Memento mori
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: prywatna agencja detektywistyczna Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
27.01.19 r. | Raymond & Sage
Raymond Durham
Raymond Durham
WIEK : 43
PRACA : detektyw policyjny
SKĄD : Durham, KP
Łowca


Oprocentowana dyskusja
27 stycznia, późny wieczór, prawie noc
Raymond & Sage Barton

Z pewnością nie spodziewał się tego, że kolejny łowca ich opuści. Było to co wysoce naiwne ze strony Raymonda, który powinien być bardziej przyziemny przez swój zawód i rodzinny fach. Odgórnie było wiadomo, że należy się spodziewać, że w ten czy inny sposób można stracić życie. Zwłaszcza gdy zajmowano się polowaniem na przestępców, jak i polowaniem na istoty nadnaturalne.
A mimo to - ciężko było przyjąć do wiadomości informację o śmierci Craina. Chcąc nie chcąc, od długiego czasu Durham traktował Sullivana, jakby był jego własnym dziadkiem. Kwestia przyzwyczajeń, spędzonego wspólnie czasu; był mężczyzną, który choć nie zawsze miał czas to starał się pomóc jak tylko mógł. Zresztą, w ostatnich miesiącach przede wszystkim polegali na jego wiedzy i doświadczeniu, nierzadko dzwoniąc do starca, żeby czegoś się dowiedzieć i rozwiać ewentualne wątpliwości. Nie dziwiło go też to, jak ciężko musiał to przyjąć Thomas, który przede wszystkim miał oparcie w Sully’m, jako że obaj najbardziej przejmowali się światem nadnaturalnych i zwyczajnych śmiertelników. Z kolei myśl, że nie będzie już do kogo dzwonić i nie będzie nikogo mądrzejszego od nich - póki co zdawała się być nierealna.
Spodziewał się również, że szybciej to jemu będzie pożegnać się z tym padołem niż zmarłemu. Choćby dlatego, że Sully zdawał się przeżyć prawie że wszystkich, podczas gdy Raymond dobrowolnie już swoje życie oddał w chwili desperacji.
Oczywiście, jako dobry przyjaciel, który potrafił zrozumieć cierpienie, zapewne pozwolił Thomasowi na to, żeby się upił w jego domu. Chwila słabości, bo tak by to usprawiedliwił. Nastroje były posępne.
Zdziwił się wezwaniem na odczytanie testamentu, bo jednak nie zakładał, że coś otrzyma, a i nie był zbyt chętny do spotkań. Mimo wszystko, śmierć Sullivana także wpłynęła na łowcę, który stawił się w odpowiednim miejscu i wyznaczonym czasie, witając się z obecnymi. Spotkanie nie trwało długo, a i wątpił, żeby wszyscy mieli ochotę na to, aby porozmawiać i pożartować. Jeśli któryś z pozostałych wyszedł z taką propozycją - zapewne nie odmówił. Sam jednak nie namawiał, wychodząc z założenia, że jest to moment, by każdy miał jakąś refleksję. A te z pewnością się pojawiły. Chwila przerwy na nadchodzącą apokalipsę ze względu na coś tak przyziemnego jak żałoba.
A tę każdy przeżywał po swojemu.

Raymond siedział w starym, znanym mu dobrze barze. Nie był osobą, która co i rusz wychodziła, upijała się jak tylko może i nieprzytomnie wracała do swojego mieszkania, nawet nie pamiętając podróży. Nie znaczyło to jednak, że to w ogóle się nie zdarzało. Miał już jednak trochę alkoholu w organizmie.
Aktualnie przeglądał kontakty w telefonie. Częściowo ze znużenia i braku możliwości - albo chęci - aby porozmawiać z kimś obecnym w barze, albo z nagłej potrzeby porozmawiania z kimś. Było parę nazwisk, które przewinął. Pojawiła się nawet myśl, żeby zadzwonić do de Garay, która nagle wróciła na swoje teksańskie tereny, ale pewnie by zaraz zaczęła mu biadolić. A egoistyczny humor Durhama pragnął, żeby to on biadolił komuś i wymęczył, bo musiał się wygadać.
Wpierw ominął Sage, nie wiedząc nawet czy ten numer wciąż jest aktualny. Nie interesował się zbytnio, jako że główny kontakt był w pracy lub - jak ostatnio - wystarczyło wejść po schodach. Na terenie komisariatu porozmawiali chwilę, bardziej skupiając się na sprawach zawodowych, et cetera. Mimo ograniczonego kontaktu, Durham zdążył dowiedzieć się o złożonym przez Sage wypowiedzeniu, jak i informacji, że kobieta założyła prywatną agencję. Zastanawiał się, kiedy uzyskała licencję lub kogo skłoniła do tego.
Niemniej, to była myśl.

Minęło pół godziny, gdy ciemna taksówka zatrzymała się pod odpowiednim adresem. Durham opłacił za kurs, zgarnął butelkę alkoholu, która była jego najlepszą towarzyszką na ten wieczór. Spojrzał na godzinę, ale nie był pewien czy była to 22:37, czy 23:17.
Pokonanie stopni czy piętra nie zajęło mu dużo czasu. Za to niezbyt zgrabnie i powabnie przystanął przy drzwiach, gdzie u ich dołu majaczyło światło; miał pewność, że ktoś był w środku. Bezpardonowo uderzył trzykrotnie w drzwi, a hałas rozszedł się po ciemnym korytarzu.
27.01.19 r. | Raymond & Sage 27.01.19 r. | Raymond & Sage  Empty
17/1/2020, 23:38
Powrót do góry Go down
Sage Barton
Sage Barton
WIEK : 29
PRACA : detektyw
Demon

Palce nieustannie śmigały po klawiaturze nowego notebooka. Decyzja o lekkiej zmianie kierunku zawodowego, nie nastręczyła kobiecie większych problemów. Odkąd pamiętała to szybko potrafiła się dostosować do nowych okoliczności. Gdzie nie byłaby rzucona stawała pewnie na nogach. Teraz los zgotował jej powłokę kobiety urodziwej, drobnej i przepełnionej matczynym uczuciem. Bolesne wspomnienia wypełzały w chwilach, gdy patrzyła na Gustava. Wycofanego i milczącego chłopca, który jako jedyny zdawał się nie wyczuwać w niej istoty na wskroś złej. Była przez niego wyczekiwana w domu za każdym razem, gdy znikała na dłużej. Uśmiechał się, gaworzył lub wykrzykiwał słowa, które rozumiał tylko on sam. Ostatnio upodobał sobie "Alababę". Spojrzenie kobiety powędrowało na korkową tablicę do której przyczepiony został dziecięcy rysunek. Wtedy też dziecięce usteczka ułożyły się w słowo którego wyczekują wszystkie matki na świecie. Poczuła się... Miło. Nie powinna, nie sądziła nawet, że zacznie doceniać obecność małego człowieczka w tym wcieleniu. Był jej, a na myśl że Astor lub Durham mieliby zabrać Gusa ogarniała ją złość większa niż ta jaką pogardzała łowcami.
Rozprostowała palce, aż strzeliły kości. Z ekranu spoglądały na nią pootwierane strony z newsami z kraju i świata. Szukała zleceń, czegoś co pozwoli zdobyć renomę. Podniosła głowę znad notebooka irytując się na tego, kto ośmielił się hałasować o tej porze. Raymond mógł usłyszeć stukot obcasów, a następnie ujrzeć dobrze znaną sobie postać w jasnej poświacie.
- To ty - powiedziała na jego widok, a on był zbyt pijany żeby zauważyć jej zaskoczenie. Nie spodziewała się łowcy pod swoimi drzwiami. Obrzuciła go spojrzeniem i zatrzymała na trzymanej butelce. Woń jaką wokół siebie roztaczał mówiła sama za siebie.
- Czego?
Miała na sobie dopasowaną garsonkę i mocniejszy makijaż, nosiła się teraz zupełnie inaczej niż pracując na komendzie.
Powrót do góry Go down
Raymond Durham
Raymond Durham
WIEK : 43
PRACA : detektyw policyjny
SKĄD : Durham, KP
Łowca

To ja — potwierdził Raymond, a jego ton był wyższy. — To ciebie mi brak, a gdzie twe krokodyle łzy? Z rozpaczy i z tęsknoty dziś? — zanucił, bo miewał takie momenty, że zachowywał się jak nie on. Nucił, kiedy pracował. Coś podśpiewywał podczas wygładzania papierem ściernym desek, którymi się zajmował. A teraz wychodziło na to, że zrobiło mu się mimo wszystko weselej. Mimo że stał przed osobą, która na dobrą sprawę bez jakiegokolwiek problemu byłaby w stanie zrobić mu lobotomię byle gwoździem od skrzypiących zawiasów drzwi czy skręcić kark w pół minuty. Najwidoczniej alkohol działał na tyle dobrze, że znieczulił instynkt łowcy, ogólną przezorność policjanta, który wolał się pilnować.
Entuzjazm aż się z ciebie wylewa — brak reakcji u demona spowodował, że Durham głośno poskarżył się na brak zachwytu na jego wizytę. Mogła ryzykować, że zaraz mężczyzna pobudzi sąsiadów, chyba że na tym piętrze znajdowały się jedynie firmy. To co najwyżej jakiś pracoholik mógłby się oburzyć, że niektórzy nie szanują tej pory dnia i nie dadzą innym spokoju. Sage pozostawała z możliwością wygonienia Durhama czy wpuszczenia go do środka.
A skoro tak rzadko, sam od siebie, Raymond przychodził do niej, to ciekawość z pewnością zwyciężyła.
Dobrze wyglądasz — przekroczył próg agencji, nawet nie myśląc o tym, że mogłaby się czaić na niego jakaś pułapka. Stanął na korytarzu i rozejrzał się. Światło nie było zapalone, więc niewiele brakowało do tragedii, aby wyrżnął o coś i raz jeszcze dał znać, że jest obecny. Z lekkim zachwianiem obrócił się do Barton i wyciągnął w jej stronę butelkę alkoholu.
W ramach powodzenia — mruknął, nie napoczynając żadnego tematu. Rozglądał się w ciemnościach, utrzymując równowagę. Głośno oddychał.
Powrót do góry Go down
Sage Barton
Sage Barton
WIEK : 29
PRACA : detektyw
Demon

Durham potrafił wprowadzić nie tylko kobietę w osłupienie, ale i demona. Wpatrywała się w niego nie potrafiąc dostosować się do narzuconej przez niego sytuacji. Zachowywał się jak oszołomiona świnka wbiegająca wprost pod rzeźnicki nóż. Będąc przetrzymywaną w jego domu nie słyszała jak nuci. Odgłos szlifierki skutecznie zagłuszał głos. Nadal musiała wyglądać na nieprzekonaną, ale odsunęła się w geście zaproszenia do środka. Rozmowy na progu zawsze przynosiły nieszczęście.
- Aha - tylko tyle powiedziała na nieoczekiwany komplement ze strony Raymonda. Udało mu się sprawić, że czuła się nieswojo. Zamknęła drzwi przekręcając zamek. Wolnym krokiem ruszyła w jego stronę nie odwracając wzroku od twarzy. Oczy Raymonda zrobiły się małe, zaczerwienione i świńskie. Nadmiar alkoholu mu nie służył. Szpilki wydłużały ją o kilka centymetrów dzięki czemu nie musiała mocno zadzierać głowy. Panował półmrok, a jedynym światłem było to wpadające przez okna (nie wliczając zapalonego notebooka).
Spojrzała na w połowie pustą butelkę. Jej ręka wystrzeliła jak żmija z krzaka, zaciskając palce na jego policzkach. Skierowała głowę Raya na siebie. Zionęło gorzelnią.
- Spójrz na mnie. Co tu robisz? Ostatnio jak byłeś uprzejmy to skończyłam przywiązana do krzesła.
Przyszedł do jaskini lwa, drażnił go i najwyraźniej chciał zostać pokąsany. Ścisk drobnej dłoni był mocny, a wyraz twarzy Sage sprawiał, że lepiej było nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Gdyby była zwykłą kobietą, Durham mógłby ją unieszkodliwić nawet po pijaku. Wyższy, bardziej zwalisty i mocniejszy. Była jednak czymś więcej, a to tworzyło barierę psującą cały efekt późnego wtargnięcia mężczyzny.
Powrót do góry Go down
Raymond Durham
Raymond Durham
WIEK : 43
PRACA : detektyw policyjny
SKĄD : Durham, KP
Łowca

Gdyby Raymond był trzeźwiejszy to z pewnością zanotowałby w swoim kajecie zdziwienie czy też speszenie u Sage. Było to dość niespotykane, więc tracił właśnie cudowną okazję na wytykanie tego kobiecie, ale kto wie - może akurat tego nie zapomni?
Oczy zdecydowanie miał szkliste i rozświetlone. Niczym dziecko, które zobaczyło wymarzoną zabawkę. Lub wdowa opłakująca po mężu, taka rozpiętość porównania. Zdawał się być nieszkodliwy. Nie zapowiadało się na to, żeby zaraz miał wyrżnąć, bo równowagę utrzymywał całkiem dobrze. To, że trochę mocniej się kiwał czy jakiś krzywy krok postawił można zignorować!
Nie zdążył zareagować, gdy Sage zbliżyła się do niego i butelki, która wcale nie była opróżniona do połowy! Ledwo łyka zdołał wziąć, a tak to prawie pełna; światło musiało źle odbijać.
Ło boi — powiedział niewyraźnie, gdy palce drobnej kobiety zacisnęły się na jego policzkach. Wydął wargi niczym ryba, przez co oddech nadal uderzał do nozdrzy i był nieprzyjemny. — Uść.
A puścić musiała, jeśli chciała zrozumieć całą wypowiedź i odpowiedź Durhama. Sięgnął wolną dłonią do jej twarzy i tyknął ją między brwiami palcem. Wystarczyło właściwie, żeby zelżyła swój uścisk, na co Ray zareagował z odetchnięciem.
A teraz będziesz przy... nie, nie będziesz, ale posuchasz — mruknął, przyglądając się Barton z niewielkiej odległości. Pomruk, mimo że pijacki, był w miarę przyjemny. — Przyszłem pogadać.
Nie mogła oczekiwać poprawnej wypowiedzi u detektywa. Ten był w końcu pod wpływem alkoholu.
Boi-sz się mnie?
Powrót do góry Go down
Sage Barton
Sage Barton
WIEK : 29
PRACA : detektyw
Demon

Gdyby Raymond był trzeźwiejszy toby go tu nie było. Nie wiedziała co myślał, ale jeśli kierował się ludzkimi emocjami to właśnie popełniał kardynalny błąd. Tak jak wtedy, gdy łamał łowiecki kodeks i zawierał układ z siłami go przewyższającymi. Mogła się nim bawić i zwodzić, tak jak robiły to syreny z mitologicznej Grecji. Przybił do jej wybrzeża zwabiony światłem latarni. Inna sprawa, że pijany Durham stanowił interesujący obiekt do obserwowania. Na co dzień poważny teraz pokazywał zupełnie inną twarz.
Puściła, a jakże. Nawet demon miał prawo do nie lubienia smrodu. Zmarszczyła czoło na zuchwały czyn łowcy. Gdzie jeszcze ją dotknie? Prychnęła rozbawiona. Starał się kreować na groźnego, a może zupełnie już stracił poczucie tego co wyprawia?
- Czy się boję? - po raz pierwszy odkąd się znali mógł usłyszeć jej śmiech. Zrobiła krok w przód, popychając Raymonda na biurko. Po drodze zdjęła szpilki.
- Nie rozśmieszaj mnie Raymond - przeciągnęła spółgłoskę w jego imieniu prawie je mrucząc. Zbliżała się do niego jak nieuchronne fatum. Każde następne słowo było bezlitosne. Tak jak czarne spojrzenie.
Napierając zmusiła go do zajęcia biurka. Segregator i kilka luźnych kartek papieru spadło na podłogę. Wspięła się na niego opierając dłońmi o szeroką pierś. Na wyciągnięciu ręki stał organizer z długopisami i srebrnymi nożyczkami. Szwy spódnicy zatrzeszczały uwidaczniając się na obleczonych w rajstopy udach.
- Jesteś słabym człowiekiem. Nic nie znaczącym, pomimo usilnego sprawienia aby życie nabrało sensu. O tym chcesz ze mną pogadać? - pochyliła głowę muskając paznokciami skórę jego policzka. Uliczne światło oświetlało jedynie twarz Durhama, skrywając Sage w półmroku.
Powrót do góry Go down
Raymond Durham
Raymond Durham
WIEK : 43
PRACA : detektyw policyjny
SKĄD : Durham, KP
Łowca

Zmarszczył brwi, wciągnął policzki i bez przekonania patrzył na Sage i jej rozbawienie. Nawet nie odezwał się po jej komentarzu z rozśmieszaniem. Trybiki w jego mózgu były opóźnione i potrzebował dłuższej chwili na to, aby załapać, o co chodzi. Nie był tak aktywny i spostrzegawczy jak podczas pracy i na trzeźwo. Ale miał doskonały powód na to, czemu akurat teraz pozwolił sobie na to, aby wypić tyle alkoholu.
Twój śmiech nie pasuje — wtrącił nagle. Gdyby Sage zagadnęła go o to, rozwinąłby myśl: — Bo w filmach i serialach i w ogóle to leci coś muahahah czy inne mwahaheh — spróbował udawać, ale próba ta była aż zbyt przesadzona i wyszło to żenująco. Odchrząknął, nie przejmując się tym. — W każdym razie, ten wassszszsz pierwszy zawsze tak się śmieje?
Nie rozsiadał się na biurku. Właściwie to przycupnął. Stuknął lekko butelką, odstawiając ją na bok, ale że była w zasięgu ręki. Kolejne stuknięcie spowodowane było obrączką, którą wciąż nosił na palcu; ta to właściwie po tylu latach wrosła, że ściągnięcie jej graniczyło z cudem i prędzej musiałby skorzystać z pomocy Carstairsa, aby ją pociąć. A tego nie zamierzał zrobić.
Uuu —  wciągnął powietrze i skrzywił się. Obserwował zamglonym spojrzeniem Sage, która zachowaniem i aktualnym działaniem wysyłała całkiem inne sygnały niż to, co teraz mówiła. Ułożył jedną z rąk na jej udzie. Trudno powiedzieć czy było to działanie bezmyślne, czy naumyślne. Być może podświadomie dbał o to, aby kobieta czasem nie wyrżnęła na podłogę, bo i to było możliwe w tej chwili.
Zabolało, ale po was nie można się cegoś... innego spodziehać — mruknął niezbyt wyraźnie. — Ale nhe o mnie dzisiaj właściwie — odchylił głowę i obrócił, aby spojrzeć na notatki, które nawinęły mu się pod ręką. Rozczytałby coś ciekawego w ogóle? Dopatrzyłby się swoim podpitym spojrzeniem?
Powrót do góry Go down
Sage Barton
Sage Barton
WIEK : 29
PRACA : detektyw
Demon

Nie dość, że pijany to jeszcze prawiący uwagi. Barton nie miała częstej możliwości do ćwiczenia swojego śmiechu. Mógł brzmieć kiczowato, okropnie zależnie od gustu słuchacza. Zrobiła dziwną minę na więcej nie reagując. Jakby miała odzwierciedlać każdy gest ze strony Durhama zdążyłaby popełnić hara-kiri. Dlatego zignorowała pytanie. Doskonale wyczuwała reakcje jego ciała, nawet jeśli te nie były ekspresyjnie okazywane. Nie tego się spodziewał i w niewyjaśniony sposób sprawiało jej to satysfakcję.
Poklepała go po policzku na tyle bezboleśnie, aby nie mógł uskarżyć się na dotkliwy ból. Skrzywiła wargi nadając im trudny do odgadnięcia wyraz i przesunęła rękę Raymonda tak, aby wywołać w nim nie lada sensacje.
- Będziemy musieli popracować nad twoją opinią o mnie, Ray - zniżyła głos, muskając opuszkami palców zarys jego nosa i szczęki. Twarz nadal pozostawała w półmroku. Pochyliła się jak do pocałunku, ale nic takiego nie nastąpiło. Oczy zdawały się być bezdenną studnią. Ciemne, niepokojące i pełne chłodu. Złapała go za nos i władczo obróciła głowę. Skoro mówił do niej to miał na nią patrzeć.
Ciężko było odczytać pismo Sage do góry nogami. Nie pisała jak kura pazurem. Alkohol i słabe światło również nie pomagały. W notatkach był rysunek męskiej podobizny. Jako policjant mógł się domyślić czym teraz się zajmowała, o ile nie powiąże tego z byciem demonem i kibicowaniu nastania końca świata.
- Chciałabym rzec, że mamy przed sobą całą noc ale tak nie jest. - ponagliła go z umiarkowanym wyczuciem.
Powrót do góry Go down
Raymond Durham
Raymond Durham
WIEK : 43
PRACA : detektyw policyjny
SKĄD : Durham, KP
Łowca

Był zdziwiony jej zachowaniem, chociaż pewnie nie powinien. Sage lubiła go prowokować i najwidoczniej być też prowokacyjna. Nie wiedział czy to ze względu na potrzebę czyjejś atencji, czy żeby ktoś zareagował w sposób nieodpowiedni i znalazła byle powód, żeby się zemścić. Z zaufaniem było ciężko i nic dziwnego. Nie darzyli się nim zbyt specjalnie, zwłaszcza po ostatnim. Może wpadł w pułapkę przez swoją głupotę i Sage, która przez kilka dni zamknięta była w jego domu, chciała to wykorzystać, a może chciała nasycić się czyimś cierpieniem czy żałosnością śmiertelników... Trudno powiedzieć, a nawet jeśli dowiedziałby się i usłyszał - to nie mógł wiedzieć czy mówi prawdę, czy tylko go spławia.
Powinnaś zacząć — mruknął, jakby sugerując, że to głównie od jej postawy i zachowania zależało to wszystko; nie byłoby to kłamstwem!
Odsunął się niewiele, gdy Sage dalej zmniejszała dystans między nimi. Nie czuł się speszony, choć równie dobrze mogło to być przytłumione przez alkohol, który wciąż krążył po jego organizmie.
Stęknął, gdy Barton złapała go za nos i zaraz obróciła jego głowę, aby mógł na nią spojrzeć. Wystarczyło poprosić, a nie rządzić się tym, co do niej z pewnością nie należało!
Nie odczytał nic. Dojrzał podobiznę, choć nie mógł powiedzieć czy kogoś konkretnego mu przypominała.
Nie? A to czemu? — zagadnął, nagle ożywiony. Popukał palcem w rysunek. — Będziesz zajęta ppo-po-oszukiwaniem?
Raymond był ciekawski. Po alkoholu może nawet bardziej; w końcu większość zakładała, że jak człowiek miał wypite to niczego dokładnie nie pamiętał.
Jak to jest?
Powrót do góry Go down
Sage Barton
Sage Barton
WIEK : 29
PRACA : detektyw
Demon

Nie reagował nawet tak jak powinien. Prowadziło to do niebezpiecznego sprawdzania granicy, którą do tej pory sukcesywnie oboje przesuwali. Sage nie dała mu zginąć na jednej z policyjnych akcji, pomimo sprzyjających okoliczności. Raymond nie przeprowadził egzorcyzmów, gdy miał ją pod ręką całkowicie bezbronną. Nie wydała Christiana i bawiła się w mamkę Gustava. Dobre i złe uczynki, czy to miało sens w przypadku demona? Wyraźnie się skrzywiła. Ześlizgnęła się z niego, okrążając biurko. Zamknęła notebook i zebrała luźne kartki, wszystko to w niepokojącym milczeniu.
- Przecież cię to nie obchodzi. Jeśli przyszedłeś po informacje to cię rozczaruję, tam są drzwi. Dzień dobroci minął trzeciego stycznia - stwierdziła ze stoickim spokojem. Jeśli się nie ruszył to zepchnęłaby go z biurka z pomocą telekinezy.
- Biedny zapijaczony łowca. Butelka zacznie być twoją nieodzowną kompanką? Stwierdziłabym, że ci współczuję ale byłoby to kłamstwem.
Demon zawsze prawdę powie. Poprawiła drobną biżuterię na nadgarstkach i wygodnie rozsiadła się na fotelu. Zielone spojrzenie utkwiła na całej jego sylwetce nie wyglądając w żaden sposób na poruszoną.
Potrafiła przybierać wiele masek naraz. Była w tym metoda, był i cel. Nie wierzyła w bezinteresowność Durhama, ani duchową potrzebę na nocne zwierzenia. Nikt o zdrowych zmysłach nie obrałby sobie za przyjaciela demona z czeluści piekieł. W spojrzeniu Sage pojawiło się ponaglenie. Machnięciem ręki mogła mu zafundować szybką wycieczkę do drzwi, a jak ładnie poprosi to jeszcze szybszy teleport na ulicę.
Powrót do góry Go down
Raymond Durham
Raymond Durham
WIEK : 43
PRACA : detektyw policyjny
SKĄD : Durham, KP
Łowca

Nie musiałaby uciekać się - ponownie - do przemocy i argumentu siły. Sam się zwlókł z biurka, pozostawiając na nim butelkę alkoholu, którą przyniósł kobiecie w ramach prezentu. Zresztą, wspomniał o tym Sage na samym wejściu, gdy wszedł bezczelnie do środka!
Okrążył parę stojących przed biurkiem krzeseł. Dopiero po chwili ociężale zasiadł na jednym z nich, a następnie opadł swobodnie na oparcie mebla bez większych oporów. Gdyby miał wypite jeszcze więcej to może i nogi na biurko by wyciągnął, dla lepszego krążenia, ale powstrzymał się od tego. Jego kończyny były wyprostowane, ale wciąż na ziemi.
Mówisz to tak, jakbyś przecie-rpiała te kilka dni w licznych torturach, a nie miałaś na co narzekać — zaczął najpierw, ale bynajmniej nie bronił się czy usprawiedliwiał w ten sposób. Przynajmniej nie przyznałby się do tego, że takie coś robił.
Zabawne.
Raymond palnął i dopiero po dłuższej chwili milczenia parsknął do swoich myśli, ignorując ponaglające spojrzenia Barton, która najwidoczniej po odejściu z komisariatu okazała się wielce niecierpliwą osobą. Bytem?
Będąc tak daleką od czło... człowieczeństwa, bahdzo dobrze wychodzi ci bycie zgorzkniałą. Tego was tam uczą, na dole? — rzucił, wykrzywiając usta w różne strony. Cmoknął pod nosem i rozejrzał się po pomieszczeniu. Nadal nie było zbyt wyraźnie, a półmrok nie sprzyjał obserwacji. Raymond jednak nie zwracał większej uwagi na to. Bardziej skupił się na biurku, które bezmyślnie zaczął skubać u brzegu, aby sprawdzić jakość mebla. Obecność okleiny już sama w sobie potrafiła czasem przekreślić, mimo że było to tak częstym rozwiązaniem!
Niemnieeej, bardziej interesuje mnie to jak wygląda skończenie kontraktu, umowy, cyrografu czy jakkolwiek to nazywacie w swoim piekielnym gronie. Nagłe pstryknięcie palcami i puff, koniec? Ogary piekielne, których nie zobaczę czy może jakaś dramatyczna orkiestra i pojawią się wrota? — jedno co musiała mu przyznać, mimo niechęci, to to, że miał całkiem niezłą wyobraźnię!
Ach i jak raduje cię fakt, że kolejny łowca nie żyje?
Powrót do góry Go down
Sage Barton
Sage Barton
WIEK : 29
PRACA : detektyw
Demon

Współpraca Raymonda nadal zaskakiwała. Gdy tak na niego patrzyła lub o nim myślała, dochodziła do wniosku, że pod żałosnością łowcy kryło się coś znacznie więcej. Nie przedstawiał sobą typowego schematu jaki napotykała przez wieczność swojego istnienia. Nienawiść po jakimś czasie stawała się nużąca i sztucznie podtrzymywana. Zastanawiała się nad powodem swojego odmiennego postrzegania i nad zachowaniem Durhama. O dziwo, nie miała podejrzeń o grę wstępną do zwabienia w kolejną pułapkę.
Posłała mu przesłodzony uśmiech na którego widok mógł dostać mdłości. Oczy pozostawały beznamiętne i pokazujące podpitemu łowcy z kim ma tak naprawdę do czynienia.
- Masz rację, mogłam teraz na nowo adaptować się w obcym ciele.
Wydęła wargi w kpiącym wyrazie twarzy. Proces bywał niekiedy nużący, a obejmowanie władzy nad naczyniem zajmowało kilka dni. Wspomnienia, zwyczaje oraz panowanie nad członkami w pierwszej chwili zawsze sprowadzały się do złego samopoczucia i zawrotów głowy. Także przeskok do nowego naczynia nie napawał Sage radością.
Przekrzywiła głowę do ramienia nie spuszczając wzroku z Durhama. Rozglądał się po pomieszczeniu jakby czegoś szukał. Nie uszło jej uwadze zainteresowanie biurkiem. Ku swemu rozczarowaniu, paluchy stolarza natknęły się na drogi surowiec. Najwyraźniej demony nie zadowalały się kiczem lub lubiły wydawać nieswoje pieniądze na dobra luksusowe.
- Aleś się zrobił ciekawski i rozmowny - pochyliła się do przodu. Fotel zaskrzypiał, a ona oparła łokcie o blat biurka. Złączyła dłonie na palcach których połyskiwały drobne pierścionki, w tym obrączka. Należała do Libby Smith, naczynia które obecnie sobie przywłaszczała.
- Kiedy zbliży się termin wygaśnięcia kontraktu zaczniesz mieć paranoję, omamy i bezsenność. Pojawią się koszmary, a wraz z nimi całkowicie realne piekielne ogary, które zaszczują cię do tego stopnia, że przy minimalnym szczęściu nie poczujesz jak pęka ci serce. Żadnych oklasków, żadnej orkiestry. Jest lęk, chłód i ciemność. Masz jednak jeszcze trochę czasu, czyż nie? - posłała kolejny uśmiech, tym razem sardoniczny.
- Och, komu to się zmarło? Twoja groźna mina zrobiłaby na mnie wrażenie, gdybyś nie był pijany Raymondzie - przesunęła dłońmi po skórzanej podkładce. - Śmierć jest wpisana w waszą profesję. Czego ode mnie oczekujesz, zadając takie pytania? Współczucia? Wyrzutów sumienia? Nurzałam palce w waszej krwi odkąd na świecie pojawił się pierwszy łowca.
Głos zabrzmiał ostro i surowo, a twarz wyrażała zaciętość. Czy kiedykolwiek zastanawiał się ile lat liczy byt przed nim?
Powrót do góry Go down
Raymond Durham
Raymond Durham
WIEK : 43
PRACA : detektyw policyjny
SKĄD : Durham, KP
Łowca

Kiwnął głową. Mogła. Mogła na nowo przyzwyczajać się do kogoś innego i patrzeć na swoje-nieswoje odbicie w lustrze. Raymond, co prawda, nie miał pojęcia, jakie to wszystko było niewygodne. Mógł się zastanawiać, jak ciężko było patrzeć i przyzwyczajać się. Mógłby nawet zainteresować się czy którykolwiek z demonów pamięta swoje prawdziwe oblicze, skoro przez tyle wieków zmieniał naczynie? Nie zdziwiłby się, gdyby ponad połowa była schizofrenikami - jeśliby ocenić z wiedzy, którą posiadali śmiertelnicy.
Wzruszył ramieniem. Powinna skorzystać, póki może, że Raymond i rozmowny, i ciekawski. Już wcześniej, współpracując z nim w pracy czy przesiadując w jego domu, mogła zaobserwować, że Durham nie rozgadywał się, by gadać i nie siedzieć w ciszy. Cisza mu nie przeszkadzała. W miejscu pracy plotki może i miały miejsce, ale nie były to rozmowy, z których wynikałoby czy ma jakieś problemy w domu; wszystko to zdawało się być niezobowiązujące. Zdystansowane.
Może i biurko było zrobione z dobrego, drogiego surowca. Inną kwestią, która absorbowała detektywa, była jakość wykonania. Znając się na tym fachu, uznałby, że jeśli Sage zapłaciła czterocyfrową sumę to przepłaciła, bo ktoś nie potrafił dobrze opanować stolarki. Jako że jednak nie pytała go o opinię, to takiej nie wyraził.
Uniósł spojrzenie znad blatu na chłodne oblicze kobiety. Przeszło mu przez myśl czy pamiętała jak wygląda, zanim to wszystko się stało i zaczęła zwiedzać każdy krąg piekielny, gdzie gościła w co trzecim kotle. Jego wyobrażenia dotyczące piekła były bardziej groteskowe i kreskówkowe. Nie było to niczym dziwnym. Telewizja, komiksy, literatura i inne popkulturowe szpargały potrafiły swoje opisać i zadziałać na wyobraźnię.
Jeszcze trochę mam. Nie posiadam jednak klepsydhy, aby odmierzać — przyznał przekornie. Jeszcze tego by brakowało, żeby każdego dnia obracać szkło i obserwować sypiący się kamień. Zapewne wygrawerowałby na podstawie To Hell, aby wiedzieć, do czego odlicza. — Ach, oczywiście, będę musiał wrócić na rozstaje dróg czy aż tak fatygować się nie muszę? A jeśli zejdę szybciej? — błysk w oku mógł być wymowny i zastanawiający. Równie dobrze mogło to być pijackie szklenie jego oczu, które upewniałoby w tym, że lepiej dla niego, aby nie pił.
I właściwie nie odzywał się tak zuchwale w towarzystwie demona, dla którego te dekady śmiertelników to nawet nie mrugnięcie okiem.
Oczekuję, że jesteś dobrze poinformowana. Na tyle, jak to odgrywasz, bo prawdy nie znam — westchnął niedbale. — A jednak nie uwierzę, że nic ci nie wiadomo, skoro jesteście gohsi niż call henter i wymieniacie się wszystkimi infohmacjami ku uciesze upadłych. Twój demoniczny kompan nic ci nie powiedział? — odbił piłeczkę powoli. Starał się mówić wyraźnie, ryzykując tym, że szpilka czy nawet długopis lada moment mógł znaleźć się wbity głęboko w jego szyję.
Powrót do góry Go down
Sage Barton
Sage Barton
WIEK : 29
PRACA : detektyw
Demon

Dobrze więc, że na głos nie czynił uwagi co do mebla. Gotowa była walnąć łbem łowcy o drewno żeby przekonać go co do pomyłki. Trudno określić czy można mówić tu o jakichś emocjach, naturalnie coś czuła i były to głównie biologiczne procesy naczynia. Zazdrość, miłość lub obrzydzenie stawały pod wielkim znakiem zapytania. Kochać nie kochała, lecz rościła sobie prawo do wielu rzeczy i osób. Jedną z nich był Durham. Przedziwne zrządzenie losu połączyło ich w nienaturalnej symbiozie. Egzystowali obok siebie, nadal nie potrafiąc odpowiedzieć co z tego za korzyść mieli. Dawali sobie coś, czego nie mogli uzyskać od innych? Zrozumienie lub brak pytań, bo po prostu byli. Wróg trzymany blisko siebie szybko stawał się przyjacielem. Przynajmniej Raymond mógł mieć pewność, że Sage spełni jego polecenie bez zbędnych ludzkich emocji. Parsknęła cicho.
- Nie, głuptasie. Masz zadziwiające wyobrażenia o czymś co powinieneś znać ze swoich pradawnych książek.
Wstała z fotela i wyszła na chwilę do pokoju obok, skąd wróciła z dwoma kryształowymi szklankami do drinków. Sięgnęła po butelkę, którą Raymond przyniósł rzekomo dla niej w prezencie. Nalała mu do pełna, sobie mniej. Zapowiadało się na to, że jednak zejdzie im na rozmowie dłużej niż się wcześniej zapowiadało.
- Czytałeś kontrakt przed jego podpisaniem? Jeżeli nie zapewniłeś sobie nieśmiertelności na okres trwania umowy to w przypadku śmierci jesteś po prostu frajerem, który ląduje w piekle. O co chcesz dokładnie zapytać, Raymondzie? - wydawałoby się, że spojrzała na niego łagodniej. Napiła się trunku, który ze sobą przyniósł.
- Złościsz się - stwierdziła lakonicznie, stukając paznokciem w kryształ. - Sugerujesz telepatię łączoną? Cóż. Mamy od tego telefony komórkowe jak ludzie. Zadziwiające, co? Mam wielu, jak to ująłeś, demonicznych kompanów. Masz na myśli kogoś szczególnego?
Gdyby odpowiedział, kontynuowałaby.
- Krążą różne plotki. Nie dziwi mnie czyn naszego wspólnego znajomego, choć to takie dwojakie. Ty znasz młodego Astora, a ja tego, który się w nim zagnieździł. Jestem ciekawa jak to się skończy, jego zabawa po stronie dobra. Kolejna śmierć w tej rodzinie na pewno osłabi twojego przyjaciela, Thomasa.
Wiesz, że to Christian miał zabić swojego dziadka? Król Piekła potrafi być przewrotny w swoich rozkazach. Rozumiem, że to jest powodem dla którego jesteś tutaj w takim stanie. Z powodu śmierci starego człowieka.
Powrót do góry Go down
Raymond Durham
Raymond Durham
WIEK : 43
PRACA : detektyw policyjny
SKĄD : Durham, KP
Łowca

A bo ja pamiętam — odparł Raymond, prychając pod nosem swobodnie i wymijająco. Pamiętał przede wszystkim to, jak pergamin się rozwinął, jak treść zbierała się w słowa i umowę, którą podpisał. Pamiętał też jak słuchał - poniekąd niechętnie - co demon miał do powiedzenia. Wytropienie takiego nie było problemem dla łowcy. Był w stanie wyłapać znaki czy spodziewać się, o której porze może zastać takiego demonicznego przedstawiciela handlowego. Może by nawet skojarzył, że wtedy pogoda była nietęga.
Nie wyskakiwał ze swoją pamięcią, bo ta i teraz szwankowała. W końcu mógł się powtórzyć, po raz trzeci wspomnieć o tym samym temacie czy znowu sięgnąć po szklankę alkoholu, zapominając, że dosłownie dwie sekundy temu odstawił ją na biurko.
Eszcze lepiej. Czyli jak do końca swoich dni zdarzy mi się zemrzeć to nie zemrę, bo jednak nieśmiertelność i jakimś cudem odżyję? Nawet przy dekapitacji? — która nie była może i stosowane, ale przecież zawsze była jakaś możliwość, że znajdzie się taki psychol, który to zrobi. Raymond kaszlnął w pięść, zwracając twarz w bok.
Zdobyła ponownie jego uwagę, wspominając o królu Piekieł i zadaniu, jakie otrzymał Christian. Ponownie parsknął.
Nawet nie jestem zdziwiony — niespecjalnie stuknął szkłem o blat. — Kto by nie chciał sprawdzić, do czego może się posunąć, skoro wiesz, że ktoś nie został opętany w całości — posłał sztuczny, bardziej przekorny, uśmiech. Logika by na to wskazywała. Nie wiedział czy te piekielne byty i tym się kierowały, czy swoim uporem - nie miało to jednak znaczenia, skoro lada moment zaraz wszystko miało się spieprzyć.
Zgadłaś. Nic dziwnego, że zostałaś detektywem — pokręcił jednak zaraz głową. Spojrzał pytająco na Sage. Nastąpiła dłuższa chwila ciszy, podczas której wymieniali się zerknięciami. — Aby na pewno rozumiesz? — w końcu nie wiedział, jak działała u nich psychika czy odpowiednik tejże. Mieli pojęcie, faktyczne czucie? — Tak to w końcu działa. Jedni będą się cieszyć, inni rozpaczać, inni — kiwnął na pokal. — Upijać się w toaście za tego i tamtą. Wszystko, co pewnie widziałaś, w różnych wydaniach.
Sage swobodnie mogła wyłapać, że Raymondowi włączyło się filozofowanie. Chcąc oszczędzić na czasie, mogłaby go sprowadzić na odpowiednią drogę. Lub wywalić za drzwi. Durham, w każdym razie, najwidoczniej nie zdawał sobie sprawy, że już robił dygresje.
Ilu spotkałaś łowców?
Powrót do góry Go down
Sage Barton
Sage Barton
WIEK : 29
PRACA : detektyw
Demon

Przestanie się już dziwić ludzkiej głupocie. Raymond wyglądał na takiego, który przeczytałby umowę od deski do deski, ale w obecnym stanie mężczyzny zaczynała mieć poważne wątpliwości. Pakty zawierane były z różnych powodów. Może w końcu Durham przyzna się za co przehandlował duszę, a ona zapyta czy było to tego warte. W większości przypadków - nie było.
- Nie dojdzie po prostu do śmierci- nie wyglądało na to żeby pytania jej przeszkadzały. Panująca atmosfera sprzyjała intymności oraz zwierzeniom. Sage za bardzo nie mogła zaoferować tego drugiego, ale jak słuchać to chętnie posłucha. Posłała mu zgapiony, równie przekorny uśmiech. Nie wyraziła na głos tego co mogłoby wprawić Raymonda w konsternacje nawet pod wpływem alkoholu. Był na to jeszcze czas.
- Kara miewa różne oblicza, a czasami dzieje się z nami to co zapisano w gwiazdach. Za co się sprzedałeś? - przekrzywiła szklankę bawiąc się trunkiem. Dawniej przykładano uwagę do tej sfery życia, którą dzisiaj wyśmiewano lub traktowano z przymrużeniem oka. - Pochwaliłeś mnie po raz pierwszy odkąd przekroczyłam próg twojego gabinetu w listopadzie.
Nie wyłapała aluzji ani tego, że nie o pochwałę chodziło Durhamowi. Pod tym względem pozostawała naiwna jak dziecko.
- Rozumiem mechanizm, to całkiem proste. Chcesz wznieść toast? - zakrawało to o profanacje albo należało potraktować to jako ludzki odruch. Jeżeli w ten sposób Raymondowi ulży... Oblizała wargi i wsparła głowę o rękę. Filozofowanie łowcy nie przeszkadzało. Tej nocy mówił o wiele więcej niż przez trzy miesiące znajomości. Podczas gdy była jego więźniem przez kilka dni, nie zamienił z nią aż tylu słów co teraz.
- Sporo. Żyję już dosyć długo Raymondzie. Nic tak nie sprawiało mi satysfakcji jak łowcy. Ich upadek i rozpad... Sami zaczęliście niszczyć własne idee na przestrzeni wieków. Uprzedzę twoje pytanie i na nie odpowiem. Nie, nie mam wyrzutów sumienia i niczego nie żałuję. Teraz ja zadam swoje. Lubisz mnie Ray?
Przekrzywiła głowę mając swój codzienny, niewinny wyraz twarzy. Łatwo zapominało się, że pod skórą młodej i pięknej kobiety skrywa się bezlitosne diabelskie nasienie.
Powrót do góry Go down
Raymond Durham
Raymond Durham
WIEK : 43
PRACA : detektyw policyjny
SKĄD : Durham, KP
Łowca

Posłał kobiecie delikatny uśmiech. Być może nawet pierwszy, skierowany bezpośrednio do niej? Tak w połączeniu z komplementem, jaki w ten sposób odebrała.
Raymond zwlekał z odpowiedzią na pytanie zadane przez Sage. Zareagował na propozycję toastu, podsuwając jednocześnie pokal, żeby kobieta ponownie napełniła go alkoholem. W tym momencie nie zważał na to czy Barton robi to z jakiejś skrytej złośliwości, czy z zebranej przez lata egzystencji wiedzy o tym, jak niektórzy wznoszą toasty. Zdawało się to być najzwyczajniej w świecie miłe, choć z pewnością niecodzienne.
Dopiero po napiciu się, dłuższej chwili milczenia, Raymond się poruszył, jakby z zamiarem odezwania się. Rozejrzał się po gabinecie i spojrzał w stronę okna, które aktualnie było zasłonięte.
Mogę? — polubownie zapytał, wyciągając paczkę papierosów. Odmowa nie zadowoliła Durhama, ale mężczyzna się nie wykłócał. Schowałby wtedy paczkę do kieszeni kurtki. Jeśli jednak uzyskał przyzwolenie, to najpierw zapalił papierosa, a następnie zbliżył się do okna, próbując je otworzyć. Przycupnąłby na parapecie. Nawet nie oponowałby przed poczęstowaniem kobiety i odpaleniem jej papierosa, jedynie pod warunkiem, że zbliżyłaby się, bo z jego  podpitym błędnikiem mogło być gorzej.
Osiem lat wolnego od piekła czasu w zamian za to, żeby umierająca żona pożyła dwa lata dłużej — odpowiedział powoli, wyraźnie. — Jak pierwsze było ustalone bezmyślnie, tak drugie było bardziej psotne, bo myślałem, że potrwa to dłużej — przyznał. Oczywiście, człowiek był zawsze mądry po szkodzie. Cała logika i odpowiednia kalkulacja przychodziły tak samo późno jak odpowiednia riposta - po czasie. — Paradoksalnie moja żona, parająca się tym samym co ja, zachorowała na raka. A że desperacja i egoizm swoje, to człowiek swoje. Nietrudno znaleźć piekielnego na rozstaju, wbrew pozorom — jakoś łatwiej było o tym mówić. Może dlatego, że Thomas jako pierwszy przebił się przez ten mur, a reszta mogła się wślizgnąć? Lub, co też było prawdopodobne, w końcu pogodził się z tym wszystkim na tyle, by przyznać się do błędu?
Ewentualnego rozbawienia, które mogło pojawić się u Sage, nie zauważył, wpatrzony w samochody; rozchylił palcami żaluzje na wysokości oczu.
Wówczas chciałem, aby było to mniej problematyczne, mniej bolesne i nie postępowało tak szybko — dopowiedział, w końcu racząc kobietę spojrzeniem. Z pewnością zdarzyło jej się zauważyć obrączkę zdobiącą jego palec. Mimo że był wdowcem od paru lat, to nie przełożył jej na drugą rękę. Przyzwyczajenie robiło swoje.
Na pytanie Barton czy było warto, uśmiechnął się nad wyraz kwaśno.
Subiektywnie? Egoistycznie? Jak najbardziej, bo miałem, co chciałem. Obiektywnie? Nie bądźmy śmieszni, to było i jest durne posunięcie, o którym zacząłem myśleć na trzeźwo po śmierci żony. Co się stało, to się stało. Nie ma przecież odwrotu — przyjrzał się jej. On powiedział to pewnie, ale czy miał w tym rację?
Powrót do góry Go down
Sage Barton
Sage Barton
WIEK : 29
PRACA : detektyw
Demon

Pozwoliła mu na to leniwym ruchem ręki i odprowadziła wzrokiem do okna, zawieszając dłużej wzrok na opiętym materiale spodni. Demony nie stroniły od używek. Możność upojenia się alkoholem lub zażycie narkotyku stawało się nagrodą za wieczność spędzoną w Piekle. Pamiętała swoje pierwsze naczynie po opętaniu i to jak oddawała się rozpuście ciała i umysłu. Przez chwilę w milczeniu obserwowała jak duże męskie dłonie starają się wskrzesić ogień, a wargi zachłannie chwytają filtr. Okno można było jedynie uchylić. Wstała od biurka podchodząc do niego miękkim krokiem. Zanim schował paczkę, sięgnęła po nią i wetknęła koniec papierosa do ust. Gdy pomógł zapalić, uśmiechnęła się unosząc lekko kąciki ust. Stanęła obok niego stykając się ramionami. Na jej palcu błysnęła srebrna obrączka należąca do Libby Smith.
- Nie trudno znaleźć to prawda, ale wynegocjować dobry kontrakt potrafi niewielu - skomentowała, gdy Raymond ponownie zabrał głos. Nie sądziła, że zacznie mówić o tym co było z pewnością tajemnicą. Za dobrze już znała charakterystyczne zachowania żeby nie potrafić rozszyfrować sygnałów płynących od łowcy. Sage musiała zadać to jedno dosyć prozaiczne pytanie.
- Nadal ją kochasz. - stwierdziła bez cienia złośliwości, która wskazywałaby na zapowiedź werbalnego ataku. - Wy ludzie, macie niezrozumiałą tendencję do robienia głupich rzeczy dla tych których kochacie. Twój czyn się w to wpisuje. Nie dość, że zawarłeś niekorzystny układ to skazałeś się na wieczne potępienie. Czym były te dwa marne lata w obliczu wspólnej wieczności? Skończysz w Piekle zamiast być z nią. Rozumiem jednak w czym tkwi błąd u takich jak ty. Wy nie wierzycie.
Niewiele się napaliła, zgniatając papierosa w dłoni. Nie było śladu po oparzeniu.
- Nic nie jest stracone póki się nie umrze. Porozmawiaj z lokatorem Astora. To nawet zabawne, że muszę podtrzymywać cię na duchu, wiesz? I ciekawsze od zabijania - zaśmiała się cicho. Ponownie w ciągu tej nocy wyciągnęła rękę, aby opuszkami palców musnąć zarys mocnej szczęki i szorstkiego policzka. - Mogę?
Odczytać twoje największe tajemnice.
Powrót do góry Go down
Raymond Durham
Raymond Durham
WIEK : 43
PRACA : detektyw policyjny
SKĄD : Durham, KP
Łowca

Zerknął na Sage po jej pierwszym komentarzu. Spojrzenie było dość mętne, rozbiegane i wciąż świecące. Przez umysł przemknęła mu myśl czy kobieta mówi to na poważnie, czy naigrywa się z niego. Nie byłby zdziwiony ani jedną, ani drugą postawą. Tą gorszą brał pod uwagę przede wszystkim ze względu na to, że te piekielne wcielenia uwielbiały przecież pastwić się nad ludźmi, ich nieszczęściem. A skoro mogły nabijać się z czyjejś głupoty czy braku jakichkolwiek umiejętności negocjacyjnych - to czemu by nie skorzystać?
Nieufność, mimo wszystko, miała spore znaczenie w tym przypadku.
Krótkie spojrzenie wystarczyło, żeby potwierdzić myśl Sage. Było znaczące i skupiło się na niej w momencie, gdy stwierdziła swoje; czyli w ten sposób zwróciła na siebie jego uwagę, jakby odgadła, co mogło go męczyć.
Czy musiał coś więcej mówić? Pozwolił Barton na to, żeby się rozgadała. Nie poprawiał jej, nie doprecyzował jej myśli. Raz, że nieszczególnie miał do tego głowę, aby to wszystko ułożyć i powtórzyć, żeby brzmiało logicznie. Dwa, trudno było się nie zgodzić z jej słowami.
Nie wierzymy? — powtórzył za nią. Czekał, aż rozwinie, o co jej chodzi.
Zerknął na dłoń kobiety, gdy zgasiła papierosa. Uniósł brew. Nic jednak nie powiedział. On dalej strzepywał popiół do popielnicy, zerkając od czasu do czasu za okno, jakby jakiś ruch zwrócił jego uwagę. Możliwe, że jakieś koty przemieszczały się, a któryś pies zaczął szczekać w tę względnie spokojną noc.
Trochę odmienne działania, co? — posłał Sage delikatny uśmiech na te podsumowanie o podtrzymywaniu na duchu.
Nowy kolega Astora miałby mi pomóc?
Raymond zareagował po chwili. Zerknął na smukłą dłoń kobiety, zastanawiając się, co chce zrobić. Mimo bycia łowcą, nie miał tak ogromnej wiedzy, żeby mieć pojęcie, jakie zdolności faktycznie mają demony. Co poniektóre mógłby zauważyć i wymienić, ale wiedział, że o wszystkim pojęcia nie miał. To było oczywiste.
Nie odsunął się, więc mogła to odebrać za ciche przyzwolenie.
Pierwsze, co zaraz się pojawiło, to był obraz kobiety, której nie znała. Zauważalnie osłabiona, chudsza; niemalże ciągle zmęczone spojrzenie. Na głowie jakaś kwiecista chusta, spod której wychodziły kosmyki jasnobrązowych włosów. Na pełnych wargach majaczył delikatny uśmiech, zaś w dłoniach trzymała książkę, którą czytała. Od czasu do czasu podnosiła spojrzenie, by spojrzeć na otoczenie, w jakim się znaleźli - spokojna okolica, pusta polana, po której biegał pies. Kolejny obraz, który powoli zaczął się zmieniać, przedstawiał tę samą osobę. Wyglądała na młodszą, zdecydowanie zdrowszą. Kręciła się u brzegu plaży, co i rusz poprawiając luźną tunikę, a w jednej ręce trzymała obuwie i workowatą torbę. Okulary podtrzymywały grzywkę. Mówiła coś o tym, że zaraz będą musieli wracać, a szkoda, bo jeszcze by została.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Powrót do góry Go down
Skocz do: