Memento mori
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: Szpital św. Jana Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
23 stycznia, Joe & Riley
Riley Jones
Riley Jones
WIEK : 25 lat
PRACA : nic konkretnego
23 stycznia, Joe & Riley Giphy
SKĄD : Portland
Łowca

Bawiła się piłeczką tenisową, którą zakosiła jakiemuś staruszkowi, kiedy przewozili ją na badania. Miała wrażenie, że umrze z nudów. Milion razy kusiło ją, żeby do kogoś zadzwonić, ale ostatecznie uznawała, że to będzie jedynie zawracanie im dupy. Dlatego na wpół leżała, z podwieszoną nogą, podrzucając piłeczkę i odbijając ja od sufitu. Nie dała rady już spać w tej pozycji. Po wizycie Jess było z Riley lepiej, owszem. Niestety do wyjścia z tego piekła jeszcze trochę brakowało, a Jones myślała, że kręgosłup jej skostnieje od jednej pozycji.
To było nienaturalne dla kogoś, kto całe życie się ruszał. W dodatku zabronili jej słuchać muzyki, zważywszy na uszkodzone uszy. Dobrze, że zabrali z sali wszelkie ostre rzeczy, bo sama by się dobiła.
Kiedy drzwi się otworzyły, Jones omsknęła się ręka i piłeczka przeleciała centralnie przed twarzą wchodzącej osoby. Jones odetchnęła z ulgą, że nie była to Jess. Czarownica dałaby jej zastrzyki najgrubszą igłą, jaką znalazłaby w szpitalu.
- Przepraszam! - Odezwała się, może trochę zbyt głośno, niż powinna. Nie była tego świadoma, bo wszystko słyszała gorzej. Cieszyła się, że w ogóle cokolwiek słyszała, bo kiedy trafiła do szpitala, nie miała pojęcia, co do niej mówią.
- Mogę odzyskać piłkę? - Rzuciła, posyłając lekarzowi niewinny uśmieszek. W końcu nic się nie stało, a mogło być gorzej. To mogły być noże, nie?
23 stycznia, Joe & Riley23 stycznia, Joe & Riley Empty
19/1/2020, 20:51
Powrót do góry Go down
Joe Caldwell
Joe Caldwell
WIEK : 34
PRACA : Chirurg
23 stycznia, Joe & Riley Source
Człowiek

Gdyby ktoś zadał sobie trud i zapytał Caldwella dlaczego został w tym mieście, to powiedziałby najprawdopoboniej, że to dlatego, że jest mniejsze i w miarę spokojne. Znaczy, pewnie powiedziałby tak w listopadzie zeszłego roku. Na tę chwilę naprawdę nie wiedział co go jeszcze trzymało w Astorii oprócz stosunkowo świeżego grobu siostry. Abstrahując od zapadającego się Jewell, narastającej liczby pacjetnów z anemią, niedoborami wszystkiego, złamaniami, dziwnymi plotkami o krwiopijcach, wariatami i dziwnymi sprawami, mieli tu jeszcze nawet ataki terrorystyczne. I to takie, które szatyn miał okazję oglądać we własnej osobie, mimo że wcale o tym nie marzył.
Kiedy piłeczka przeleciała przed jego twarzą, jego serce zatrzymało się na chwilę, by zacząć zaraz bić naprawdę szybko. Stał tak przez chwilę, jak słup soli. Wszystkie gwałtowne ruchy, każdy huk, podniesiony głos - to wszystko przypominało o wiecu. I Caldwell zupełnie sobie z tym nie radził. Był zwykłym, prostym chirurgiem, który ledwo wychodził z żałoby po siostrze. Jego umysł nie radził sobie z kolejną tragedią tak blisko. Łapał się na tym, że bał się jechać komunikacją miejską, wybierając rower albo spacer. O ile wcześniej niechętnie wychodził z domu, teraz w zasadzie mieszkał w pracy, zakupy robiąc przez internet, resztę czasu spędzając w domu, z lampką wina, piwem, whiskey i papierosami. Wyglądał na jeszcze bardziej zmęczonego niż zazwyczaj, jakby wręcz znikał w oczach. Nie sypiał.
- Hm? Ostrożnie z tym - rzucił tylko, trochę jakby strofował dziecko, ale zupełnie bez przekonania. Spojrzał na piłeczkę spoczywającą u jego stóp, podniósł ją powoli i przyjrzał się uważnie. Dopiero wtedy przeniósł wzrok na Riley. I znowu zamarł. Zostań ze mną , głos kobiety odbił się echem w jego głowie. Został z nią do momentu, w którym w zasadzie siłą położyli go na własnym łóżku szpitalnym. Była w zaskakująco dobrej formie jak na to, że minęło pięć dni od dnia, w którym prawie pogrzebały ją gruzy sceny. Sam Caldwell był ciągle posiniaczony, jego skórę znaczyły zadrapania, mniejsze i większe rozcięcia, które powoli goiły się pod czujnym okiem pielęgniarek ze szpitala.
- Jest pani w naprawdę dobrej formie - wydukał w końcu, po dłużej chwili wpatrywania się do kobietę. Przetarł oczy, podchodząc do łóżka - powinni panią wyjąć z gipsu. Moglibyśmy to operować i wsadzić tytanowe śruby. Będzie pani bardziej mobilna - zaczął oglądając nogę - nie mówiąc o mniejszej atrofii mięśni- podał Jones piłeczkę, przenosząc wzrok na jej twarz - bez sensu - mruknął jeszcze pod nosem, po czym dotarło do niego, że pewnie ktoś tak zdecydował z jakiegoś ważnego powodu - chociaż jestem pewien, że lekarz prowadzący nie zrobił tego bez powodu... - nie był. I tak trzeba było ją operować przez złamanie otwarte.
Re: 23 stycznia, Joe & Riley23 stycznia, Joe & Riley Empty
19/1/2020, 22:39
Powrót do góry Go down
Riley Jones
Riley Jones
WIEK : 25 lat
PRACA : nic konkretnego
23 stycznia, Joe & Riley Giphy
SKĄD : Portland
Łowca

Rozpoznała go. Co prawda po chwili, ale ciężko było zapomnieć twarz człowieka, który starał się ją ratować. Czuła, że nawet jeśli była to jego praca, miała u niego dług. Tak ją już wychowano. A ona zawsze spłacała swoje długi! Wciągnęła ze świstem powietrze, po czym wypuściła je, tylko odrobinę delektując się faktem, że oddychanie nie boli. Nawet jeśli ona wyglądała już lepiej, to on w niczym nie przypominał tego skupionego na zadaniu, zdeterminowanego człowieka, który nachylał się nad nią w dzień wiecu.
- Riley. - Poprawiła go, bo nie chciała utrzymywać z nim tak formalnego tonu. Podsunęła się lekko na łóżku, aby zrobić miejsce. Niby miała świadomość, że to lekarz i pewnie nie ma czasu na dłuższe pogawędki, ale po cichu liczyła, że będzie miała szansę go lepiej poznać. Wytężała resztki słuchu, jakie jej pozostały i unosiła brwi coraz wyżej. Nawet odbierając piłkę, nie spuszczała oczu z jego twarzy. - Znaczy... W sensie, że... - Zamrugała. Skrzywiła się, wiedząc, że brzmi jak niedorozwinięta. - Chcesz powiedzieć, że wpakowali mnie w to, chociaż była inna opcja? - No w końcu to z siebie wykrztusiła. - Mobilna, tak? Jest jakaś szansa, żebyś tym lekarzem prowadzącym został Ty? - Zagadnęła, poprawiając się jeszcze na łóżku. Ściągnęła łopatki, starając się chociaż odrobinę rozruszać kręgosłup. Podciągnięcie się bliżej zagłówka, podciągało temblak, na którym zawieszona była noga i po chwili Riley znów zjeżdżała w dół łóżka. - No ja zwariuję... - Wzniosła spojrzenie ku sufitowi, wydając z siebie sfrustrowany jęk. Przekręciła głowę na poduszce. - Jedno trzeba przyznać temu lekarzowi. Jako pierwszy facet mnie uwiązał. - Jak zwykle, kiedy czuła irytację, żal, smutek lub złość, uciekała się do ironii lub kiepskich dowcipów. Sporadyczny kontakt z ludźmi i cała otoczka szpitala szczególnie negatywnie odbiła się na poczuciu humoru kobiety, ale Jones spróbowała nadrobić to uśmiechem. W końcu widziała, że mężczyzna, chociaż bez złamań, wcale nie czuje się lepiej.
Re: 23 stycznia, Joe & Riley23 stycznia, Joe & Riley Empty
20/1/2020, 00:03
Powrót do góry Go down
Joe Caldwell
Joe Caldwell
WIEK : 34
PRACA : Chirurg
23 stycznia, Joe & Riley Source
Człowiek

Zamrugał, patrząc na nią bez zrozumienia. To zupełnie nie miało sensu, to co widział. Najmniejszego. Minęło tylko kilka dni, a z karty, na którą teraz spojrzał, wynikało, że dziewczyna w zasadzie nie miała bębenków. Nie mówiąc poobijanych i pewnie połamanych żebrach. Stał i patrzył. To był już drugi taki przypadek w ciągu miesiąca, kiedy nie do końca wiedział co się dzieje. Najpierw kierowca wypadku, który wyglądał, jakby nawet nic go nie drasnęło, teraz to.
- Joseph - powiedział w końcu, bardzo cicho - nazywam się Joe Caldwell - powtórzył już głośniej, tak żeby na pewno go usłyszała. Spojrzał jeszcze raz na kartę - ktoś musiał popełnić błąd przy diagnozie - mruknął pod nosem, bardziej do siebie, niż do niej. Mógł w to uwierzyć - noc wiecu na pewno była szalona w szpitalu.
- Tak... - odpowiedział, trochę mechanicznie, bezbarwnym tonem, lustrując ją spojrzeniem i marszcząc czoło - w zasadzie zazwyczaj tak się teraz robi, żeby uniknąć powikłań. Operacyjne składanie kości, śruby i druty, pacjent zaczyna się poruszać po pierwszym dniu. O kulach albo z chodzikiem, ale jednak. I ten gips, przy złamaniu otwartym... - nie rozumiał. Nie rozumiał jak to możliwe, że miała tyle energii, nie rozumiał jak to możliwe, że wpakowali ją w gips, nie rozumiał braku zadrapań i siniaków. Bruzda na jego czole stawała się z każdą chwilą coraz głębsza. Tak bardzo potrzebował teraz zapalić, odzyskać rozum. A tak? Wpatrywał się w nią jak ciele w malowane wrota.
Wydawać się mogło, że żart przeleciał obok niego, zupełnie nie docierając do jego świadomości. Usiadł ciężko na łóżku obok dziewczyny, spojrzał na nią, znowu na nogę na wciągniku, potem na jej twarz, po czym zaśmiał się głupio. Gdzieś w tym śmiechu pobrzmiewała histeria i panika, maskowane wymuszeniem.
- Tak, Thomas ma taki talent - burknął, zmuszając kąciki ust do drgnięcia w uśmiechu. Spojrzał znowu na jej kartę - kiedy przeprowadzono myringoplastykę? Ktoś musiał nie wpisać jej w kartę - wyglądał na tak zagubionego i zdezorientowanego - to rekonstrukcja bębenków - uściślił. Nie widział nigdzie opatrunku, a przecież nikt by go nie zdjął wcześniej niż po tygodniu. Ktoś musiał się pomylić...
Re: 23 stycznia, Joe & Riley23 stycznia, Joe & Riley Empty
20/1/2020, 19:47
Powrót do góry Go down
Riley Jones
Riley Jones
WIEK : 25 lat
PRACA : nic konkretnego
23 stycznia, Joe & Riley Giphy
SKĄD : Portland
Łowca

Było jej tak strasznie go szkoda i zastanawiała się, jak może mu pomóc. Co jako łowca może zrobić, aby mężczyzna poczuł się lepiej? Nie do końca łapała wszystko, co mówił. Niektóre słowa doczytywała z ruchu warg, dopowiadała do kontekstu lub wnioskowała z zachowania. Nie miała pojęcia, jak wyjaśnić mu swój stan. No bo jak miała mu powiedzieć, że to robota magii, a poza tym to nie jej pierwsze rodeo i bywało już gorzej?
Kiedy usiadł obok niej, po chwili wahania wyjęła z jego dłoni papiery i odłożyła je na stolik. Wzięła głęboki wdech, jak rodzic, który musi przeprowadzić z dzieckiem poważną rozmowę. Podparła się na boku, krzywiąc, gdy konstrukcja, na której zawieszona była jej noga, zaskrzypiała okrutnie.
- Wszystko jest okej, nikt nie popełnił błędu. Nadal bolą mnie uszy i wciąż brzmisz, jakbyś szeptał. - Spróbowała go uspokoić. Nie wiedziała, czy robi dobrze, ujmując, tak w sumie obcego faceta, za dłoń. - Dlatego będę wdzięczna, jeśli mówiąc, będziesz na mnie patrzył, okej? Czego nie usłyszę, doczytam z ust. Taki mam talent.- Posłała mu pocieszający, łagodny uśmiech. Jeden z tych dziewczęcych, wyrażających troskę. - Chcę wiedzieć, jak czujesz się ty? I nie chodzi mi o urazy, bo poza tym, że potrzebujesz snu, chyba nic ci nie jest. - No proszę! Role się odwróciły i teraz to Riley robiła za diagnostę. Zacisnęła nieco mocniej palce na dłoni Joe. Chciała dodać mu otuchy, bo wyglądał tak, jak ludzie, którzy przeżyli spotkanie z nadnaturalnym światem. Oni potrzebowali stabilności, wyjaśnień i wsparcia. Poczucie bezpieczeństwa dawali najczęściej ludzie wokół. A jeśli Joe nie miał nikogo bliskiego? A jeśli nie chciał zarzucać kogoś swoimi problemami? Cóż... Łowczyni dopuszczała te wszystkie wersje i będąc przykutą do łóżka, jedyne co mogła zrobić, to zapewnić temu człowiekowi chociaż namiastkę owego bezpieczeństwa. Podłapała spojrzenie błękitnych oczu lekarza i trzymała je, mając nadzieję, że pod tą delikatną presją powie prawdę.
Re: 23 stycznia, Joe & Riley23 stycznia, Joe & Riley Empty
20/1/2020, 20:50
Powrót do góry Go down
Joe Caldwell
Joe Caldwell
WIEK : 34
PRACA : Chirurg
23 stycznia, Joe & Riley Source
Człowiek

Fakt, nie wyglądał dobrze. Caldwell w ciągu ostatniego półrocza wyglądem zestarzał się o kilka lat. Zmarszczki na czole od wiecznie wykwitającej bruzdy, zapadnięte oczy od małej ilości snu, pierwsze siwe włosy pojawiające się w drobnych loczkach - to wszystko niechybnie prowadziło go do starości, do której zdecydowanie było mu jeszcze daleko.
Teraz kiedy tak siedział na łóżku swojej pacjentki wydawał się jeszcze starszy niż zazwyczaj, jakby jego ramiona ugięły się pod ciężarem całego świata i wszystkiego, czego nie rozumiał. Doskonale znał to uczucie - zakradające się, powoli obejmujące człowieka i chwytające w lodowate szpony. Mrok spowijający umysł i narastający ból, którego źródła nie był w stanie odnaleźć. Tak długo, jak patrzył na cierpienie innych i im w nim pomagał, mógł funkcjonować. Teraz? Czuł, że ponownie staje na krawędzi, na której stał gdy umierała Agnes. Wtedy też nie wiedział co się dzieje, mimo że starał się sprawdzić wszystko. Wpatrywał się bezmyślnie w swoje dłonie. Jak mogła być w tym tak spokojna? Przecież prawie zginęła. Mechanicznie odwrócił głowę, podążając za jej głosem, zawieszając pochmurne spojrzenie na jej twarzy. Zazwyczaj bystre oczy wydawały się jakieś zamglone, zupełnie nieobecne.
- Nie powinnaś móc się ruszać - powiedział bezbarwnie - tak wynika ze wstępnej diagnozy - zawiesił głos. Po prawdzie, nie powinien pracować. Powinien siedzieć gdzieś na Hawajach albo u jakiegoś psychoterapeuty, wciągając na śniadanie baterię leków, a na kolację zaprawiając kolejną porcją. Nie powinien rozmawiać z kobietą, którą opatrywał, działając na czystej adrenalinie. A im dłużej na nią patrzył, tym intensywniejszy stawał się pisk w jego uszach, nasilając się. Tym bardziej zamiast szumu i trzasku jarzeniówek czy przytłumionych głosów pacjentów, słyszał głosy ludzi z wiecu. Zostań ze mną natrętne wspomnienie znowu pojawiło się w jego głowie, a twarz Riley, mimo tak łagodnego teraz wyrazu, zaczynała się wydawać niebezpieczna.
- Nie wiem co się dzieje - wydukał, niemal bezgłośnie. Z poważnego, szanowanego chirurga, stawał się małym, przerażonym chłopcem. I nawet jeśli gdzieś jego świadomość mówiła mu, że nie może sobie na to pozwolić, przejmujący lęk skutecznie wytłumiał jej jakiekolwiek podszepty.
Re: 23 stycznia, Joe & Riley23 stycznia, Joe & Riley Empty
20/1/2020, 21:47
Powrót do góry Go down
Riley Jones
Riley Jones
WIEK : 25 lat
PRACA : nic konkretnego
23 stycznia, Joe & Riley Giphy
SKĄD : Portland
Łowca

Odwieczny łowiecki dylemat - czy byłoby łatwiej, gdyby wszyscy wiedzieli? Riley przełknęła ślinę, bo chociaż otarcie się o śmierć, kolejne z kolei, spłynęło po niej i pozostawiło jedynie poczucie, że powinna być ostrożniejsza, to doskonale wiedziała, co może przeżywać Joe. Ją też powoli zaczynało to wszystko przerastać, ale trzymała się jeszcze twardo. Nie opuszczała gardy, a widok cierpiących ludzi wzbudzał w niej łowieckie instynkty.
Nagle człowiek, który ratował życia na co dzień, zachowywał zimną krew w tak ciężkich momentach, wydał się dla brunetki tak bardzo kruchy.
- Mój Boże, Joe. - Westchnęła, intensywnie myśląc, jak dobrać słowa, by nie przestraszyć go bardziej. - Mam u ciebie dług i jesteś tak dobry, że zasługujesz, aby mieć spokojną głowę. - Wbiła na moment spojrzenie w sufit. - Uduszą mnie za to... - Mruknęła do siebie, przymykając oczy. Jak mu to wyjaśnić, nie burząc resztki tej normalności, która mu została? Tak bardzo żałowała, że nie ma tutaj Thomasa, albo Willa. Oni wiedzieliby, co robić. Byli starsi, mieli za sobą więcej takich pogawędek.
- Okej, słuchaj... Chciałabym ci powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale to byłoby czcze pierdolenie. - Palnęła, dosyć bezpośrednio. Na powrót podchwyciła jego spojrzenie, by mógł oceniać jej szczerość. Kciukiem delikatnie gładziła jego dłoń. - Ale musisz zacząć mierzyć się z faktami. Dokładnie tak, jak tam na wiecu. Był wybuch? Był. Wiele osób ucierpiało? Tak. Potrzebują pomocy? Tak. Więc im pomagasz. Nie pytasz dlaczego to spotkało akurat nas, ani skąd w ludzkiej głowie biorą się pomysły, aby detonować ładunki w tłumie ludzi. Te pytania przyprawią cię tylko o większy ból głowy, zaufaj mi. Czasem nie jesteśmy w stanie tak po prostu wszystkiego pojąć. Czasem podświadomie zadręczamy się szukaniem prawdy, która wcale nam nie pomoże. - Zawiesiła na moment głos, bo zaschło jej w gardle. Patrzyła na niego wyraźnie przejęta, serce waliło jej, jak oszalałe, bo na końcu języka miała te wszystkie rewelacje o nadnaturalnym świecie. Chciała mu powiedzieć, ale wiedziała, że nie mogła. - A prawda, której szukasz ty, jest cholernie niebezpieczna.- Odruchowo jej druga dłoń powędrowała do blizny na szyi. Była starsza niż rany z wiecu, więc tak jak te, które pozostały po walkach oraz treningach również nie zniknęła. Potarła miejsce, w które została ugryziona przez Jean, a później szybko opuściła rękę na szpitalną pościel. - I tak, wiem, jak to brzmi i pewnie weźmiesz mnie za wariatkę. Ale powinieneś po prostu zaakceptować fakty. Czasem rany goją się szybciej, niż się spodziewamy. Czasem dzieją się cuda. I naprawdę powinniśmy cieszyć się z tych dobrych rzeczy. Zwłaszcza, jeśli otaczają nas same tragedie. Nie musimy ich rozumieć.
Łowcy również nie rozumieli tego, na co polowali. Tak po prostu było. To jak zadawać pytania, czemu istnieje świat. Riley miała cichą nadzieję, że Joe jest wierzący i faktycznie uzna pewne rzeczy za dobry znak, cud. Poczuła, że przez to wszystko zrobiło jej się gorąco.
- Ugh... Mam ochotę cię przytulić. - Zaśmiała się sama z siebie. W końcu rzadko się tak otwierała przed obcymi. A już na pewno ot tak ich nie przytulała. Ale nie mogła pozbyć się tego poczucia obowiązku, by chronić Caldwella. I być może gdzieś w głębi duszy obiecała sobie, że zrobi wszystko, aby faktycznie tak było.
Re: 23 stycznia, Joe & Riley23 stycznia, Joe & Riley Empty
20/1/2020, 23:17
Powrót do góry Go down
Joe Caldwell
Joe Caldwell
WIEK : 34
PRACA : Chirurg
23 stycznia, Joe & Riley Source
Człowiek

- Nie - odparł głucho - nie ma cudów, nie istnieją - dodał jeszcze wyjątkowo grobowym tonem. Joe nie wierzył od lat nastoletnich, a już kompletnie wyrzekł się wiary w siłę wyższą po śmierci Agnes. Nie było nic oprócz tego co tu i teraz. Nie było jakiejś wielkiej potęgi, która czuwałaby nad ludźmi, nie było cudów. I może dlatego cały wywód Jones wydał się mu tak miałki i zwyczajnie... tchórzliwy. Dziwny, obejmujący lęk zaczęła przyćmiewać narastająca, gwałtowna złość. Na wszystko: na to, że był z tym sam, na to że ktoś zaatakował niewinnych ludzi, na to że nikt nigdy mu nie pomógł i na to, że czuł się w tym wszystkim tak potwornie samotny. Nienawidził tego miasta, nienawidził wszystkiego co było z nim związane i chyba wreszcie do niego to dotarło.
- Nie ma pytań, na które nie jesteśmy w stanie pojąć odpowiedzi - zaczął cicho, nie odrywając już teraz od dziewczyny spojrzenia - nie obchodzi mnie dlaczego akurat mnie to spotkało, obchodzi mnie to, dlaczego to się dzieje. Obchodzi mnie to, dlaczego ludzie robią takie rzeczy. Nie jestem głupim dzieciakiem, żeby jak owca iść na rzeź - Joseph poczerwieniał na twarzy - niebezpiecznie jest nie wiedzieć, a nie wiedzieć. Świadomość pozwala odpowiadać i rozumieć - do jego głosu powróciła determinacja, maskując lęk i przejmujący smutek. Caldwell już lata temu nauczył się, że lepiej być złym niż smutnym. Gdzieś docierało do niego też, że nie mógł pozwolić sobie na bycie słabym, a właśnie to miało miejsce przed w zasadzie kompletnie obcą mu kobietą. Zacisnął usta w wąską kreskę, zabrał dłoń i przymknął na chwilę oczy. Zastygł w bezruchu, mieląc w głowie wszystko to co powiedział i myślał. Gdzieś dzwoniły mu w głowie te słowa o niebezpiecznej prawdzie, ale chyba częściowo uznał je za gadanie wariatki wierzącej w teorie spiskowe. Joe wierzył w to co widział i w to, co można było udowodnić. Nie szukał ukojenia w wierze w życie po śmierci, nie wierzył ani w piekło, ani niebo - wierzył w to co miał przed sobą. I może, biorąc pod uwagę otaczający go świat, było to naiwne, ale w ten sposób nie bywał rozczarowany. Był realistą.
- Powinienem pozwolić ci odpocząć - powiedział sucho, wstając z łóżka - mogę dowiedzieć się dlaczego wpakowali cię w gips, bo uważam, że to spowolni twoją rekonwalescencję. Czy mogę ci jeszcze jakoś pomóc?
Re: 23 stycznia, Joe & Riley23 stycznia, Joe & Riley Empty
22/1/2020, 22:27
Powrót do góry Go down
Riley Jones
Riley Jones
WIEK : 25 lat
PRACA : nic konkretnego
23 stycznia, Joe & Riley Giphy
SKĄD : Portland
Łowca

Zaklęła w myślach, ale wyraźnie odbiło się to na jej minie. Przytłaczające zrezygnowanie - tak można to było nazwać. Nic się nie zmieniło, wciąż była beznadziejna w takich rozmowach. Tym bardziej, że od śmierci ojca nie angażowała się w żadne głębsze relacje międzyludzkie, poza tymi rodzinnymi i może jedną, która jakoś mocniej utkwiła jej w pamięci.
- Masz rację... - Westchnęła, już kompletnie nie mając pojęcia, jak mu pomóc. Powinna po prostu powiedzieć wszystko? Nie. To był kiepski moment, gdy leżała przykuta do łóżka.
Chciała złapać go za fartuch, ale nie zdążyła, zamiast tego opadła na powrót na poduszkę. Łóżko skrzypnęło w proteście, a perspektywa pozostania samej w niemal pustej, nudnej sali przeraziła Jones.
- Zostań ze mną... - Wypaliła, z opóźnieniem rozumiejąc, że faktycznie powiedziała to na głos. Niemal wstrzymała oddech, mając nadzieję, iż Joe nie wybiegnie zaraz z sali z krzykiem. - Nie jestem zmęczona. - Zaprotestowała. - Jestem znudzona. - Spróbowała zażartować, uśmiechnąć się najpiękniej, jak tylko potrafiła. - Dosłownie umieram z nudów. Jako lekarz chyba nie pozwolisz mi umrzeć, prawda? - Desperacko złapała się jakiegokolwiek tematu, który mógłby go zatrzymać przy niej na dłużej. Kontakt z normalnymi ludźmi, nawet tak załamanymi, działał na łowczynie zbawiennie. No i motywująco. Kolejna osoba, dla której mogłaby wskoczyć w piekielną otchłań i zakorkować ją na zawsze. Kolejny dobry człowiek, dla którego trzeba było powstrzymać tą cholerną apokalipsę. - No i ta noga... Poskładasz mi ją? Naprawdę chciałabym jak najszybciej wrócić do biegania.
Nienawidziła biegać, ale w tej robocie im szybszym się było, tym dłużej się żyło. Niestety z dnia na dzień ciało Riley protestowało, nieprzyzwyczajone do braku wysiłku fizycznego i treningów. Czekał ją pracowity czas powrotu do zdrowia, a w Caldwellu widziała nadzieję na szybszą rekonwalescencję.
Re: 23 stycznia, Joe & Riley23 stycznia, Joe & Riley Empty
23/1/2020, 13:49
Powrót do góry Go down
Joe Caldwell
Joe Caldwell
WIEK : 34
PRACA : Chirurg
23 stycznia, Joe & Riley Source
Człowiek

Już miał się zbierać, jeszcze raz zerkając na papiery Jones. Przejrzał je po raz ostatni, gdzieś coś dopisał, rzucił kobiecie ostatnie uważne spojrzenie i już miał iść. Wiedział, że miał rację, nie urodził się wczoraj. Nie brał pod uwagę tego, że może się mylić i że świat ma swoje odbicie w krzywym zwierciadle, w którym wszystkie potwory wychodząc z szafy i spod łóżka. Może dlatego też nie zwrócił uwagi na bliznę na szyi Jones, a może zwyczajnie uznał, że to gojąca się rana po zapadającej się scenie. Wszystko dało się racjonalnie wyjaśnić - nie miał ku temu złudzeń.
I kiedy już miał się żegnać, kiedy już wychodził, zatrzymał się w pół kroku. Stał już tyłem do Jones wpatrując się pusto w drzwi i ani drgnął. Mogła tylko usłyszeć że z pewnym trudem przychodziło mi złapanie oddechu, jakby przebiegł przed chwilą maraton. W końcu, głośno wciągnął powietrze, w zdenerwowanym odruchu przeczesując palcami rzednące już włosy.
- Mamy książki dla pacjentów - odparł z przymkniętymi oczami, jakby miało mu to pomóc. Za wszelką cenę chciał skupić się na czymkolwiek innym oprócz słów Jones. Mógł wyjść, tak po prostu i ktoś by się nią w końcu zaopiekował. Nie musiało go tam być. Z drugiej strony, ilekroć słyszał przeklęte "Zostań ze mną", czuł jak przez jego mięśnie przebiegają dreszcze, a mikroskopijne igiełki narastającego lęku wbijają się w mózg. Tak bardzo potrzebował zapalić, niemal trzęsły mu się ręce.
- ...biegania? - powtórzył głucho i dopiero się do niej odwrócił, marszcząc brwi - sama operacja jest dość skomplikowana, a rehabilitacja długa. Mówimy tu o tygodniach, Riley, miesiącach. A w zależności od rehabilitacji możemy rozważać powrót do pełnej sprawności, chociaż co do tego i tak nie ma pewności - jego ton stał się nieco monotonny, jakby coś recytował. Wyraźnie jednak odciążało to przemęczone ośrodki emocjonalne - złamanie otwarte wiąże się z uszkodzeniem mięśni i wieloma innymi powikłaniami - był realistą. W żadnym razie Rekonwalescencja Jones nie zapowiadała się na szybką. Gdyby był zupełnie szczery, to powiedziałby, że pobiegnie gdziekolwiek najwcześniej w kwietniu. Wcześniej mogłaby przeciążyć organizm, nie mówiąc o bólu związanym ze zrostem kości, atrofią.
Re: 23 stycznia, Joe & Riley23 stycznia, Joe & Riley Empty
25/1/2020, 21:17
Powrót do góry Go down
Riley Jones
Riley Jones
WIEK : 25 lat
PRACA : nic konkretnego
23 stycznia, Joe & Riley Giphy
SKĄD : Portland
Łowca

Nie dosłyszała, co mieli dla pacjentów, ale nie zagłębiała się w to. Obserwowała mężczyznę, coraz bardziej zdając sobie sprawę, że jego zachowanie jest takie, a nie inne właśnie przez nią. Przygryzła dolną wargę, jakoś nie mogąc odnaleźć w sobie tej pewności siebie, by zażądać papierów, jego jako lekarza i natychmiastowego zdjęcia gipsu. Na łóżku szpitalnym, połamana i zupełnie bezbronna była zbyt zależna od woli innych. W dodatku po tym, co mu powiedziała, zaczynała wątpić, że urok osobisty cokolwiek pomoże. Chociaż, może...
Odwrócił się, a Riley z każdym jego słowem była coraz bliższa płaczu. Zaszkliły jej się oczy, uśmiech zniknął, ale nie pozwoliła sobie na łzy. Oddech kobiety stał się nieregularny, na moment spojrzała w sufit, aby powstrzymać szloch.
- Mogę zostać kaleką? - Ledwie to z siebie wydusiła. Przełknęła ślinę, patrząc na swoją nogę, a później powoli przenosząc wzrok na Joe. - Ja... Nie mogę. - Głos Jones stawał się coraz bardziej spanikowany. Ostatnio ludzkie emocje, słabość, dopadały ją znacznie częściej, niż kiedykolwiek wcześniej. - Ja... - Zająknęła się, nabierając gwałtownie powietrza. - Ja mogę już nie ży... - Kolejny gwałtowny oddech, który urwał zdanie. Oczywistym było, jak się miało zakończyć. Jeśli coś nie dopadnie jej tutaj, to szanse na powstrzymanie apokalipsy o kulach były marne. - Może być już za późno. - Zrzuciła z siebie kołdrę, jakby chciała gdzieś iść. Poruszyła się gwałtownie, w przypływie emocji zapominając o urazie i niebezpiecznie pociągając za podwieszenie, na którym zaczepiona była jej noga. Jęknęła z bólu, zaciskając powieki. Dopiero teraz, mimowolnie po jej policzkach popłynęły łzy.
Siedziała na łóżku skręcona pod dziwnym kontem, nie mogąc ruszyć się w żadną stronę. Nie mogła zejść, bo była dosłownie uwiązana, z kolei powrót do poprzedniej pozycji uniemożliwiał ból. Oddychała równie ciężko, jak od przed momentem, zaciskając palce na stelażu łóżka i prześcieradle. - Nic nie rozumiesz... Nie mogę tu zostać. Muszę chodzić. Dam radę... - Spanikowała. Odpalił jej się słowotok, który przybierał na sile. - Po prostu daj mi coś przeciwbólowego. JA NIE BĘDĘ KALEKĄ! - Wycedziła przez zęby, każde słowo bardzo wyraźnie, ale można było odnieść wrażenie, że mówi bardziej do siebie. A może obwiniała właśnie kogoś w Niebie lub Piekle? Mocniej zacisnęła pięści, próbowała opanować oddech i puls. Wmawiała sobie, że ten ból, który tak potwornie dręczy jej nerwy, to nic wielkiego. - Przeżyłam gorsze rzeczy. Jakiś pieprzony zamachowiec nie zrobi ze mnie kaleki. - Warknęła rozgoryczona. Nie była zła na Joe. Właściwie, to gdy w końcu a niego spojrzała, w jej oczach widać było desperację. Ten jej rodzaj, który mógł popchnąć Riley do wielu różnych głupot.

Re: 23 stycznia, Joe & Riley23 stycznia, Joe & Riley Empty
27/1/2020, 15:50
Powrót do góry Go down
Joe Caldwell
Joe Caldwell
WIEK : 34
PRACA : Chirurg
23 stycznia, Joe & Riley Source
Człowiek

Cierpliwie czekał, po raz kolejny w ciągu ostatnich kilku miesięcy zastanawiając się nad tym dlaczego takich rozmów nie prowadził w towarzystwie czułych pielęgniarek. Był pewien, że taka Chapman mogłaby uspokoić Riley, kiedy on by ją o wszystkim poinformował. Więc czekał i patrzył na nią ze dziwnym spokojem. Nie podchodził, tylko dawał jej czas na wykrzyczenie wszystkiego, czego chciała się pozbyć. Rozumiał ból, rozumiał rozgoryczenie. Nie pierwszy raz widział pacjenta dostającego takie wiadomości.
- Jeśli nie będziesz ostrożna, to tak - podjął cicho, nie odrywając od niej wzroku. Nie starał się nadać swojemu głosowi kojącego tonu, nic z tych rzeczy. Każdy chory uważał, że nie można zatrzymać świata na czas potrzebny do wyzdrowienia i zupełnie go to nie szokowało - jeśli wyjdziesz teraz, biorąc leki przeciwbólowe, to na pewno będzie kaleką. W czasie leczenia złamania otwartego jest szansa na mnóstwo powikłań, a złamana noga... - pokręcił delikatnie głową. Nigdy nie starał się osładzać rzeczywistości, nie widział w tym najmniejszego sensu. Widząc jej zmagania, podszedł do niej spokojnie, po czym stanowczo, chociaż dość delikatnie przemieścił jej nogę we właściwe miejsce i poprawił ją na łóżku, w ogóle nie przejmując się ewentualnymi protestami.
- Zostaniesz tu tak długo, jak będzie to konieczne. Skieruję cię na operację, nie wiem czy ją przeprowadzę - zastrzegł spokojnie - śruby i pręty wszystkich stawiają na nogi, ale rehabilitacja będzie trwała. I będziesz się musiała oszczędzać, nie biegać, nie skakać. Inaczej może to skutkować uciskami, które mogą spowodować stałe uszkodzenia. Usztywnią twoją nogę, ale za to przerwana tkanka powinna goić się szybciej z dostępem do powietrza - odetchnął cicho, wpisując coś w jej kartę. Gdzieś na jego twarzy zaplątał się dziwny, odrobinę kpiący uśmiech, pierwszy od wielu dni - szczerze wątpię, żebyś przeżyła coś gorszego, niż wybuch bomby pod sceną na której stałaś. Jeśli już koniecznie chcesz wierzyć w cuda - dreszcz przebiegł mu po plecach, a on skrzywił się lekko - to to zdecydowanie jest jeden z nich.
Re: 23 stycznia, Joe & Riley23 stycznia, Joe & Riley Empty
27/1/2020, 22:51
Powrót do góry Go down
Riley Jones
Riley Jones
WIEK : 25 lat
PRACA : nic konkretnego
23 stycznia, Joe & Riley Giphy
SKĄD : Portland
Łowca

panika powoli ją opuszczała, a ona w milczeniu słuchała jego słów. Ta pewność, że wie co robi, musiała działać kojąco na pacjentów. Ojciec Riley miał podobny ton, kiedy przedstawiał córce plan polowania. To wypierało z umysłu wszelkie obawy. Pozwalało wmówić ludziom, że są bezpieczni, że on się zna. Joe z całą pewnością się znał, a Jones zwyczajnie mu zaufała. Nie protestowała, kiedy układał ją na łóżku.
Odetchnęła głęboko.
- Dobra... - Odgarnęła włosy z czoła, próbując zebrać myśli i znaleźć odpowiednie pytania, spośród kilkunastu, które się jej nasunęły. - Na jak długo są te śruby i czy będą mi wystawać z nogi? - Pytanie numer jeden, całkiem uzasadnione, bo wybitnie nie przemawiał do niej styl potwora Frankensteina. - Kiedy mogę zacząć rehabilitację? - No bo czas miał znaczenie, a ona przecież ćwiczyła całe życie. Wiedziała na ten temat trochę i była przekonana, że jeśli się postara, to zminimalizuje szanse na powikłania. - Iiiii, komu muszę pogrozić, żebyś na pewno ty przeprowadził tą operację? Bez urazy, ale po akcji z gipsem trochę straciłam zaufanie do twoich kolegów po fachu.- Uśmiechnęła się, ale więcej w tym uśmiechu było zwykłej dla niej ironii, niż jakiejkolwiek radości. Wciąż czuła gorycz z powodu położenia, w jakim się znalazła. Nabrała ochoty żeby się napić.
- Och... Gdybym każdy raz, kiedy coś lub ktoś chce mnie zabić, traktowała jak cud, to stałyby się one zbyt pospolite. - Mówiąc to, podchwyciła jego spojrzenie. Zrobiła krótką pauzę, zastanawiając się, czy powinna to mówić. Ale jej cholerna empatia i mimo wszystko dobre serce, jak się okazywało, zwyciężały, gdy chodziło o dobrych ludzi. Dobrych i niewinnych, jak Joe. - Uważaj na siebie teraz, dobrze? Jeśli masz broń, to zacznij ją nosić i nie wychodź po zmroku. - Ostrzegła go, chociaż brzmiało to raczej, jak prośba. Ironię zastąpiła troska, znów.
Re: 23 stycznia, Joe & Riley23 stycznia, Joe & Riley Empty
29/1/2020, 22:07
Powrót do góry Go down
Joe Caldwell
Joe Caldwell
WIEK : 34
PRACA : Chirurg
23 stycznia, Joe & Riley Source
Człowiek

- To zależy - zaczął spokojnie. Przeczesał palcami włosy, spojrzał na jej nogę - na początku tak, część śrub możliwe że będzie wystawała, zależy od tego, jak operacja przebiegnie i jak poważnie to wygląda oraz jak dotychczas przebiegało gojenie. Natomiast najczęściej zakładany jest po prostu zewnętrzny stabilizator, który amortyzuje i chroni nogę. Te śruby, które są mocowane w kościach utrzymywane są do dwóch lat - służą podtrzymaniu kości, to nic inwazyjnego - wyjaśnił - dzięki temu w zasadzie już w pierwszej dobie po operacji będziesz mogła chodzić, więc rehabilitacja zaczyna się w zasadzie od razu - podkreślił, wyczuwając że jeśli nie powie czegoś takiego, to ta kobieta nigdy nie da mu spokoju. Na kolejne pytanie, zadumał się, marszcząc czoło. W zasadzie nikomu nie musiała grozić - zgłoszę przygotowanie do operacji na najbliższy wolny termin i będziesz to miała za sobą - obiecał, robiąc jeszcze odpowiednią adnotację w karcie. Przekaże to pielęgniarkom, one już tym wszystkim zarządzą jak trzeba. Ktoś na pewno będzie miał czas zamontować tytanowe pręty i śruby w nodze Jones. Nie bardzo wiedział jak tłumaczyć gips, za wyjątkiem koszmarnym obłożeniem szpitala i brakiem ludzi. Tak było po prostu prościej, niż ubierać się w kilkugodzinną operację, wymagającą dużo skupienia. Nie zagłębiał się nawet w kwestie ubezpieczenia Jones, bo nie zamierzał się nad tym zastanawiać.
Uniósł tylko brew, patrząc na nią trochę jak na wariatkę. Kto by pomyślał, że przydarzy mu się spotkać w tym mieście kogoś z paranoją. Wzruszył lekko ramionami - to brzmi bardzo niebezpiecznie - jakby bardzo się uparła, mogłaby w tym głosie dopatrywać się troski. Caldwell nie wiedział co ma jej powiedzieć na to, że coś czyha na jej życie, bo nawet jeśli wątpił w bezpieczeństwo Astorii, to nigdy jakoś specjalnie nie wierzył w spiski ani rzeczy nadprzyrodzone, niezależne od ludzkiej woli.
- Nie noszę broni, jesteśmy na północy nie w Teksasie - rzucił, może odrobinę opryskliwie. Może dlatego, że niewychodzenie po zmroku wydawało mu się absurdalne, co z cmentarną zmianą? - ale dziękuję za troskę. A teraz już cię opuszczę. Betsy przyniesie ci jakąś książkę - ruszył do wyjścia, ale zatrzymał się jeszcze w progu - też na siebie uważaj. Wiesz gdzie mnie znaleźć - spojrzał jeszcze na nią przez ramię po czym wyszedł zapalić, a następnie wpisać operację nogi Jones w grafik.

zt
Re: 23 stycznia, Joe & Riley23 stycznia, Joe & Riley Empty
29/1/2020, 22:52
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Powrót do góry Go down
Skocz do: