Memento mori
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: Monterey Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

Absolutnie nie miał zamiaru nic robić w sobotni poranek. Chciał tylko odpocząć. Nie do końca umiał się ustosunkować do wczorajszej kolacji z Lennie i tego, co było potem. Mimo wszystko wyskoczył do sklepu na małe zakupy, by przygotować śniadanie. Nic specjalnego. Tosty, fasolka w sosie pomidorowym, jajka i bekon - prawie jak w brytyjskim stylu. Przygotowując to wszystko, zaparzył kawę. Wszelkie te cudowne zapachy (na które Theo nie zasługiwał, bo był mendą w sutannie i żmiją wychowaną na własnym łonie) z pewnością dotarły do nozdrzy Theo, niezależnie od tego czy mężczyzna jeszcze spał, modlił się starym zwyczajem czy siuśkał w łazience.
Willard miewał gesty. Spontaniczne, nieintencjonalne. Wypierał się ich potem, jak mógł.
Przyjął kuzyna do siebie praktycznie bez dyskusji, zwłaszcza, że sam go tu ściągnął. Niemniej jednak Theo dostał już pracę i teoretycznie mógłby się wynieść. No ale. Willard też jakoś specjalnie nie nalegał, by ten się wyprowadził. Na razie nie było powodów. Lennie przecież nawet nie przekroczyła jeszcze progu tego mieszkania.
Wyciągnął komórkę, sprawdził wiadomości (0), przejrzał strony informacyjne, a ostatecznie wysłał krótkiego smsa do Riley: "Chodź na śniadanie, zanim wystygnie". Nic sobie nie robił z tego, że dziewczyna ma problemy z nogą. Wciąż był wściekły za jej gadki o wampirach.
Powrót do góry Go down
Theo Monterey
Theo Monterey
WIEK : 34
PRACA : Ephraim's Funeral Chapel
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Giphy
Łowca

Theo był jeszcze w tym wieku, w którym papieros na czczo swobodnie zastępował  śniadanie i pewnie tak by je sobie rozplanował po wstaniu, jakby się zwlekł z kanapy po odespaniu nocki. W związku ze zmianą w pracy nie był w stanie zanotować późnego powrotu kuzyna do mieszkania. Tak się złożyło, że koniec świata czy nie, to zdarzały się spokojne nocki bez zwózki o jakieś trzeciej nad ranem. Ot, odebrali z drugim pracownikiem zakładu jakąś staruszkę z przedmieść Astorii krótko po dziesiątej przy dźwiękach The Road To Hell i Driving Home For Christmas, całkiem raźno sobie przy tym podśpiewując. Cóż, jaka branża taki humor zawodowy, a Theo, trzeba przyznać jedno, łatwo nawiązywał relacje z innymi, kiedy chciał i potrzebował.
Wszystko to jednak musiało ustąpić w obliczu całkiem biologicznych reakcji organizmu na smakowite zapachy. Wsłuchał się w swoje ciało, może by tak zignorować, ale przecież Willard, jak go znał, coś planował i pewnie nie odpuści, szczególnie, że tłukł się mu nad głową. Theo podniósł się z kanapy z ciężkim westchnieniem w duchu, aby przypadkiem nie dawać punktu zaczepienia dla starszego mężczyzny, szybko zaliczył łazienkę oraz wrócił do pokoju na poranną modlitwę, która stała się kolejnym elementem jego codzienności, choć nie potrafił określić czy to stało się jego rytuałem, prawdziwą potrzebą wiary, czy zwyczajowym zabezpieczeniem na wszelki wypadek.
Przeczesał już lekko wilgotne włosy i zaglądnął przez ramię Willa.
- A gdzie kakao, u babci Monterey zawsze było. - Co było prawdą dla pewnej wartości prawdy.
Powrót do góry Go down
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

Kiedy tylko Theo się zbliżał, Willard wsadzał sobie akurat grzankę do ust. Bez słowa podsunął talerz po blacie w stronę mężczyzny. Przeżuł, po czym odpowiedział na pytanie.
- Babka nie żyje. A kakao to możesz sobie pewnie załatwić w określonych pokojach Pandemonium. - mruknął beznamiętnie, po czym nalał kuzynowi kawy i ją również podsunął w jego stronę.
Chciałby powiedzieć, że Theo był dla niego bratem, którego nigdy nie miał. Ale przecież miał. Tyle tylko, że niespecjalnie się z nim dogadywał. Inaczej było z klechą. Choć dzieliła ich znaczna różnica wieku, to jednak potrafili ze sobą współistnieć, koegzystować jakoś. Byle jak, ale jakoś - jak to się mówi. Dlatego też Willard zgodził się na wspólne pomieszkiwanie.
Usiadł przy niewielkim blacie oddzielającym kuchnię od pokoju. Skupiając się już prawie tylko na swoim śniadaniu, sięgnął po gazetę, a potem założył okulary i na chwilę zatonął w lekturze. Nie na długo.
- Napisałem do Riley. Powinna być niedługo. - poinformował lub po prostu ostrzegł. Dziewczyna była czystym żywiołem, nawet jeśli spowolniona przez nogę. - Jak w pracy? Mam nadzieję, że trupy pozostają martwe.
Powrót do góry Go down
Theo Monterey
Theo Monterey
WIEK : 34
PRACA : Ephraim's Funeral Chapel
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Giphy
Łowca

Jakim cudem do głowy, wtedy na pewno nieposiwiałej Willa, wpadł pomysł robienia specjalizacji nauczycielskiej, bo pedagog to z natury racze słaby był. Chętnie by prześledził proces decyzyjny, gdyby chwilowo nie był zdany na łaskę i kanapę kuzyna.
- Wiem przecież - nawet to on odprawiał jej pogrzeb, bo sobie tego zażyczyła w testamencie. - Po pierwsze jestem zbyt niewinny na takie insynuacje, po drugie szargasz pamięć babci nieboszczki - i prawie miał na końcu języka to nie po chrześcijańsku, ale nawet Theo miewał jakieś granice w swej całkiem bezinteresownej, pełnej złośliwości nieznośności.
Przeniósł talerz i kawę na ten sam blat, Willowi podziękował skinieniem za jedzenie, Najwyższemu mruknięciem, w którym można się było doszukać "dzięki Ci za Twe dary" albo po prostu odchrząknął.
- Ok - potwierdził obecność kogoś jeszcze.
- Sztywno - kto by nie wykorzystał takiego momentu, niech pierwszy rzuci kamieniem. - Dokładam wszelkich wysiłków, aby tak pozostało - powiedział całkiem poważnie, były tematy, przy których nie pajacował, nawet jeśli był to przytyk Willarda w jego stronę, no ale sprawdzał te zwłoki, co dokładało mu zajęć, ale i sympatii ze strony współpracowników, że zawsze chętnie wyręczał w zwiezieniu klientów do lodówek czy przy ubieraniu. A było to jednak niewdzięczny obowiązek.
- Coś się zesrało? Znaczy bardziej, niż ostatnio?
Powrót do góry Go down
Riley Jones
Riley Jones
WIEK : 25 lat
PRACA : nic konkretnego
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Giphy
SKĄD : Portland
Łowca

Rodzina. Niektórzy ją wybierają, inni dostają w komplecie. Riley wywodziła się z dużego rodu i poczuwała się do wartości, jakie za sobą to niosło. Miała poczucie przynależności do drzewa genealogicznego Monterey i łowczej braci. Jednak faktyczną, tą najbliższą rodzinę straciła - całą. A teraz, po tylu latach miała wrażenie, że powoli odzyskuje coś na wzór tej straty.
Przyjechała taksówką, wioząc jeszcze ciepłe pączki z lukrem na drugie śniadanie. Miała dobry humor, co ostatnimi czasy zdarzało się dosyć rzadko. Seria nieszczęśliwych wypadków i całej apokaliptycznej otoczki mogła wpędzić w depresję nawet tak zaprawioną w boju z losem łowczynię. Zresztą wiozła też ze sobą wieści dla Willa i to dla odmiany całkiem pozytywne.
Dziękowała losowi za windę w budynku, bo wdrapywanie się na górę z torbą, kulą i pudełkiem pączków mogłoby skończyć się marnie. Weszła jak do siebie, ściągnęła botki przydeptując palcami na buty i balansując z opakowaniem wypieków. Miała nadzieję, że sms Willa znaczył tyle, że jeśli Lennie była z nim w domu, to Riley nie zobaczy czegoś, co byłoby do nieodzobaczenia. Jak goły zadek swojego wuja. Bleah!
- Przywiozłam deser! - Poinformowała już od progu, kulejąc do kuchni, wciąż w wierzchnim ubraniu. Wciąż blada, ale już bez bandaża na szyi. Widać było, że wiele przeszła, z drugiej strony zrobiła makijaż. Delikatny, jak to ona. Dodała sobie lekkich rumieńców, przypudrowała niedoskonałości, usta poprawiła wiśniową szminką, a oczy podkreśliła tuszem. Jedynie ciemne loki pozostały w delikatnym nieładzie, chociaż to akurat tylko dodawało jej uroku.
Przystanęła w pół kroku, kiedy zorientowała się, że to nie ze swoją dziewczyną jej wuj pałaszuje śniadanie, a z...
- Theo?! - Najpierw zmarszczyła brwi, później uniosła je wysoko, witając dawno niewidzianego kuzyna promienistym uśmiechem. Takim uśmiechem, od którego w pomieszczeniu robiło się od razu jakoś cieplej i jaśniej. - Will nie mówił, że jeszcze ktoś z rodziny ma przyjechać. - Zerknęła na biednego staruszka i jego tost, jakby ganiła go za bak ostrzeżenia.
Odstawiła pudełko z pączkami na blat, zaraz obok Willa i zaczęła zdejmować kurtkę koloru khaki, by następnie rzucić ją gdzieś na kanapę, by nie musieć za dużo chodzić. Gdy pozostała już w swoim czarnym golfie oraz rurkach tego samego koloru, pokuśtykała po swoją śniadaniową porcję.
- Więc... Wtajemniczył cię w temat? - Rzuciła do Theo, zastanawiając się, ile wie. Czy wiedział już też o incydencie z wampirem? Znów spojrzała na Willa, jakby z jego wyrazu twarzy chciała wyczytać, czy już coś wypaplał.
Powrót do góry Go down
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

- Babci nieboszczce to już wszystko jedno, a nawet jeśli nie, to zawsze może wrócić jako złośliwy duch. Odesłałoby się ją znowu. - skwitował beznamiętnie.
Willard nie miał jakichś specjalnych oporów, by mówić o zmarłych - dobrze czy źle. W ostatecznym rozrachunku byli, no, martwi. A nawet jeśli z jakiegoś powodu zostawali na ziemi, mógł sobie z nimi z łatwością poradzić. W każdym razie pozostawał niewzruszony na uwagi Theo. A bo to pierwszy raz, kiedy kuzyn zwracał mu uwagę? Przyzwyczaił się.
- Nie, wszystko po staremu. - odpowiedział nadal beznamiętnie. - Apokalipsa nadal nadciąga i wszyscy umrzemy.
Po przyjeździe Theo w połowie stycznia, Willard uraczył go nowinkami, które przekazał mu Thomas Astor. O tragedii w Jewell, o rzekomym sojuszu z wilkołakami trudnym teraz do zweryfikowania, o tym, że w mieście na pewno jest jakiś wampiry, demony pewnie też. O tym, że niektórzy mają życzenie otworzyć bramy piekielne. I że nawet anioły przyniosły swoje grabki do piaskownicy. O Riley jeszcze nie zdążył mu powiedzieć i pewnie dzisiaj już nie powie, bo dziewczyna wpadła do nich tak szybko, jakby się teleportowała. Magia taksówek i krótkich dystansów.
- A, tak, Theo. - skomentował, wstając od stołu i zostawiając na chwilę własne w połowie dojedzone śniadanie. - Nie miałem okazji ci powiedzieć, że przyjechał. - kłamstwo. Po prostu nie przywiązywał do tego wagi. Zaczął przygotowywać śniadanie i dla niej, żeby miała na ciepło. Tak ją kochał. Postawił przed nią talerz i wrócił na swoje miejsce.
Miał na sobie jasną koszulkę bez żadnego nadruku i zwykłe jeansy. Aż dziwne, że się niczym nie ubabrał podczas tego śniadania.
- Zależy co masz na myśli. - odwzajemnił jej spojrzenie, unosząc brew. Trochę karcąco nawet. Jednak nie ciągnął tematu. Może młoda sama się zaraz wsypie.
Powrót do góry Go down
Theo Monterey
Theo Monterey
WIEK : 34
PRACA : Ephraim's Funeral Chapel
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Giphy
Łowca

Gdy jego kuzyn prezentował tak nieprzejednaną postawę, nie mógł go sobie nie wizualizować, jako westernowego jeźdźca znikąd w czerni, którego pojawienie na horyzoncie zwiastuje problemy, bo jest on do wyboru ostatnim sprawiedliwym lub najgorszym typem bandziora albo wiekowo bardziej do jednej z wielu identycznych ról Liama Neesona. Aż się szeroko uśmiechnął do swoich myśli, co na zewnątrz musiało wyglądać co najmniej głupkowato. Mimo że doskonale rozumiał skąd wynika stanowczość Willarda i co do niej prowadziło, jak się poluje rzadko ma się do czynienia z łatwymi wyborami, choć często były proste, bo zwykle sprowadzało się ja lub przeciwnik.
- Wspaniale, ostatecznie nic nowego i marna miejscówka na koniec - sarknął w swoją kawę.
Wszystkie rewelacje zlały się w jedno, normalnie już prawdopodobny wzrost aktywności demonów byłby sensacją, a tak czuł, że jeszcze nie dotarł do niego całokształt, w końcu nie chodziło tylko lokalne sprawy dotyczące stanu, ale to ogarniało dalej - zaraza w Afryce, wojna w Europie. I na koniec anioły, co za syf.
- Tak, to ja, ale mniejsza, co z tym deserem? Riley wyglądasz adekwatnie do kondycji świata.
Obrażenia nic nowego, choć by chętnie dowiedział co za nie odpowiada, lepiej wiedzieć o wszystkich atrakcjach tego cyrku.
- Owszem i dalej trudno to poukładać. W co ty wdepnęłaś?
Powrót do góry Go down
Riley Jones
Riley Jones
WIEK : 25 lat
PRACA : nic konkretnego
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Giphy
SKĄD : Portland
Łowca

Wyszczerzyła się do wuja, bezgłośnie dziękując mu za śniadanie. Wgryzła się w tosta, nie gorzej niż wampiry w nią, ostatnimi czasy... Gdyby ktoś zrobił im teraz zdjęcie, uwieczniłby nieco nieporadną, dziwną i poranioną rodzinę. Ale jednak rodzinę i ten obrazek byłby nawet uroczy, gdyby nie okoliczności, w jakich spotykali się w Astorii.
- Wiesz, mówią, że świat jest piękny. - Odezwała się, gdy grzecznie przeżuła kęs. Kto by ją podejrzewał o dobre maniery, prawda? - Mówią też, że okrutny i niebezpieczny. - Mówiąc to, nachyliła się nieco ku Theo, po czym chrupnęła mu tostem przy uchu i usiała na miejscu obok. Kula już od kilku minut stała oparta o jedną z szafek, a więc Jones cieszyła się wolnymi rękoma i zaczęła na konkretnie pałaszować swój posiłek. Ciesząc się jednocześnie słownymi przepychankami, które w pewnym sensie oznaczały, że się ciszyła na widok Theo i może nawet trochę tęskniła.
- W bombę. To miasto chce mnie zabić bardziej, niż Las Vegas. - Prychnęła, ale przez jej twarz przemknął jakiś grymas. Była pamiętliwa i jak to ona, nie wierzyła, że sprawcy zginęli. Za to była przekonana, że prędzej czy później, uda jej się dostać swoją zemstę. O tak, ból, strach i upokorzenie robiły swoje, a ta urocza kobietka, właśnie wrzucająca sobie iście męskie ilości jedzenia, była ich pełna. Jeśli na nieszczęście ich wszystkich, dowie się, kto jest pieprzonym zamachowcem, nieznajomym wampirem, albo tajemniczym mordercą z Jawell, to lepiej niech spieprzają do Meksyku.
- Ale mam plan. Przy odrobinie szczęścia, jeśli się uda, wrócę do gry szybciej. - Wzruszyła ramionami, a jej na pozór niezachwiana pewność siebie, z perspektywy ostatniej rozmowy z Willem, zalatywała kłamstwem. I nie chodziło o plan Riley, a raczej o maski, do których wróciła. Nie było łez, ani słabości, chociaż nic się nie zmieniło i nadal się bała. - Poza tym... - Tutaj odłożyła nadgryzionego, już kolejnego tosta na talerz, otrzepała ręce i spojrzała bezpośrednio na Willa. - Nie możemy dopuścić, do pieprzonego końca świata, bo od końca wakacji zaczynam studia.
Patrzyła uważnie na reakcję wuja. Mimo wszystko liczyła się z jego opinią, chciała wreszcie podjąć jakąś dobrą decyzję, która chociaż trochę go ucieszy. Ich egzystencja kręciła się wokół nadnaturalnego świata, potworów, zabijania i ratowania ludzi, ale taki promyk normalnego życia mógł być oddechem, zwłaszcza dla samej Jones.
Powrót do góry Go down
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

Nawet troszkę się uśmiechnął, tak minimalnie, całkiem szczerze, ciesząc się, że są tutaj razem. Montereyowie. Jones co prawda tylko po babce, ale geny, to geny. Nawet jeśli szczątkowe. Dorosła kukułka podrzucona do gniazda. Ale i tak kochał, jak swoje... W każdym razie, już niedługo pewnie żadna kontynuacja nie będzie możliwa. Przynajmniej w przypadku ich trojga. Willard dzieci mieć nie chciał, Theo również był chyba zbyt rozsądny by przywoływać na świat swoje dziecię, a Riley pewnie umrze szybciej, niż zajdzie w ciążę, zważywszy na jej ciągoty do wampirów... Szkoda.
Dobrze, że Willard nie wiedział, co kłębi się w głowie Riley, bo pewnie kazałby się jej uspokoić. Emocje nigdy nie były dobrym motorem motywacyjnym. Jasne, napędzały, ale również zaślepiały. Właśnie dlatego Monterey starał się od nich trzymać z daleka.
- Masz plan. - odstawił swój talerz do zlewu, odwrócił się, oparł rękami o blat kuchenny. Masz. Plan. - przecedził w umyśle, bojąc się zadać kolejne pytanie. - Jaki plan?
Patrzył na Riley trochę z rezerwą. Nie mogła mieć mu tego za złe, po ostatniej nocy sprzed dwóch dni. Mimo wszystko cieszył go entuzjazm dziewczyny. Nawet jeśli kamuflował coś innego, do czego nie chciała się już przyznawać, dobrze, że przynajmniej wyznawała zasadę fake it until make it.
Powrót do góry Go down
Theo Monterey
Theo Monterey
WIEK : 34
PRACA : Ephraim's Funeral Chapel
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Giphy
Łowca

Stanowili ciekawy obraz, może uroczy, ale niemniej patologiczny, przez tyle lat co Theo udało się przeżyć, dowiedział się na pewno jednego ludzie wzajemnie na sobie odciskają piętno, a w ich profesji oprócz śmiertelnych dochodziły jeszcze pamiątki po całym spektrum tego nadprzyrodzonego bałaganu.
- I w stanie agonalnym - dodał równocześnie machnął na nią ręką z widelcem z nabitą fasolką, gdy kuzynka bezceremonialnie przypuściła atak na jego słuch.
Zawiesił na chwilę wzrok na dziewczynie, to miasto miało coraz gorszą opinię u niego, jakby piekło chciało tu sobie wybić dziurę wprost ze swojego szamba. Z tymi optymistycznymi przemyśleniami odsunął od siebie dalej talerz z nietkniętym bekonem, jeśli Riley chciała skorzystać to miała szansę.
- Wyjątkowo popieram Willarda, jak już padło a, to wiesz cały alfabet boleści przed tobą - uśmiechnął się uprzejmie do Riley znad kubka z kawą.
Mimo że Theo od paru lat żył z dnia na dzień, sprawiając przy tym dość niefrasobliwe wrażenie, to nie widział przed sobą ścieżki, na pewno nie tak daleko wybiegającą w przyszłość. To w takich momentach dopiero widział na ile łowcy starzeją, giną i do tego byli mocno zgorzkniali.
- A co rozważasz? Ja akurat na tym etapie popełniłam błąd.
Powrót do góry Go down
Riley Jones
Riley Jones
WIEK : 25 lat
PRACA : nic konkretnego
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Giphy
SKĄD : Portland
Łowca

Chwyciła za bekon, wykorzystując sytuację. A jakże! Takich dobrych rzeczy się nie marnuje. Jones zaciągnęła się zapachem, a właściwie całą ich masą, łączącą się w jedną całość. Męskie perfumy przeplatały się z zapachem lekko przesmażonego boczku, tostów i aromatycznej kawy. To przypominało dom. W dodatku dom, kiedy wracał ojciec i byli znów wszyscy razem.
Nabiła na widelec kawałek mięsa i zaczęła go obgryzać. Słysząc pytanie Willa, zmroziła go wzrokiem i wymierzyła w niego pusty już sztuciec.
- Mówił ci ktoś kiedyś, że masz oszałamiający wręcz talent do skupiania się na niewłaściwych wieściach? Głównie tych złych? To bardzo niezdrowe w twoim wieku. - Wytknęła wujowi, powracając do swojego talerza. No, nie tylko swojego. - Nie będę zapeszać, dowiesz się, jeśli wypali. Jeśli coś spieprzą, to może nogi mi nie urwie. - Wzruszyła ramionami, po czym przeniosła spojrzenie na kuzyna.
- Antropologia. - Rzuciła hasło, zajadając się bekonem i dzielnie pracując na przyszłość z chorobami układu krążenia. - Dziś rano rozmawiałam z działem rekrutacji Western Oregon University. Po przeanalizowaniu mojej wspaniałej kariery w szkole średniej, uznali że miałabym szanse, ale... - Wbiła wzrok w jedzenie przed sobą i jeśli mężczyźni uważnie ją obserwowali, mogli zobaczyć, że maska na moment opadła, a coś wyraźnie nie chciało przejść Riley przez gardło. Dość szybko, chcąc zachować pozory, że nic ją nie trapi w tym temacie, wgryzła się w kolejnego tosta, ponownie wstając od stołu. Powoli przeszła do kuchennego blatu, aby zrobić sobie kawę.
- W każdym razie, mają niezły program stypendialny, zarówno sportowy, jak i artystyczny. Zawsze to bonusowa kasa. - Kontynuowała, zmieniając delikatnie tory rozmowy. - No i ten kierunek ma świetne przedmioty. Sporo kręci się wokół kwestii kulturowych i historycznych. Oczywiście będę musiała jakoś przeboleć biochemię i bzdury o roślinkach, ale cała reszta przyda się przy robocie.
No tak, bo nawet kiedy mogłoby się wydawać, że Jones się wyłamie, ułoży sobie normalne życie, to ona w dalszym ciągu myślała o rodzinnym biznesie. Nie szkolono jej od urodzenia, ale kiedy ojciec już zaczął, to krew Montereyów dała o sobie znać i dziewczyna się zatraciła. Może pozwalała sobie na wiele odstępstw, od starych, łowieckich reguł, ale nie wyobrażała sobie życia z mężem, posiadania dzieci i psa. To nie pasowało do jej charakteru i sposobu, w jaki żyła.
- No i to jedyne trzy godziny drogi stąd. Na wszelki wypadek, gdybym się tu za bardzo zadomowiła. - Posłała starszemu z łowców delikatny uśmiech. - To lepsze niż zamykanie się w klasztorze. - Prychnęła, podchodząc do lodówki i szukając w niej mleka. Stanęła, gapiąc się na półki, nieco ogłupiała. No ślepota... Gdzie on trzyma to cholerne mleko?
- Nie wracasz do sutanny po tych wszystkich rewelacjach z aniołami? - Rzuciła do Theo, chociaż nie patrzyła w jego stronę, nadal prowadząc swoje nabiałowe poszukiwania.
Powrót do góry Go down
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

Pozorny spokój i sielanka wewnątrz willardowego jestestwa szybko ustąpiły miejsca zgorzknieniu i czujności. Riley była młoda i pełna energii. Trzymał kciuki, by taka pozostała, lecz doskonale pamiętał siebie w tym wieku. Przecież też poszedł na studia, bo myślał, że ma szansę na normalne życie. I oto jest - egzystencja na pół gwizdka, poodcinane relacje, życie w ciągłej drodze i wewnętrzny moralny kodeks łowiecki, który nakazywał zawsze robić to, co jest właściwe, bez względu na własne szczęście. Zastanawiał się, jak kolejne lata zmienią Riley. Czy nadal będzie panną Jones? Willard rzadko widywał pełnych życia, spokojnych i szczęśliwych łowców. Na pewno niewielu ich było w rodzinie Montereyów. Theo co prawda odgrywał beztroskiego eks-klechę, lecz Willard wiedział, że to tylko pozory. Nikt nie miał lekko.
Po odpowiedzi Riley potrząsnął głową i aż uniósł rękę, by powstrzymać dalszą paplaninę dziewczyny.
- Poczekaj. - na razie stał w miejscu, nadal oparty o kuchenny blat, ale tak jakby przyjął pozycję w gotowości. Gotowości na co? Sam nie wiedział. Może przyzwyczajenie. - Kto i co ma spieprzyć? Co kombinujesz, Riley? Nie każ mi wyciągać z ciebie tego siłą. Bardzo dobrze wiesz, że na zatajaniu informacji między sobą daleko nie ujedziemy. - skrzywił się lekko.
Nie pytał o studia, lecz Riley i tak zaczęła o tym nawijać. Była przy tym tak rozentuzjazmowana, że nie miał serca jej gasić. Ba! Nawet mu się to udzieliło i pozwolił sobie na wyobrażenie dziewczyny jako szczęśliwej studentki, martwiącą się tylko egzaminami, a nie jakimiś duchami, demonami, czy niewinnym końcem świata.
- Zawsze będę mógł ci pomóc w tych wszystkich bzdurach o roślinkach i tak dalej. - uśmiechnął lekko, z rezerwą, jak to on. - Antropologia sądowa jest ciekawa. - podsunął. - Mogłabyś zasłynąć przy sekcjach zwłok, no nie wiem. - och, bardzo dobrze wiedział. Wbił wzrok w dziewczynę. - Wampirów. Na przykład. Żeby nie szukać daleko.
Powrót do góry Go down
Theo Monterey
Theo Monterey
WIEK : 34
PRACA : Ephraim's Funeral Chapel
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Giphy
Łowca

Theo uśmiechnął się do Riley, która wyrzucała z siebie taką liczbę słów, że spokojnie wypełniała wspólną - jego i Willa normę tygodniową, więc do przyszłego weekendu pozostanie im się komunikować za pomocą mruknięć i skinień głową, co też go wewnętrznie rozbawiło. Strumień świadomości straszna przypadłość. Poza tym plan zakładał bardzo sporo jeśli, jeśli świat będzie w takiej kondycji, aby prowadzić jakiekolwiek uczelnie, jeśli kuzynka dopełni wszelkie formalności na czas, jeśli w ogóle dożyje. Nie zmieniało to faktu, że to był miły czas, gdy mu się wydawało, że może spróbować w miarę proste życie, dla niej pewnie będzie podobnie.
- Antropologia? To nie ten kierunek, który wybierają wszystkie nastolatki w fazie mroku i ciężkiego makijażu, bo wskazuje na ich głębię i ambicję? - wcisnął się w chwilowe załamanie Riley przy ale. - Will, nie orientujesz się? - W końcu jeszcze nie wywalili go ze szkoły, musiał być ogromny deficyt nauczycieli od przedmiotów ścisłych. Prawdziwy koniec świata.
- Jeśli na wierzchu nie ma mleka, to może być schowane za sokiem pomidorowym oraz musztardą - wiadomo soki warzywne są abominacją i za nimi nie może być nic dobrego, więc stanowiło to dobrą skrytkę w chwilach ostatecznych, jak ukryta rolka papieru, która ratowała tyłek i fajki w szafce na buty.
- Wśród towarzystwa sukienkowego sprzymierzeńców to mogą szukać ci z przeciwnej drużyny, a jeśli anioły o tym nie wiedzą, to cóż, mam ostro przejebane.
Rewelacje z ujawnieniem się tej frakcji były dalej przetrawiane przez niego i raczej pogłębiały jego kryzys, na który obecnie nie miał czasu.
- No dobra, więc Riley wyjaśnisz coś więcej z nogą i jej urywaniem lub nie oraz wampirami? - przy tych słowach spojrzał na kuzyna, skoro młoda tak umiejętnie wykorzystywała zasłonę z lodówki, bo niby skąd wypłynęły wampiry z całego nadprzyrodzonego bestiariusza.
Powrót do góry Go down
Riley Jones
Riley Jones
WIEK : 25 lat
PRACA : nic konkretnego
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Giphy
SKĄD : Portland
Łowca

- Chcesz się bić? - Prychnęła tylko w reakcji na dociekliwość wuja. Miał rację. Oczywiście, że miał rację. Nie powinni mieć przed sobą tajemnic, nie teraz. Mimo to, Jones obawiała się mu powiedzieć, bo albo spróbowałby ją powstrzymać, albo chciał widzieć się z wiedźmami osobiście. A przecież sama Riley, w głębi ducha obawiająca się nie tylko proszenia o pomoc, ale również o samego momentu leczenia, nic jeszcze nie załatwiła. Plan był, z każdą chwilą coraz bardziej prawdopodobny, jednak pozostawał w początkowej fazie.
Na wywód kuzyna o antropologii uśmiechnęła się kątem ust. Cieszyła się, że poszedł w lżejszy temat i nie zadawał trudnych pytań. Od tego był najwyraźniej Will. Rzuciła się w paplaninę o uczelni, usilnie pragnąc zmienić temat. Również stojąc już przed lodówką, zdecydowanie dłużej, niż powinna, podłapała jeszcze uwagę Theo.
- Fuj, jak można pić sok pomidorowy?- Skrzywiła się i wzdrygnęła, wyławiając z odmętów półek butelkę mleka. Dodała je do swojej kawy, słuchając odpowiedzi na nurtujące ją pytanie. A może była to raczej następna próba przerzucenia uwagi na kuzyna? W końcu też miał trochę za uszami.
Podobał jej się Theo w zbuntowanej wersji. Nadal widziała w nim duchownego, ale wydawał się prawdziwszy w obecnych przekonaniach. No i jakiś bliższy. Na tyle, że Riley przeleciało przez myśl, że dopiero teraz zdecydowałaby się z nim porozmawiać na te tematy. Może powinna? W końcu swoje odsłużył, wiedział o nadnaturalnym gównie i już wcześniej musiał rozmawiać z różnymi ludźmi. Pewnie na spowiedzi nasłuchał się trochę. Czy gdyby poprosiła go o taką rozmowę, poczułby się niezręcznie? Zgodziłby się?
Zatrzymała się w pół kroku, nim wróciła do stołu. Spojrzała na wuja, zaciskając zęby. Wyraźnie było widać, jak mięśnie jej szczęki się napięły, a kąśliwa uwaga wywołała mordercze spojrzenie. Kiedy się odezwała, była już po jednym łyku kawy i głębokim oddechu.
- To akurat świetny pomysł. Im więcej wiemy o nadnaturalnych, tym łatwiej z nimi walczyć. - Odpowiedziała najspokojniej, jak się dało. - Niemniej wampiry pozostają poza naszą łowiecką mocą, nadal. I nie zanosi się, aby coś w tym temacie uległo zmianie. - Napomniała starszego Montereya. Kolejnym łykiem kawy niemal się zakrztusiła. A więc Theo jednak też zamierzał drążyć temat? Ten wyjątkowo niewygodny temat? Odstawiła kubek z nieco większą siłą, niż początkowo zamierzała, co było sygnałem, że kochana rodzinka zrobiła właśnie zamach na jej dobry humor.
Wróciła do jedzenia, sprawnie dokończyła bekon i wyczyściła swój talerz. Zajęło jej to może minutę, podczas której milczała, nie patrząc nawet na twarze mężczyzn, wyczekujących jej odpowiedzi. W końcu jednak zaklęła pod nosem i zaryzykowała powiedzeniem prawdy.
- Wiedźmy. Nefilim. One potrafią uzdrawiać. - Przenosiła spojrzenie z Theo na Willa i z powrotem. - W szpitalu jedna z nich mi pomogła, ale nie udało jej się z nogą. Liczę, że jeśli jakoś skumulują swoją moc, to poskładają mnie w pełni.
Powrót do góry Go down
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

Wziął do rąk kubek z kawą, upił łyk - czarna i gorzka, jak jego życie. Nie spuszczał przy tym wzroku z Riley. Dobrze, że Theo też drążył temat, przynajmniej Will nie był jedynym złym policjantem w pomieszczeniu. Chociaż i tak zapewne przypadał mu tytuł tego gorszego. Panna Jones jeszcze nie znała go od tego strony i w zasadzie miał nadzieję, że będzie się zachowywać na tyle rozsądnie, że nie pozna.
- Cieszę się, że podzielasz moje zdanie. - rzucił, już otwarcie kąśliwie, gdy dziewczyna podłapała (pewnie trochę ironicznie) pomysł krojenia wampirów.
To były tylko słowa. Monterey obiecał Thomasowi stonowanie swoich osobistych uprzedzeń na rzecz większego dobra. Dopóki żaden wampir mu nie zagrażał, nie zamierzał podnosić na nikogo ręki. Tyle tylko, że w mniemaniu Willarda zagrożenie padało na Riley. A to już było mocno drażniące. Najłagodniej rzecz ujmując.
Usłyszał o wiedźmach. Odstawił kubek, by nim nie rzucić w najbliższą ścianę. Jasne, przecież wiedział o akcji w muzeum, i to z dwóch źródeł, ale nie spodziewał się, że Riley podejmie kroki samodzielnie. I że się zfunslowała z wiedźmami na tyle, by prosić je o pomoc. Jezu Chryste, co ty masz z tymi ciągotami do nadnaturalnych?
- Wiedźmy. - powiedział cicho, z rezygnacją, pocierając czoło palcami. - Nie znoszę wiedźm. - 10... 9... 8... 7... 6... 5... 4... 3... 2... 1. Złożył dłonie w trójkąt, przyłożył je do brody. - Liczysz, skarbie? A jesteś dobra z matmy? Bo ja mam wątpliwości. - posłał jej karcące spojrzenie. -Skąd masz pewność, że one naprawdę są po naszej stronie?
Nadal był spokojny, chłodno i może nawet trochę złowrogo opanowany. Nie wybuchł. Nie zaczął tyrady. Postanowił wysłuchać Riley. Dać jej szansę, by wyjaśniła dlaczego chce ryzykować.
- Nie możesz po prostu poczekać, aż wyliżesz się z tej nogi w naturalny sposób? Jak Pan Bóg nakazał.
Powrót do góry Go down
Theo Monterey
Theo Monterey
WIEK : 34
PRACA : Ephraim's Funeral Chapel
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Giphy
Łowca

Sok pomidorowy bywał też śniadaniem mistrzów, którzy zapominają zrobić zakupów lub wstaną za późno, szczególnie gdy wypadło się z rytmu życia na etacie. Dalej, jednak pozostawał abominacją.
Theo pochylił się do przodu opierając się na zgiętych łokciach, co też oni uparli się na wampiry, co wskazywało na czyjeś, z pozostałej dwójki rzecz jasna, żywe zainteresowanie akurat tymi nadprzyrodzonymi. Nie zamierzał dalej drążyć, całkiem już nawykły do tych aluzji, półsłówek, nie żeby w ich fachu słaba wymiana informacji bywa zabójcza, oby dla nikogo tutaj.
Rzucił jeszcze kuzynowi spojrzenie, gdzieś między rozbawieniem, a niemą prośbą o odpuszczenie. Naprawdę zbiór, co Will znosił, był bardzo skromny i nie wszystko tłumaczył łowiecki fach.
- Roboczo są, bo ich zdolności wynikają z łaski Bożej, więc umyślnie nie mogą szkodzić człowiekowi. Znaczy pewnie można zaleźć kruczki, Stary Testament nie jest najbardziej jednoznacznym źródłem - odnosił się tak do swojej wiedzy biblijnej i prawdopodobnych wniosków, jak i również do tego, co zapewne przekazał Thomas.
- Pod znakiem zapytania pozostaje dobrowolne zgłoszenie na obiekt eksperymentów, bo moce mają od miesiąca? No ale Will pewnie chętnie będzie gromił poważnym wzrokiem każde prawdziwe i wyimaginowane niebezpieczeństwo, które potencjalnie mogłoby ci zagrażać.
Theo był przekonany, że żaden z Monterey’ów nie zamierzał rezygnować ze swojego stanowiska. Po prostu trzeba było się przyzwyczaić albo unikać wszelkich świąt w domu, bo się okazywało, że Nowy Rok w Afganistanie nie był taki zły.
Powrót do góry Go down
Riley Jones
Riley Jones
WIEK : 25 lat
PRACA : nic konkretnego
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Giphy
SKĄD : Portland
Łowca

Upiła łyk kawy i cmoknęła, jakby chciała chociaż chwilę dłużej czuć słodko-gorzki smak na języku. Podobnie jak Will, pilnowała się, by nie wybuchnąć. Biła się z nim na spojrzenia. Jego sądne i pełne dezaprobaty, jej buntownicze i uparte. Atmosfera nieco zgęstniała, a Jones poczuła potrzebę znalezienia jakiegoś żartu, który mógłby przywrócić rodzinną sielankę. Niestety nic nie przychodziło jej do głowy, a pesymizm Willa w stosunku do świata, który niby tak bardzo jej zagrażał, zaczynał ją męczyć.
Miała odpowiedzieć, ale Theo ją wyprzedził. Zerknęła na niego, z wciąż otwartymi ustami, gotowa wyrzucić z siebie kolejną uwagę. Szybko je zamknęła, nieco zdziwiona, że kuzyn tak jakby stanął po jej stronie. Aż ją przytkało, a mężczyźni mogli nacieszyć się chwilą ciszy.
- To banda kobiet, cywili, które nagle zostały wrzucone w nasz świat i anioł oszołom, pierdolony boży posłaniec z cholernego Edenu, oznajmił im, że mają powstrzymać apokalipsę. Są ludźmi. Część z nich być może ma coś za uszami, ale gramy w tej samej drużynie. Mają zbyt wiele do stracenia, by być przeciwko nam. - Odezwała się w końcu, a w jej głosie więcej już było łowcy, niż beztroskiej, młodej kobietki. - Mamy je chronić, wtajemniczyć je i nauczyć chociaż części tego, co umiemy sami. I zamierzam to zrobić! Bo jesteśmy kurwa w dupie i powinniśmy być na tyle zdesperowani, by szukać pomocy wszędzie! - Podniosła głos, wymierzając w wuja palec wskazujący. - Widziałeś kiedyś Boga? Ja nie. Czemu miałabym go słuchać? Wydaje się manipulantem i dupkiem. - Mówiła to z taką pogardą, że jeszcze trochę, a splunęłaby na kuchenną podłogę. Nie posunęła się jednak aż tak daleko. Jedynie zebrała naczynia ze stołu, niezbyt delikatnie. Wstała, krzywiąc się z bólu, gdy nagłym szarpnięciem nadwyrężyła mięśnie w kontuzjowanej nodze. Gdy była wkurzona, musiała czymś się zająć, by komuś nie przywalić. W tym wypadku, prawdopodobnie byłby to Will, więc wybrała szorowanie naczyń. Pokuśtykała do zlewu, podciągnęła rękawy i zabrała się za zmywanie. - Będę bezpieczniejsza w pełni sprawna. - Burknęła ponuro, polerując talerz z taką zawziętością, jakby chciała zrobić w nim dziurę. - Jeśli zostawię to naturze, prawdopodobnie już nigdy nie będę tak sprawna, jak przed wypadkiem.
Wyciągnęła rękę z mokrą zastawą do Theo i wskazała skinieniem głowy na szmatkę wiszącą obok. Przekaz był prosty. Rusz dupę i wycieraj.  
- Skupiłabym się na wszelki wypadek rozpracowywaniem, jak unieszkodliwić anioła, bo to im nie powinniśmy ufać. Im i demonom. Jeśli już tak wiele z Biblii się sprawdza, to powinniśmy zakładać, że Lucyfer nie jest jedynym upadłym aniołem, który tam wylądował. A jeśli pod uwagę weźmiemy jeszcze apokryfy, to może się okazać, że egzorcyzmy na niewiele się zdadzą. Jeśli dobrze pamiętam, upadli zostali uwięzieni, a nie unicestwieni. - Nie patrzyła na nich, wbiła posępne spojrzenie w brudne naczynia i swoje dłonie.
Powrót do góry Go down
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

Tyrada Riley wywołała u Willarda ból głowy. Sam fakt, że Theo podsunał nowe argumenty wcale nie pomagał. Monterey był przeładowany, tyle tylko, że za nic w świecie nie chciał pokazać swojego zmęczenia. Nie chciał rozmawiać o tym, co go tropiło. Zwłaszcza, że był o to wściekły. Rozchodziło się o Lennie, o jej znamię i rozmowę, którą przeprowadzili wczoraj. Na samą myśl, coś mu się przewracało w żołądku. Nie byłoby żadnego problemu, gdyby kobieta nie była ważna. Ale była. Była, do cholery, i Willard wyrzucał sobie to uczucie. Nie tego się spodziewał. W dodatku czuł, że nie jest w stanie poskromi Riley, co przekadało na lęk o dziewczynę. Był za nią odpowiedzialny, lecz nie bardzo wiedział, jak z nią rozmawiać. Najchętniej zamknąłby ją w piwnicy. Byłaby wściekła, ale przynajmniej żywa.
Tymczasem dziewczyna podnosiła głos. Być skupienie nie było teraz jego mocną stroną, bo zupełnie się pogubił w tych krzykach.
- Poczekaj. - mruknął, znowu unosząc dłoń, w bezgłośnej prośbie, by zwolniła. Sam przeniósł sie na krzesło, by przysiąść przy stole. - Zdecyduj się, czy chcesz go słuchać i bronić nefilim czy jednak uznać za dupka i kwestionować jego słowa, bo tak jakby dwie opcje nie wchodzą w grę. - westchnął. Znowu potarł skronie. Chyba będzie musiał sobie wrzucić podwójną porcję aspiryny. - I nie, nie mamy być zdesperowani. Zdesperowani ludzie zazwyczaj popełniają błędy. - popatrzył wprost na Riley. - A nie pomyślałaś, że tym łączeniem mocy same czarownice mogą zrobić sobie krzywdę? Sobie i tobie? One najprawdopodobniej jeszcze nie wiedzą, jak używać swoich umiejętności. Czy tak trudno zrozumieć, że nie chcę, żebyś była królikiem doświadczalnym? - zapytał prawie z rezygnacją, bo gniew już wyłaził mu bokiem, a i tak nie przynosił żadnych rezultatów.
Chciał zapytać czy Lennie też będzie w wesołej gromadce uzdrowicielek. Ale zorientował się, że nie chce usłyszeć odpowiedzi. Zastanawiał się, czy powinien przy tym być, bo nie spodziewał się zmiany zdania u Riley.
Przynajmniej pozmywa. - rzucił do siebie, chcąc chociaż na sekundę odpocząć od powagi stytuacji, którą sam sobie narzucił. I po tej chwili wytchnienia, zwrócił sie do Theo, w końcu ten był specjalistą w materii, o którą Will chciał zapytać.
- Czy to nie jest przypadkiem tak, że wiara ma ogromne znaczenie w rytuałach nefilim? Chujowe nastawienie Riley do anioła może mieć wpływ na rezultat?
Ostatnia deska ratunku.
Powrót do góry Go down
Theo Monterey
Theo Monterey
WIEK : 34
PRACA : Ephraim's Funeral Chapel
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Giphy
Łowca

Odetchnął głęboko, a potem przetarł otwartą dłonią twarz zatrzymując się na włosach, coś mu podpowiadało, że reszta wolnego dnia upłynie w grobowym nastroju. Może by przeszedł się do Durhama, szkoda, żeby jego przyjemny salon kurzył w samotności, choć na poprawę nastawienia nie ma co liczyć, ale przynajmniej by się obyło bez dyskusji światopoglądowych.
Nie widział sensu teraz wchodzić z Riley w polemikę. Łowcy mieli jedną przewagę nad każdym innym śmiertelnikiem, po prostu mieli świadomość, że jest coś więcej w tych legendach. Dalej jednak w pojedynkę większych szans nie mieli z wampirem, a co dopiero pośledniejszym demonem czy właśnie aniołem, więc szczęście w tym, że dla takich potęg byli pyłkami, bo inaczej noga mogłaby być ostatnim zmartwieniem Riley. Mimo to w ten czy inny sposób dotknęła sedna problemu, który drążył go znacznie dłużej, niż obecny cyrk.
- Z pewnością jesteśmy w słabym położeniu i zjednoczenie brzmi świetnie, ale nie mamy czasu na błędy, za dużo na raz i za szybko również źle się skończy - choćby zetknięcie się z łowcami w wyższym stężeniu mogło być szokujące.
- Na tym polegała ta cała sprawa z wolną wolą i wiarą, tak skomplikowane.
Wyzerował swoją kawę, skoro dziewczyna zajęła się sprzątaniem po wspólnym posiłku, w sercu zostawił sobie żałobę za pączkami i jak w pełni dojrzały człowiek, którym bezsprzecznie był, podrzucił Riley kubek do zlewu.
- Ok, może najpierw testy na jakimś zwierzęciu by nie były sensowniejsze?
Podniósł się, nie chcąc ryzykować oberwaniem talerzem prosto w twarz, bo ileż można sobie licówek wstawiać.
- To wiedźmom jest udzielana łaska, więc właściwie trudno powiedzieć, poza tym, że nic nie wiemy - wzruszył ramionami z mokrym talerzem w jednej ręce i ścierką w drugiej. Potrzebował jakiegoś dokładniejszego źródła i może dowodów, choć niekoniecznie może od Riley jako królika doświadczalnego.
- Jasne, ale po kolei są demony i pieczęcie oraz wzmocnienie tego całego nadprzyrodzonego bajzlu, nefilim i na razie po prostu anioły można pozostawić pod obserwacją. Już teraz działamy na wielu frontach.
Powrót do góry Go down
Riley Jones
Riley Jones
WIEK : 25 lat
PRACA : nic konkretnego
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Giphy
SKĄD : Portland
Łowca

Zarówno Theo, jak i Will jeszcze nie wiedzieli, że Riley znalazła im już zajęcie na sobotnie popołudnie. Skoro rodzina zebrała się w całkiem przyzwoitym komplecie, szkoda byłoby nie spędzić ze sobą nieco czasu, prawda? Już niedługo znów będą martwić się o swoje życie i żałować, że sielanka ustąpiła miejsce strzelaninom oraz ratowaniu świata.
- Nie są winne swojego pochodzenia, a już na pewno nie ponoszą winy za to, że ten na górze wciąż nas wykorzystuje. Jeśli pojawił się jeden anioł, mógłby wysłać kolejnych. Są potężniejsze, niż demony. Uporałyby się z nimi szybko i sprawnie, a ludziom oszczędziły strat i bólu. Ale nie... Lepiej schować się za łowcami i niewinnymi kobietami. - Odparła, wyraźnie dając wujowi do zrozumienia, że Nefilim i Bóg to dwie różne sprawy. Bo przecież historia była stara jak świat. Pojawiał się anioł, mówił człowiekowi, że ten został wybrany i będzie miał bardziej lub mniej zajebiste życie, a na końcu biedak umierał w męczarniach i jedyne co z tego miał, to najwyraźniej imprezę w niebie. Chociaż przecież nikt nie wie, jak to niebo wygląda i czy rzeczywiście jest tam tak fajnie. A może gdyby anioł się nie pojawił, człowiek miałby lepsze życie, z dala od bólu i śmierci? A przede wszystkim żyłby sobie długo i przyzwoicie szczęśliwie?
- Nie mam zamiaru maltretować zwierząt. - Odparła, kończąc zmywanie i zostawiając niewielki stosik naczyń do wytarcia. Theo już się za to zabrał, więc Riley osuszyła dłonie o swoje spodnie i odwróciła się przodem do wuja. Wyraźnie chciała coś jeszcze powiedzieć. Być może miała zamiar wyskoczyć z jakimś wyznaniem, że ona tak nie potrafi, po prostu w coś wierzyć. Nie miała dobrych wspomnień ani z demonami, ani z aniołami. Jak większość łowców poświęciła wiele, by ratować ludzi. Nigdy nie uważała się za dobrego człowieka i była przekonana, że po śmierci zgnije w piekle. Podejmowanie decyzji różnie jej szło, raz były złe, innym razem tragiczne w skutkach. Niemniej przez cztery lata słuchała ojca i nawet wierzyła, że może ten na górze faktycznie ma jakiś plan. Ale później straciła również i Anthony'ego, a jej resztki wiary zmieniły się w złość i frustrację.
Zamknęła usta i objęła się ramionami, wbijając wzrok w czubki swoich butów.
- Już postanowiłam. - Chciała w ten sposób zakończyć dyskusję o bezpieczeństwie jej działań i słuszności decyzji. Miała jednak świadomość, że w obecnej sytuacji temat wiary będzie powracał w jej głowie i wzbudzał wiele negatywnych emocji, wciąż od nowa i od nowa.
- Jeśli macie dziś wolne, pomyślałam, że pomożecie mi z pociskami, bronią i może z Biblią? - Głos jej złagodniał, uniosła spojrzenie wielkich, brązowych oczu na mężczyzn. Faktycznie potrzebowała pomocy, ale sama nie wiedziała, czy nie chodzi po prostu o głupie spędzenie z nimi więcej czasu.
Powrót do góry Go down
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

- Jezu Chryste, przecież nie mówię, że są winne. - ponownie, setny już chyba raz potarł prawą skroń, z każdym kolejnym słowem, które padało w kuchni, miał wrażenie, że eksploduje mu głowa. Myśli o Lennie wiły się gdzieś w zakamarkach zwojów mózgowych. Właśnie dlatego starał się nigdy nie dopuszczać do siebie emocji - bo te emocje ostatecznie zaczynały mu przeszkadzać, wywoływały ból głowy. - Mówię, że wolę wierzyć aniołom, niż wampirom, ale w tym się najwyraźniej różnimy. - dokończył już trochę ostrzej.
To nie była do końca prawda. Willard nie wierzył nikomu. Nawet słowa łowców czasem poddawał w wątpliwość, jeśli coś nie trzymało mu się kupy. To już nie była honorowa wojna, czasem dochodziło do funkcjonowania pieprzonych bojówek i frakcji. Bo przecież, jasne, ogólnie - dajmy na to - wilkołaki i łowcy nie przepadają za sobą, ale tutaj Astor buduje z nimi przymierze. Wampiry najchętniej by wyssały łowców do ostatniej kropli krwi, ale tutaj Riley upiera się, że przynajmniej jeden z wampirów jest inny niż cała reszta. Świat zdecydowanie odmawiał Montereyowi prostych wskazówek. A szkoda. Miałby lżej na sumieniu.
- Ale siebie wystawiać na maltretowanie to już masz? - zauważył, chociaż już bez przekonania, bo wiedział, że nie zmieni zdania dziewczyny, co zresztą potwierdziła swoimi kolejnymi słowami. A po wypowiedzianej propozycji stwierdził, że aspiryna musi zostać dzisiaj jego towarzyszką. Wstał, pogrzebał w szafce w kuchni tam, gdzie trzymali leki, wyciągnął pastylkę i wrzucił ją do szklanki, zalał wodą.
- Zdradzisz coś więcej ze swojego planu? Bo zakładam, że jakiś jest, zawsze coś masz w zanadrzu. - ponownie usiadł przy stole. - Czasem niekoniecznie mądrego. Ale zamieniam się w słuch. Czego konkretnie potrzebujesz?
Powrót do góry Go down
Theo Monterey
Theo Monterey
WIEK : 34
PRACA : Ephraim's Funeral Chapel
2.02.2019 // sobota // Willard, Theo & Riley Giphy
Łowca

Dokończył wycierać ostatni talerz i zamknął szafkę, dopiero wtedy obrócił się twarzą do Riley i Willarda. Oparł się o blat dodatkowo zapierając się na dłoniach z tyłu. Rozmowa przebiegła w całkiem niespodziewane rejony, może tylko dla niego, znał na tyle Willarda, żeby to wiedzieć. W końcu pewne stwierdzenia nie padały na darmo. Jeśli będzie to żywotnie istotne to się prędzej czy później dowie, to mu nie przeszkadzało, bo tak się gadało w tej rodzinie - przerobione wielokrotnie z ojcem, wujem czy siostrą. Czuł za to, że słowa Riley zaczynają ruszać sprawy, które były już za nim lub tak udawał. A na to już na pewno nie było teraz miejsca ani tym bardziej czasu. Zamiast tego po prostu rozciągnął usta w lekkim uśmiechu.
- No cóż, chociaż daj znać czy coś z tego wyszło, dobrze mieć w obwodzie opiekę medyczną, która nie będzie chciał wzywać służb na widok obrażeń. - To zawsze był słaby punkt ich profesji, choć zakładał, że Nefilim mogą nie współpracować z nimi, poza tym dalej w tym całym bałaganie błądzili po omacku.
- Jeśli będę w stanie, to pomogę w tym, co potrzebujesz.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Powrót do góry Go down
Skocz do: