie konsultując tego z nikim tutejszym. Nawet jeżeli mianem prawdziwie tutejszego mogła określić wampiry, które zliczyłaby na palcach jednej dłoni. Stanowili obecnie zlepek różnych społeczności, od Eleny, poprzez Kaia i Mirę, na Santiago kończąc. Siła rozmyła się w powietrzu jak prochy poległych na Przesileniu. Tak czy inaczej Remington raczej nie mógł uważać tego pytania za zaskakujące, bo było pierwszym, które powinno paść.
Powrót do góry Go down
Milo Remington
Milo Remington
WIEK : 31 / 429
PRACA : biznesmen
Wampir

Skinął głową na znak zrozumienia. Powróci do tematu w chwili, gdy Valentina uzyska więcej informacji lub sam Farnese z Lovecraft zawitają w progach rezydencji. Nie widział sensu w drążeniu tematu uważając to za niegrzeczne i nie zmierzające do niczego konkretnego.
— Madame Sophie i Philandera Langa. Domyślam się, że do tej pory pozostawali poza twoim zainteresowaniem. Są liderami wschodnich społeczności. W wolnym czasie chętnie podzielę się swoją wiedzą na ten temat — należało to uznać za propozycję kolejnego spotkania i kolejnej niezobowiązującej rozmowy. Skoro oboje ustalili, że pozostanie w Astorii na dłużej to okazji nie powinno zabraknąć. Nawet jeśli nadal podchodziła do niego z rezerwą to istniała szansa na lepsze poznanie. Obcy nie zawsze oznaczał wroga.
— Cóż — do tej części rozmowy powinni rozsiąść się wygodnie ze szklanką karminowej posoki. Uśmiechnął się do Castellanos jak urwis zadowolony ze swojej psoty. — Najprościej mówiąc to pozbyłem się problemu zanim eskalował. Domyślasz się zapewne gdzie rezyduję na czas mojego pobytu w mieście. Wraz z Florence, moją potomkinią wróciłem do hotelu zaraz po strzelaninie w Pandemonium. Uznajmy, że mój szósty zmysł wychwycił nieprawidłowości, które doprowadziły mnie do młodego wampira i martwej pokojówki. Mieliśmy szczęście, bo wysiadł prąd. Chciałem na początku dojść z nim do porozumienia. Nie jestem nieokrzesanym barbarzyńcą, który co do joty spełnia rozkazy narzucone odgórnie przez nasze prawo... Niestety mimo najszczerszych chęci musiałem urwać mu łeb. W pokoju były ślady ziemi, prowadziły do ogrodu należącego do hotelu. Po tym kto to zrobił nie było śladu, a wątpię, aby ktokolwiek z tej społeczności chciał mi sprezentować taką atrakcję na powitanie. Dlatego powiedz mi, Valentine. Mieliście już wcześniej na swoim terenie przypadki nieprawnych przemian?
Nie kłamał, ale nie mówił również całej prawdy.
Powrót do góry Go down
Valentina Castellanos
Valentina Castellanos
WIEK : 25 // 128
PRACA : właścicielka Pandemonium
Wampir

Istotnie, Valentina choćby i nawet miała taką ochotę, nie byłaby w stanie podać Remingtonowi żadnych konkretów. Od czasu zdawkowej wiadomości od Cosimo, nie mieli żadnego kontaktu i jedynie słabe przeczucie, że był zdrów, utrzymywało ją w przekonaniu, że wszystko musiało być jak należy. Nie miała pojęcia, gdzie obecnie mogą wraz z Adorą przebywać, tak było zresztą pod pewnymi względami łatwiej. Ciężko było cokolwiek oceniać, jedyną pewną informacją był fakt, że na początku stycznia Torrero meldował się w Nevadzie, a co było potem? Może zbiegł ku rejonom Ameryki Południowej, licząc, że tam łatwiej będzie mu się skryć wśród nieprzebytej dżungli?
- Doskonale - odparła krótko. Istotnie, oba przedstawione nazwiska obiły się jej o uszy, głównie ze względu na jej stwórcę, który z powodu wieku był obeznany z większością żyjących krwiopijców. Jak jednak sam Milo zauważył, dotychczas nie było potrzeby bliżej się tym interesować. Dzieląca ich odległość praktycznie całego kraju sprawiała, że wydawali się poniekąd oscylować gdzieś poza zasięgiem wszelkiego kontaktu.
Westchnęła, wysłuchawszy opowieści Milo, po czym zabębniła w zastanowieniu paznokciami o podłokietnik fotela, bynajmniej nie w geście zniecierpliwienia. Czyli jednak tak, jak się obawiała.
- Do czasu przesilenia nigdy, odkąd upadła struktura, to już drugi przypadek. Szesnastego stycznia przyprowadzono do mnie przemienione dziecko - urwała. Nie wydawała się specjalnie zdruzgotana takim obrotem spraw, ale i nie zadowolona z tego, co musiała zrobić. - Już jako wampirzy pisklak byłaby kłopotliwa, ale była też ludzkim pisklakiem, w dodatku wyjątkowo krnąbrnym. Dla bezpieczeństwa obecnych wampirów, jak i jej samej, musiałam niestety rozwiązać ten problem siłą, nim wymknie się spod kontroli - było ich mało, żenująco mało. Zbyt mało, by oddelegowywać kogoś tylko do opieki nad małą dziewczynką. Ktoś wyrządził jej okrutną krzywdę i to nie powinno się było nigdy stać, taką jednak mieli rzeczywistość.
- Mam wszelkie podstawy by sądzić, że to ten sam osobnik za tym stoi. Motyw byłby wszak podobny, czyli żaden. Z zeznań pisklęcia udało się dowiedzieć, że przemieniła ją jasnowłosa kobieta. Przypuszczam, że pojawiła się tutaj już po zatarciu granic, w przeciwnym wypadku wiedzielibyśmy o nieproszonym gościu - dokończyła, obserwując Remingtona uważnie. - Jest z nami jeden z lepszych tropicieli, który niegdyś pracował na konto kanclerza, Kai Hammet. Być może to nazwisko obiło ci się o uszy. Byłoby cudownie, gdyby udało wam się porozmawiać, bo sprawa ta jest niecierpiąca zwłoki. W związku z sytuacją w mieście musimy skontaktować się z łowcami, a raczej nie będą chętni się z nami układać, jeżeli nielegalne przemiany będą się powtarzać - dorzuciła, co Milo mógł odczytać jako gest dobrej woli. Albo przynajmniej coś, co na to wyglądało.
- Myślę, że w obliczu tego jak wygląda sytuacja, mogę śmiało zaoferować zarówno tobie jak i twojej potomkini, zajęcie tej rezydencji. Miejsca jest tutaj sporo, a komfort i bezpieczeństwo są niewątpliwie wyższe niż w hotelu. Ze względu na człowieka Torrero, którego udało nam się schwytać a którego rozkazy dotyczyły bezpośrednio Pandemonium wnioskujemy, że tutaj jest już bezpiecznie. Przekieruję tutaj jeszcze parę wampirów - zaproponowała. Naturalnie nie zamierzała do niczego zmuszać zarówno Milo jak i samej Florence, jednak z pewnością tutaj mógłby cieszyć się większą swobodą, niż w hotelu.
Powrót do góry Go down
Milo Remington
Milo Remington
WIEK : 31 / 429
PRACA : biznesmen
Wampir

Nigdy nie zapytał Karin skąd pochodzi. Nie rozmawiali o jej przeszłości, ta ukazywała się drobnymi symbolami w gestach jasnowłosej wampirzycy. W chwilach, gdy o niej rozmyślał zastanawiał się czy była Skandynawką i co takiego sprawiło, że ich drogi się rozeszły. Słowa Valentiny utwierdzały go w przekonaniu o tej jednej i samej osobie, która dała się we znaki znacznej ilości wampirów niż można byłoby przypuścić. Nielegalne przemiany stały się poważnym problemem, gdy zwiadowcy zaczęli donosić o łączących się w grupki wampirach, które nie potrafiły zapanować nad swoim pragnieniem krwi. Łapanki, eksterminacja i święte przekonanie o słuszności, wpłynęło prawdopodobnie na każdą społeczność stykającą się z podobną sytuacją. Obserwował takie wydarzenia z poczuciem kiełkującej winy, zażenowana oraz trudnego do określenia podekscytowania wymieszanego z lękiem. Nikomu nie powiedział prawdy o swojej Stwórczyni. Wymyślił sobie najzwyklejszego Johna Smitha, który dosyć szybko zniknął z powierzchni ziemi. Musiał jedynie przyznać Philanderowi ile ma lat. Zdobywał jego zaufanie latami, ale nigdy do końca nie był pewien co ten szczególny wampir o nim sądzi.
Obserwował Castellanos podczas wypowiedzi bez podejrzliwości co do mówienia nieprawdy. W przeciwieństwie do niej wiedział kogo dokładnie szukają i jak wygląda tajemnicza jasnowłosa kobieta. Zastanawiał się, czy to przez więź krążyli wokół siebie jak satelity, które zbliżając się doprowadzały do zmian w otoczeniu, a gdy się mijały wszystko wracało do normy. Obserwował działanie więzi u innych pobratymców oraz u samego siebie. Jaki był dla Florence i Olivera? Faworyzował, któreś? Patrząc na niektórych Stwórców zastanawiał się, co takiego spaczyło jego i Karin, że żadne z nich nie chciało lub nie potrafiło nawiązać ponownego (i normalnego) kontaktu?
Nie miał powodu lękać się wampirzycy, która ponad czterysta lat temu zjawiła się w maleńkiej, dopiero raczkującej osadzie. Czy w takim razie ona lękała się jego? Pytań było mnóstwo, szczególnie po liściku w hotelu i przeszukaniu kwiaciarni. Nie znalazł nic i nie wyczuł niczego.
Nie zapowiadało się na to, aby miał czynić Valentinie wyrzuty z powodu zabicia małej wampirzycy. Wampirze prawo nie powstało z byle kaprysu biurokratycznego gorliwca. Życie bez zasad rodziło i nasilało konflikty, których głównym czynnikiem pozostawały długowieczne istoty.
— Obawiam się, że w tym przypadku nawet świetny Hammet niewiele pomoże. Jasnowłosa dama naprzykrzyła się nie tylko tobie i twoim domownikom, ale wielu innym społecznościom na przestrzeni kilkunastu lat. Może nawet więcej, o ile to ta sama osoba, a na to wszystko niestety wskazuje. Będzie trzeba podejść do tego niezwykle ostrożnie i rozważnie, licząc że jeszcze przebywa w tym okręgu. A łowcy... Mam nadzieję, że Nowy Jork znają jedynie z telewizji.
Podparł brodę o rękę, która rozmościła się na podłokietniku. Znał wymienionego wampira, ale zawsze ostrożnie podchodził do pochwał i zachwytów. Nawet, gdy kierowano je do niego i jego wytworów. Podobno doskwierała mu skromność. Cecha u wampirów grożąca wyginięciem. Zresztą, Karin ścigało już wielu i bezskutecznie. Zupełnie jakby posiadała super moc, niczym komiksowy twór. Czuł nadchodzącą konieczność stanięcia twarzą w twarz z kobietą, której zawdzięczał nieśmiertelność. Był tchórzem? Może. Łowcy stanowili komplikacje, a wspominając Nowy Jork miał na myśli wybicie Hudsonów przez tamtejszą społeczność.
— Chętnie przyjmę ofertę jeśli tylko upewnię się, że będę w stanie przenieść tu swój warsztat. Potrzebuję sporej przestrzeni na testy i dla komfortu współmieszkańców... — już wcześniej, gdy rozglądał się po Astorii i okolicach zastanawiał się nad miejscem dla swojej pracowni. Nie wypadało jednak wymuszać czegokolwiek na gospodyni i trzeba się liczyć z powrotem szeryfa. Dopadło go zadziwiające rozkojarzenie, które usiłował przegonić rozmasowaniem skroni.
Powrót do góry Go down
Valentina Castellanos
Valentina Castellanos
WIEK : 25 // 128
PRACA : właścicielka Pandemonium
Wampir

Czyż to nie paradoksalne, że po raz kolejny wychodziła na jaw prosta prawda? Przeszłość gnała za nimi jak pies za zaszczutą zwierzyną, czy tego chcieli, czy nie. Matka Valentiny, która uwielbiała zasypywać ją rozmaitymi zagadkami, przytoczyła kiedyś taką, która utkwiła jej w pamięci aż do dzisiaj. Zakop pod ziemią, nakryj kamieniem, a ja i tak kości odgrzebię. Kim jestem? Odpowiedź umykała gdzieś wówczas w prostym, dziecięcym umyśle, niknąc pomiędzy mniej lub bardziej zbliżonymi do prawdy pomysłami na to, jakie może być rozwiązanie. Ale odpowiedź była prosta. Wspomnieniem.
Valentina nie mogła wiedzieć o znajomości Remingtona i ich, na razie jeszcze drobnej w całym morzu problemów, zmory. Naleciałości dawnych reguł nie dało się wyzbyć tak łatwo, co skutkowało w końcu pewnym przemilczeniem tego, kto był czyim stwórcą, jeżeli nie było to absolutnie konieczne. Castellanos nie miała żadnych podstaw by podejrzewać, że część prawdy została przed nią w tej chwili zatajona, nie tylko przed nią zresztą. Ostatecznie nie miało to jednak aż takiego znaczenia. Nie mieli czasu roztrząsać tło problemu; musieli zająć się epicentrum, dopóty dopóki to nie wymknie się spod kontroli. A skoro dokonały się już dwie przemiany, nie wykluczało to kolejnych. Nie byłoby im to na rękę nawet wtedy, gdyby okoliczności nie zmuszały ich do wyciągnięcia ręki w stronę łowców.
Rewelacje o jasnowłosej damie sprawiły, że uniosła brwi. Jakkolwiek problem w jakimś stopniu znany wydawał się mniej straszny, tak fakt, że to nie pierwszy taki przypadek, przyprawiał ją w najlepszym wypadku o wyimaginowaną migrenę.
- Sytuacja tym bardziej staje się zatem priorytetowa. Twoje słowa nie napawają zbytnim optymizmem, pozostaje mi jedynie wierzyć, że skoro masz na ten temat jakieś informacje, nie poskąpisz ich tropicielom. Rozumiem, że ów problem zwykle znikał sam i przenosił się gdzieś indziej, skoro wciąż nikt jej nie złapał? - Westchnęła, choć nieco niechętnie. - Dotychczas nie mieliśmy tutaj z łowcami większych problemów, co sugeruje, że nie mają wyczerpującej wiedzy na nasz temat jako rasy. Możliwe zatem, że jest tak, jak mówisz - dodała w kwestii znajomości Nowego Jorku jedynie z telewizji. Wampiryzm nauczył ją jednak jednego: by nigdy nie bagatelizować żadnego zagrożenia, nawet pozornie błahego. Łatwo było pozostać ślepym na odsetek ludzki, tak pozornie kruchy. Na tych śmiertelników czynnie sprzeciwiających się lawinie nadnaturalnych, która co jakiś czas próbowała niewielkim szturmem zdobyć ich świat. Łowcy raz już pokazali ich przodkom, na co ich stać. Wybicie Hudsonów było tylko kroplą krwi w całym morzu szkarłatu.
Kwestia warsztatu wydawała się nieco kłopotliwa zważywszy na to, że Valentina miała raczej mgliste pojęcie o tym, czym Milo się właściwie zajmował. Miała nadzieję, że powrót Cosimo był już tylko kwestią czasu, chociaż towarzyszyło jej przekonanie, że nie poczytałby jej za złe propozycji, którą wystosowała względem wysłannika wschodu.
- Mam więc nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe jeżeli zapytam, czym dokładnie się zajmujesz? - Zapytała, licząc, że dzięki temu będzie go mogła jakoś nakierować. Nawet jeżeli niekoniecznie tutaj, to być może w inne miejsce w Astorii, wolne od zgubnych, demonicznych wpływów. Santiago wspominał jej o tym, że Remington, jak zresztą sugerowałby dobór nazwiska, trudnił się sprzedażą broni. Warsztat nasuwał jednak na myśl rzemieślnika.
Powrót do góry Go down
Milo Remington
Milo Remington
WIEK : 31 / 429
PRACA : biznesmen
Wampir

Życie kryło tyle niespodzianek ile istot było w stanie je wygenerować. Wampiry zdawały się uwielbiać tajemnice. Milo robił to z przezorności. Nigdy nie należało pokazywać kart nim gra na dobre się nie zaczęła.
— Rozumiem i jak najbardziej — zgodził się z nią. Nie było sensu udawać, że jest inaczej lub zapewniać o poradzeniu sobie samemu. Łatwo nie będzie odnaleźć Karin i jeśli wybyła znowu w świat to prawdopodobnie pozostanie im śledzić o doniesieniach z kraju, o ile morderstwa nie umkną pod lawiną doniesień o nadchodzącej apokalipsie. Przyszłość pokaże. Nie mógł się doczekać kiedy przekaże Florence wieści o tutejszych łowcach i chęci współpracy. Będzie to okrutne z jego strony, ale wraz z tą myślą nie łączył tego z ewentualnymi konsekwencjami. Los potrafił kpić, a za swoje ofiary bardzo często obierał nieśmiertelne wampiry. Oto miał przy sobie kobietę, która miała wydać na świat kolejny materiał na łowców. Wyrwał ją ze znanego świata i pozwolił, aby pochłonęła ich ciemność. Okrucieństwem było pozwolić patrzeć Florence jak giną ostatni członkowie jej rodziny. Teraz pochodzenie wampirzycy mogło być kartą przetargową w pertraktacjach.
— Pozwolisz, abym był obecny podczas rozmów z łowcami? — zagadnął ze spokojem. Trudno było czytać z wampirzych twarzy, a Milo przez lata nauczył się, że z czasem łatwiej jest nie okazywać emocji i intencji niż odwrotnie. Przewrotna sztuczka. Złych zamiarów nie miał i Castellanos nie do końca mogła być przekonana co do tego pomysłu. Nie miał zamiaru jej przekonywać, nie był to czas ani miejsce na takie gierki. Samodzielnie mogła rozważyć za i przeciw.
— Santiago nie wspominał? Cóż, sam pewnie się nie domyślił. Remington to nie tylko nazwisko, za sukcesem firmy stoję ja — uśmiechnął się sympatycznie — Konstruuję broń palną. To wielki skrót, ale zapewne wiesz z czym się to wiąże. Dlatego potrzebuję miejsca w którym nie będę musiał się obawiać wścibskich oczu i postrzelenia przypadkowego gapia.
Zażartował.
— Dziękuję za rozmowę, Valentine. Niestety na mnie już czas. Jutro z chęcią przedstawiłbym tobie i Santiago moją potomkinię, jeśli oczywiście nie macie innych planów na wieczór.
Niekulturalnie byłoby spojrzeć na zegarek. Pozostawił Castellanos kurtuazję całego pożegnania.
Powrót do góry Go down
Valentina Castellanos
Valentina Castellanos
WIEK : 25 // 128
PRACA : właścicielka Pandemonium
Wampir

Zgadywała, że Milo zdawał sobie również sprawę z innego, dosyć prostego faktu, który nie pozwoliłby jej przystać na jego samotne poszukiwania tajemniczej wampirzycy. Nie tylko mogła go wszak podejrzewać o znajomość z nią, świat wampirzy był wszakże dość hermetyczny i większość w taki czy inny sposób się znała, choćby ze słyszenia. Remington na pewno zdawał sobie sprawę z tego, jak drogie jest zaufanie. I jak mało mogli go sobie wszyscy tutaj wzajemnie zaoferować. Pewnego kredytu i tak udzieliła i miała tylko nadzieję, że nie przyjdzie jej tego pożałować.
Śmiała prośba Milo pozornie nie wywołała żadnych większych emocji na twarzy Valentiny; ot, wciąż obserwowała go z uprzejmym zainteresowaniem rozmówczyni, nawet jeżeli na usta cisnęło się krótkie, proste wszak w swej naturze pytanie dlaczego? Musiała jednak odłożyć na bok własną ostrożność. Skoro Milo zaoferował pomoc, odcinacie mu dostępu do informacji byłoby już przejawem czystego uporu z jej strony, a tego musiała się wyzbyć, nawet jeżeli wydawało się to irracjonalnie trudne.
- Oczywiście. Skontaktuję się z tobą, gdy tylko uda nam się ustalić jakiś dogodny termin - skinęła lekko głową. Perfekcja gry obu stron wydawała się w pewien sposób absurdalna. Łatwiej było jej jednak powściągnąć emocje względem wampira praktycznie jej nieznanego. Łatwiej było odgrywać rolę, której nieoczekiwanie była zmuszona się podjąć. Oby jak najkrócej.
- W takim razie myślę, że znajdzie się odpowiednia kwatera, nadająca się na pracownię. Niestety od czasu przesilenia, większość stoi pustych, po naszych specjalistach w różnych dziedzinach. Jestem przekonana, że znajdzie się odpowiednie lokum, do którego będziesz mógł sprowadzić to, czego potrzebujesz. Szepnę słówko jednemu z naszych ludzi, zaprowadzi cię i sam będziesz mógł zdecydować - odparła swobodnie. Obecnie każdy specjalista był na wagę złota, nie było zatem co ukrywać, że ktoś taki się przyda. W dodatku istotnie, rezydencja Farnese kryła naprawdę sporą powierzchnię, obecnie w dużej mierze pustą. Był to kolejny z powodów, dla których przebywała tutaj teraz tak niechętnie. Echo głosów tych, którzy polegli, wciąż zdawało się krążyć między ścianami pustych pomieszczeń.
- Kto wpycha nos w nieswoje sprawy być może zasługuje na postrzelenie - dodała w równie żartobliwym tonie, pozwalając sobie na krótki, nieprzesadzony śmiech. Skinęła głową Milo w podzięce za rozmowę, po czym wstała.
- Sądzę, że dla twojej potomkini uda nam się wygospodarować czas - pociągnęła, uśmiechając się ujmująco. Po krótkim, acz serdecznym pożegnaniu, w gestii Milo pozostawiła, czy istotnie zechciał obejrzeć kwatery, czy postanowił z tym zaczekać. Sama opuściła jednak rezydencję, udając się z powrotem w stronę Astorii.

z/t x2
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Powrót do góry Go down
Skocz do: