Memento mori
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: Plac J. Astora Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie
Idź do strony : 1, 2  Next
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

Poprawił zegarek na ręku, chociaż nic nie było tam do poprawiania, i przelotnie spojrzał na godzinę. Nie było w tym nic wyczekującego. Dla Willarda czas mógłby się i nawet zatrzymać w miejscu, bo wiedział, że najprawdopodobniej będzie się musiał tłumaczyć dlaczego w środku nocy zareagował na odebrany telefon w taki sposób, że po prostu wyszedł. Nie żeby tłumaczenie się z czegokolwiek było dla Montereya czymś nowym, ale w przypadku Lennie wyjątkowo nie lubił kłamać.
Zaprosił kobietę do restauracji Miód Malina, rezerwując wcześniej przytulne miejsce przy oknie. Zrobił to w ramach przeprosin, choć wolałby, żeby nie wiązała się z tym żadna rozmowa na temat Riley. Postanowił ten temat przeczekać, licząc, że Lennie też sobie podaruje.
Ubrany był w jasną koszulę bez krawata, którą dopełniały ciemne spodnie i sweter. Czarny płaszcz wisiał na wieszaku przy ścianie. Kiedy Lennie przyszła z pewnością pomógł jej zdjąć jej okrycie wierzchnie i generalnie przywitał jak na prawie dżentelmena przystało.
Powrót do góry Go down
Eleanor Thompson
Eleanor Thompson
WIEK : 36
PRACA : nauczycielka
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Giphy
SKĄD : Nowy Orlean
Wiedźma

Thompson nigdy nie czuła się tak spokojna, jak tego wieczoru gdy szła na spotkanie z Montereyem. Wbiła dłonie w kieszenie długiego prochowca, nigdzie się nie spiesząc. Mógł na nią czekać tyle ile miała na to ochotę i nie zamierzała się tym przejmować w najmniejszym stopniu. Wsłuchiwała się w szum miasta i przebijający się przezeń stukot obcasów. Cały lęk towarzyszący jej zeszłej nocy z niej zszedł. Rano przyszła wściekłość, która odpowiadała za rozbity kubek i trzy talerze oraz jego szczoteczkę w śmieciach pod zlewem. W pracy, opowiadając młodzieży o dramatach szekspirowskich miała czas się uspokoić i sobie wszystko przemyśleć. W efekcie, Monterey miał już nową szczoteczkę do zębów, chociaż jeszcze nie w łazience. Na to musiał zasłużyć. Dotychczas taki numer wywinęła mu raz - wtedy, kiedy coś zagnało ją do muzeum Astorów. Różnica była taka, że wróciła jeszcze w nocy, nikt wtedy nie wysadził pani burmistrz w powietrze i widzieli się wtedy dopiero któryś raz. Warto dodać jeszcze, że zostawiła go u siebie w domu, więc oczywistym było to że wróci.
Przekroczyła próg restauracji. ICH restauracji. Przynajmniej był na tyle sprytny, tyle mogła mu oddać. Rozwiązała węzełek na pasku, a widząc jak podchodzi, by jej pomóc z płaszczem uniosła tylko brew - dżentelmen się w tobie obudził? - Zabrzmiało to bardziej drwiąco niż planowała, ale nie mogła sobie podarować. Zamierzała mówić o tym co czuje i jak się z tym ma. Mimo to, cmoknęła go krótko na powitanie. Zajęła miejsce na kanapie, zostawiając mu niewygodne krzesło. Nawet jeśli wcześniej siedział inaczej nie zamierzała się tym przejmować.
- Jak minął twój dzień? - Z pozoru neutralne pytanie, chociaż w jej głosie wciąż pobrzmiewał gniew. W momencie w którym go zobaczyła cały spokój, który wypełniał ją jakoś od drugiej godziny lekcyjnej gdzieś wyparował - bo nie uwierzysz, mój rozpoczął się około drugiej w nocy - nadała swojemu głosowi ton wyjątkowo entuzjastyczny, jakby była postacią w dramie dla nastolatków i właśnie opowiadała o czymś przyjaciółce na kawie - i to jak emocjonalnie; wyobraź sobie, że dorosły facet z którym sypiam wykradł mi się z łóżka w środku nocy, tak cicho że się nawet nie obudziłam. I wiesz co, pewnie by było to bardziej zrozumiałe, gdyby nie fakt że po pierwsze, zrobił to nie po raz pierwszy, a po drugie nie po raz pierwszy się w tym łóżku znalazł.
Wpatrywała się w niego gniewnie, chociaż ton jej głosu nie zmienił się nawet przez chwilę. Piłeczka była po jego stronie.
Powrót do góry Go down
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

Nie spodziewał się, krótkiego pocałunku, ale gdy ten już nastąpił, odruchowo chciał ująć Lennie w pasie choćby na sekundę, lecz nie zdążył - tak wściekłe i niemal machinalne było to okazanie uczuć przez kobietę. Od razu począł się zmęczony emocjonalnością sytuacji. Może to ten moment. - pomyślał. Może to ten moment, kiedy już dajesz sobie ze mną spokój.
Zdążył tylko usiąść, a Thompson od razu zaczęła swój monolog i prawdę mówiąc Willard wyłączył się już po pierwszym zdaniu, pocierając palcem lewą skroń. Najpierw Riley ze swoim eskalowaniem, a teraz Lennie. Kobiety naprawdę miały coś wspólnego - wszystkie odwracały kota ogonem. Zawsze. Świat się walił, Thomas tresował psy, Riley bawiła się w pokarm dla krwiopijców, a Lennie robiła jazdy o niewinne wyjście z łóżka. Westchnął z rezygnacją i dosłownie sekundę później zorientował się, że to był błąd.
- Nie dramatyzuj, dobrze? - powiedział w końcu, nie odnosząc się do ani jednego zdania z tego, co powiedziała kobieta. - Nie możemy po prostu spokojnie zjeść kolacji?
Miał dość dramatyzmu na dzisiaj. Riley zrobiła już swoje i teraz mu ten dramatyzm bokiem wyłaził. Miał za sobą nieprzespaną noc. I żałował, że nie wpadli na siebie z Lennie w szkole, może to by rozładowało napięcie i teraz mogłoby być miło.
Powrót do góry Go down
Eleanor Thompson
Eleanor Thompson
WIEK : 36
PRACA : nauczycielka
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Giphy
SKĄD : Nowy Orlean
Wiedźma

On był zmęczony? Dobre sobie. Kobiety odwracały kota ogonem? Jeszcze lepsze. Niewinne wyjście z łóżka? Zmrużyła delikatnie oczy. Nie wiedział co nią targało w nocy, kiedy tak po prostu sobie wyszedł. Od snu zesłanego przez zdaje się anioła, wszędzie szukała znaków, które byłaby je w stanie powiązać z dziwną wizją. Lepiej się stało, że nie spotkali się w szkole, bo tam dopiero zrobiłaby scenę, chociaż pewnie najpierw rozpłakałaby się jak dziecko. I to nawet nie chodziło o to, że wyszedł. Chodziło o to, że nie wiedziała co się dzieje, a zwłaszcza teraz nawet najmniejsza kontrola była jej potrzebna. Jej życie wywracało się do góry nogami i potrzebowała żeby był tym, kim miał być: dorosłym, czterdziestoparoletnim facetem ze swoim bagażem. Bo ten o którym wiedziała mogła nosić.
- Nie dramatyzuję - warknęła cicho. Brak skruchy tylko dolewał oliwy do ognia - i dobrze wiesz, że gdybyś liczył na spokojną kolację to byś się dziś ze mną nie umówił. Bo to że jesteśmy tutaj znaczy tylko i wyłącznie o tym, że wiesz, że spieprzyłeś sprawę - Lennie nie przeklinała często, ale utrzymanie siebie na wodzy kosztowało ją tak dużo - nie oczekuję dużo, Monterey. Oczekuję, że będziesz zachowywał się jak dorosły facet, a nie szczeniak który wymyka się pod osłoną nocy - zawiesiła na chwilę głos - nie mogę się o to martwić, rozumiesz?- Na mojej głowie jest już tak wiele, przemknęło jej przez myśl, a w jej głowie rozbrzmiały słowa anioła "Zostałyście namaszczone do walki z kreaturami, które uzurpują sobie prawo do waszego świata." Dreszcz przebiegł jej przez kręgosłup aż się wzdrygnęła. Chciała zapytać tej nocy co się z nim dzieje, chciała się upewnić, ale się nie odważyła. Bała się tego, co mogłaby zobaczyć w tej wizji, jakby mierzenie się z rzeczywistością mogło być prostsze. Nie mogła mu o tym mówić i zżerało ją to od środka. Nie chciała go narażać, w jakiś dziwny pokrętny sposób. W jej głowie wciąż był tylko mężczyzną w średnim wieku - nie znikaj bez słowa - jej głos zadrżał. I chociaż zupełnie nie drżał nad tym, że się wymknął, tylko nad tym, że świat jaki znali się zmieniał, to zupełnie nie musiał o tym wiedzieć.
Powrót do góry Go down
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

Oboje mieli na głowie prawie ten sam problem, ale oczywiście żadne nie miało zamiaru puścić pary z ust. Być może nie chcieli się narażać, być może po prostu jeszcze sobie nie ufali. Najgorsze było to, że teraz, mimo prośby, Lennie jednak nadal dramatyzowała, a Willard był tak zamknięty w swoim zmęczeniu, obarczony własnym bagażem, którym nie chciał się dzielić, ze zupełnie nie rozumiał kobiety. Nawet lepiej - poczuł irytację. Jestem odpowiedzialny, do cholery. - warczał w duchu. - Kobieto! Nie chcę cię wciągać w łowieckie gówno dla twojego własnego dobra. Nie wiesz o czym mówisz.
Jej łamiący się głos, przełamał falę gniewu, która już napływała mu do gardła. Westchnął. Wstał, odsuwając ze zgrzytem krzesło. Wyglądało to tak, jakby chciał wyjść bez słowa, lecz zamiast tego przeszedł te dwa kroki, by usiąść obok Lennie na kanapie. Nie ujął jej dłoni ani nic, ale siedzenie ramię w ramię już było jakąś formą kontaktu. Przekrzywił głowę, by popatrzeć jej o w oczy.
- Nie mogę ci mówić wszystkiego. - powiedział po prostu, głos miał spokojny. - Nie dlatego, że nie chcę, ale dlatego, że to prywatne sprawy Riley. I masz rację, powinienem dać ci znać, że wszystko w porządku.- pozwolił sobie na lekki, prawie przepraszający uśmiech.
Miał nadzieję, że to wystarczy, by ją udobruchać. Nie miał innego planu. Długie rozmowy o emocjach i oczekiwaniach nigdy nie wychodziły mu dobrze, bo pod koniec potrafił być już nieznośnie okrutny i dosadny. Nie chciał dotrzeć do tego momentu w rozmowie z Lennie.
- Nie musisz się o mnie martwić. Jak to mówią, złego licho nie weźmie.
Powinien po prostu powiedzieć "przepraszam", ale zachował to jeszcze dla siebie, jako as w rękawie. A jeśli to nie zadziała, będzie pewnie musiał powiedzieć, że Riley jest narkomanką i musi ją kontrolować i że to dla niego ciężki temat, więc prosi, by Lennie nie drążyła.
Powrót do góry Go down
Eleanor Thompson
Eleanor Thompson
WIEK : 36
PRACA : nauczycielka
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Giphy
SKĄD : Nowy Orlean
Wiedźma

Nie dramatyzowała, ustalmy pewną nomenklaturę. To, że mówiła o tym, co jej nie pasowało, co potencjalnie mogło być problemem w przyszłości nie było dramatyczne. Może odrobinę dramatyczny był ton, ale z drugiej strony czego spodziewać się po kobiecie, która większość swojego dorosłego i nastoletniego życia spędziła występując. Może dlatego tak łatwo było jej spychać rzeczywistość na tyły zmęczonego umysłu, który w dalszym ciągu radził sobie z tym co zobaczyła. Bo wierzyła i chyba rozumiała, ale nie wiedziała co miała zrobić z tym dalej. Bała się robić cokolwiek więcej z darem, jakby miało to spowodować lawinowe zmiany w jej życiu. Na to zupełnie nie była gotowa. A jeszcze mniej była gotowa na rozmowę z mężczyzną, który w jej życiu był stosunkowo krótko. Bo co mu miała powiedzieć? Nalewając porannej kawy, rzucić radośnie "kochanie, a tak w ogóle, to mam znamię od miesiąca, ale znasz mnie na tyle krótko, że mogłeś nie zauważyć, bo naznaczył mnie anioł. A, mam też wizje przyszłości!"
Gdy wstawał, machinalnie wywróciła oczami, podnosząc menu do oczu. Dopiero kiedy usiadł i kątem oka dostrzegła ruch głowy, odłożyła kartę, patrząc na niego z ukosa
- Nie musisz mi mówić wszystkiego...po prostu nie znikaj. Nie chcę się budzić sama i nie wiedzieć co się dzieje - mruknęła cicho. Gniew wciąż pobrzmiewał w jej głosie, ale już trochę przygaszony. W gruncie rzeczy, powiedziała co miała do powiedzenia, a nie zamierzała się długo gniewać. Zresztą, w żaden sposób nie uzurpowała sobie praw do znania wszystkich detali z życia kuzynki Willarda. Oparła głowę na jego ramieniu, patrząc ponuro przed siebie.
- Pieprzysz - burknęła - licho bierze wszystkich, zresztą nie jesteś zły - spojrzała na niego, obracając się trochę bokiem, żeby oprzeć brodę na jego ramieniu. Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę milcząc. Dalej była zła, a może po prostu niepewna. I patrzyła teraz na niego, jakby liczyła na to, że rozwiąże w ten sposób wszystkie wątpliwości i znikną wszystkie pytania
Powrót do góry Go down
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

- Nie powinnaś się o mnie martwić. - odpowiedział. - Ale widać jesteś zdecydowanie lepszym człowiekiem niż ja.
Chciałby powiedzieć jej prawdę. Co prawda byli ze sobą - ile? Dwa miesiące? Ale coraz częściej tonął w jej oczach i zaczął się w nim budzić egoizm przedkładający jego własne szczęście nad jej dobro. Bo przecież na tym polegał ten układ zdaniem Montereya. Im bardziej zbliżał się do Lennie, tym wzrastało ryzyko, że ktoś może zrobić jej krzywdę. Jeszcze żadnemu supernaturalnemu nie zaszkodził w tym mieście, ale przecież wiedział, że to się zmieni. Nie wierzył przecież, że ze wszystkimi wampirami czy wilkołakami idzie się dogadać. Zwłaszcza, że kilkanaście godzin temu jeden z krwiopijców chciał rozszarpać Riley gardło przy posilaniu się. Jemu na pewno nie podaruje. Nikt nie będzie podnosić rękę na rodzinę Willarda, nikt. Aż mu się na to wspomnienie zacisnęła szczęka. Potrzebował chwili, by ją rozluźnić. Na szczęście Lennie patrzyła przed siebie, a gdy już zwróciła na niego spojrzenie - był spokojny. Cholera, Lennie. Uwielbiam twoje oczy. - pomyślał, nie mówiąc tego na głos.
- Za krótko mnie znasz. - powiedział szczerze z czymś na kształt smutnego uśmiechu i odgarnął jeden z jej kosmyków włosów za ucho, po czym ujął prawą dłoń kobiety i po prostu nakrył ją swoją. Chciał powiedzieć, że nigdy nie pozwoli, by stała się jej jakaś krzywda, ale przecież wiedział, jak to jest w łowieckim świecie. Czasem ktoś umiera i nic nie da się z tym zrobić, niezależnie od szczerych chęci. Więc po prostu zacisnął lekko dłonie, by ostatecznie spleść swoje palce z jej. Popatrzył w dół, trochę zdziwiony, że zdobył się na tak romantyczny gest. Przesunął opuszkami palców po jej skórze, natrafił na znamię. Zmarszczył nieco brwi.
- Nieudany tatuaż?
Wcześniej nie zwrócił na to większej uwagi, wyznając zasadę, że nie będzie się wtrącał w decyzje Lennie, nawet jeśli ta usiłowała sobie wytatuować coś długopisem między palcami.
Powrót do góry Go down
Eleanor Thompson
Eleanor Thompson
WIEK : 36
PRACA : nauczycielka
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Giphy
SKĄD : Nowy Orlean
Wiedźma

- Bo się martwię? - Uniosła lekko brew - Ty też się martwisz. O taką Riley choćby... albo o mnie - dodała ostrożnie, pozwalając sobie na niepewny uśmiech. Zaczynała się do niego przywiązywać i zupełnie jej to nie przeszkadzało. Może dlatego, że nie wiedziała co się dzieje w jego głowie w tym momencie. Bo po prawdzie, gdyby wiedziała, to dostałby przez łeb, tak prowizorycznie za głupotę. Hipokryzja, co zrobić. Z drugiej strony, trudno było powiedzieć czy gdyby wiedziała, to czy by mu powiedziała. A co jeśli polowałby na nią od tego? Ale, całe szczęście, żadne z nich nie wiedziało o drugim.
- Pieprzysz - powtórzyła, tym razem się uśmiechając - nie trudno poznać złego człowieka. A oprócz robienia szczeniackich rzeczy, nie zrobiłeś jeszcze nic złego, Monterey - uniosła się delikatnie, żeby ucałować go w policzek, tak po prostu, czule. A potem spojrzała na ich dłonie, uśmiechając się lekko, tak pogodnie. Zacisnęła mocniej palce na jego dłoni, czując że tak właśnie powinno być, że obydwoje byli dla siebie właściwi, przynajmniej w tej chwili. Niby tylko dwa miesiące, ale coś takiego było w tej relacji, że nie potrafiła jej zdyskredytować. Dopiero kiedy wspomniał o znamieniu, cofnęła rękę, przesuwając palcami lewej dłoni po odznaczającym się znaczeniu. Wpatrywała się w nie pusto dłuższą chwilę, po czym uśmiechnęła się jakoś tak bez wyrazu.
- Powinnam to chyba komuś pokazać - wzruszyła lekko ramionami, chociaż jej głos nie brzmiał pewnie. Z drugiej strony, miała mu się tłumaczyć z niewielkiej zmiany skórnej? Zmarszczyła lekko brwi. Nie, to zupełnie bez sensu. Znowu sięgnęła po kartę. Trochę bez powodu, prawie zawsze brała to samo. Skanowała wzrokiem kartę, ale zupełnie nie przyswajając co tam było napisane.
Powrót do góry Go down
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

Chciał prychnąć i powiedzieć, że on nie martwi się o ludzi, że każdy jest dorosły i podejmuje własne decyzje. To nie była prawda. Nie dość, że się martwił, to jeszcze uważał, że wie, co jest lepsze dla innych. Na przykład w wypadku Riley - ta dziewczyna niedługo da się zabić, jeśli ktoś nie przemówi jej do rozsądku. Dlatego Monterey planował zrobić wszystko, by dziewczyna przestała się bratać z wampirami. Do Astora miał zaufanie, był doświadczonym łowcą. Ale Jones? Z tą jej gadką "ten wampir jest inny"... "Ten wampir jest inny od reszty"! Willard nie miał nastoletniej córki, ale wiedział, że od takich słów zaczynają się kłopoty.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. - potwierdził przypuszczenia Lennie. Martwił się o nią, jak cholera. I bał się, że ostatecznie ją skrzywdzi. I że nie zasługuje na te wszystkie dobre i spokojne chwile, które z nią spędził.
- Nie robię szczeniackich rzeczy. - rzucił poważnie i nawet nie zrobił przy tym szczeniackiej obrażonej miny. Nie był sentymentalny, nie był romantykiem. Robił to, co należało robić. Starał się być odpowiedzialny za wszystkich, którzy są dla niego ważni. Niezależnie od tego, czy go rozumieją czy nie.
Kiedy zabrała dłoń, Willard ponownie zmarszczył brwi. To tylko coś, co wygląda na nieudany tatuaż, albo znamię (jak mógł wcześniej tego nie zauważyć?), dlaczego wywołało w niej emocje i zadumę. Pomyślał, że jeszcze niewiele o sobie wiedzą, lecz starał się zracjonalizować to zachowanie, a że myśli Willarda zawsze krążyły wokół mrocznych aspektów życia, pierwsze co przyszło mu na myśl to to, że Lennie sama sobie to zrobiła w ramach reakcji na stres, wewnętrzny niepokój, cokolwiek. Ale przecież to nie miałoby żadnego sensu, więc odrzucił te głupie myśli. Zastanawiał się dlaczego podeszła do tematu poważnie.
- Uhm. - przytaknął tylko, nie zamierzając drążyć tematu, skoro najwyraźniej tego nie chciała. Lecz znamię zwróciło jego uwagę. Tymczasem Lennie zasłoniła się kartą - dosłownie. A Willard to uszanował. Cokolwiek siedziało w jej głowie, nie zamierzał wyciągać tego siłą. Z emocjonalnych szantaży mogły wyjść tylko chore zobowiązania. Sam otworzył kartę.
- Wezmę chyba burgera z frytkami. - zerknął na kobietę. - Na co masz ochotę?
Powrót do góry Go down
Eleanor Thompson
Eleanor Thompson
WIEK : 36
PRACA : nauczycielka
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Giphy
SKĄD : Nowy Orlean
Wiedźma

Odetchnęła niemal bezgłośnie, z ulgą. Mimo tak obiecujących początków ich relacji w gruncie rzeczy czasami nie wiedziała dokąd zmierzali. I o ile na początku było jej to bardzo na rękę, teraz coraz częściej łapała się na tym, że zaczynała powoli chcieć wiedzieć więcej. I po prostu chcieć więcej od samego Willa. Może dlatego też tak bardzo przeżywała durne wycieczki w środku nocy, abstrahując od całej reszcie związanej z niebezpieczeństwem.
- Oczywiście, słońce, nie robisz - uśmiechnęła się czarująco, odrobinę drwiąco, dając mu do zrozumienia, że absolutnie się z nim nie zgadza. Tak po szczeniacku właśnie. Gniew jak szybko przyszedł, tak szybko poszedł, na nowo wpuszczając jej wiosenne nastawienie do świata. Nawet jeśli było przymglone palącym wspomnieniem na prawej dłoni. Nie wiedziała jak o tym z nim rozmawiać głównie dlatego, że bała się reakcji. W jej głowie Will był człowiekiem bardzo racjonalnym i twardo stąpającym po ziemi, a zatem niespecjalnie wierzącym w magiczne cuda, anioły, demony i wszystko dookoła. Żeby tylko wiedziała jak bardzo się myli, to pewnie jeszcze bardziej nie chciałaby mu powiedzieć. Bo nie wiedziała jak. I może dlatego, gdy chowała się za kartą, rozważała dokładnie to, co mogła zrobić w związku z zaistniałą sytuacją.
- Sałatkę z grilowanym łososiem - to wydawał się odpowiedni wybór. Bezpieczny, spokojny i lekki. Mimo to, brzmiała jakby mówiła o najważniejszych rzeczach na świecie i jakby podjęcie tej decyzji dużo ją kosztowało. Myślami wciąż była przy swoim znamieniu i przerażającej marze sennej. Ściągnęła brwi, jakoś machinalnie bardziej wtulając się w mężczyznę, jakby szukała oparcia i bezpieczeństwa. W końcu, odezwała się niepewnie.
- Nigdy chyba o tym nie rozmawialiśmy, Will... ale czy ty właściwie w cokolwiek wierzysz? W sensie w siłę wyższą, Boga... cokolwiek? - Jej głos pozostawał cichy i tak jakby nieobecny. Dawno sama sobie nie zadawała takich pytań, żeby nie powiedzieć nigdy. Może w czasie odwyku próbowano ją zwrócić do Boga, do religii w której wzrastała.
Powrót do góry Go down
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

Mogli się przekomarzać w nieskończoność, kto tu jest szczeniakiem, kto nie. I chociaż znali się stosunkowo niedługo, to Willard wiedział, że nie wygra tej walki. Jego stanowczość i wycofanie w tego typu rozmowach przegrywało z energią i humorem Lennie. Ponadto nie zależało mu, by cokolwiek jej udowadniać. Nie musiał, prawda? Na tym polegało piękno zdrowych relacji - nikt nikomu nie musiał niczego udowadniać, to przecież nie wyścig na ilość racji. Ale to, że jeszcze nie do końca wprowadził pannę Thompson w swoje życie, to już inna kwestia.
Nie musiał być Sherlockiem, żeby się zorientować, jak bardzo Lennie nagle się spięła, spoważniała. Odleciała. Willard był prawie pewien, że nie myśli w tym momencie o grillowanym łososiu. Szczerze mówiąc myślał, że zaraz dojdzie tu do jakichś deklaracji. Nie lubił deklaracji. Tym bardziej został zaskoczony pytaniem. Spojrzał na nią z wyraźnym zdziwieniem.
- Skąd to pytanie? - niezależnie od tego, czy cokolwiek odpowiedziała, po chwili zastanowienia zdecydował się jednak odpowiedzieć. - Wierzę w bogów, ale najbliższy jest mi ten chrześcijański, nie wiem, pewnie z racji kręgu kulturowego. - wzruszył ramionami. - Nie wierzę w równowagę dobra i zła, ta walka jest chyba mało wyrównana w tym momencie. Na pewno cokolwiek istnieje na tym świecie, nie znika bezpowrotnie.
Odpowiedział na tyle szczerze, na ile mógł. W oczach pojawiła mu się czujność pomieszana z troską, co przełożyło się na zmarszczki na czole.
- Co cię trapi, Lennie?
Rozmowę przerwał im kelner, który przyszedł po zamówienie. Do posiłków Willard zamówił ciemne piwo, a dla Lennie - cokolwiek chciała.
Powrót do góry Go down
Eleanor Thompson
Eleanor Thompson
WIEK : 36
PRACA : nauczycielka
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Giphy
SKĄD : Nowy Orlean
Wiedźma

Lennie odkąd zwrócił uwagę na znamię wydawała się wyjątkowo nieobecna. Coś w środku niej się kotłowało - z jednej strony, chciała móc rozmawiać o tym, czego się dowiedziała. Z drugiej strony, była przekonana, że Will by jej nie uwierzył i uznał, że zwariowała. A na to zdecydowanie nie była gotowa. Potarła skroń, nie wiedząc jak odpowiedzieć na zadane pytanie. Bycie światełkiem, punktem energii czy powiewem wiosennego wiatru miało jedną wadę - zanik tej energii był niemal fizycznie odczuwalny. Thompson jakoś skuliła się w sobie na chwilę, wciąż opierając się o mężczyznę. Westchnęła bezgłośnie, po czym uśmiechnęła się smutno.
- Bo zastanawiam się nad tym, co będzie jak to wszystko się skończy - odparła po prostu, tak dziecinnie - co będzie, jak ten świat się skończy, jeśli się skończy. I zastanawiam się w czym szukać oparcia. I wychowywałam się w katolickim domu, takim bardzo żywym, kreolskim - uśmiechnęła się szerzej, jakoś tak nostalgicznie - wierzyliśmy w duchy i całą naukę kościoła. Z odrobiną magii - dreszcz na samo wspomnienie przebiegł jej po plecach. Normalnie, gdy o tym mówiła, czuła ssanie w żołądku i pociąg do używek. Teraz była tak spokojna, że aż ją to przestraszyło - ale w pewnym momencie dotarło do mnie, że każdy uczynek ma swoją cenę i oddaliłam się od wiary, od Boga...aniołów- zawiesiła głos, jakby się zastanawiając nad tym co może powiedzieć - wtedy mi się wydawało, że te wszystkie nauki nie mają sensu, że potem nic nie ma, a teraz... teraz sama nie wiem
Rozgadała się. Dopiero gdy wypowiedziała ostatnie zdanie, dotarło do niej, że chyba nigdy w ciągu tych dwóch miesięcy znajomości, nie rozmawiali bardzo poważnie. Ta relacja była tak płytka. Ściągnęła lekko brwi. Nagle zupełnie przestała się dziwić, że wymknął się w nocy i nawet nie pomyślał o tym, żeby jej o tym powiedzieć. Byli przecież obcy.
- Wezmę wodę gazowaną z cytryną - rzuciła do kelnera zupełnie bezbarwnym tonem.
Powrót do góry Go down
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

Willard słuchał w zamyśleniu, borykając się przy tym ze swoimi własnymi myślami. Każde słowo wypowiedziane przez Lennie wywoływało rezonans gdzieś wewnątrz montereyowej duszy. Na początku nie przeszkadzało mu, że nawet nie objął dziewczyny, gdy ta się o niego oparła. Nie miał w zwyczaju przełamywać emocjonalnych barier. A jednak teraz panna Thompson, nauczycielka, dziewczyna, której praktycznie nie znał, wywoływała w nim opiekuńcze odruchy. Więc odsunął się, ale tylko po to, by wygodniej mu było podnieść rękę i przełożyć ją za głową kobiety, objąć ją za ramię, przygarnąć.
Niestety nie mógł jej w niczym pocieszyć. Świat nie był sprawiedliwy. Dobre dusze nie trafiały tylko do nieba, a złe wyłącznie do piekła. W dodatku był jeszcze czyściec, który pewnie był mało przyjemnym miejscem.
- Możesz szukać oparcia w mnie. - powiedział z ostrożnym, uspokajającym uśmiechem, choć nienawidził się za te słowa. Niepotrzebna deklaracja. Popatrzył gdzieś przed siebie, chcąc zastanowić się nad najbardziej optymalną odpowiedzią na monolog Lennie. - Wiesz, nawet jeśli nie mamy pewności co jest po życiu, albo po końcu świata, o ile jest cokolwiek, to będzie to kolejna część drogi. Trzeba po prostu robić to, w co się wierzy, bronić wartości, które są dla nas ważne. W ostatecznym rozrachunku nie ma znaczenia, czy robimy to po tej, czy po tamtej stronie. Duchy, magia, anioły, to tylko dodatki. - zakończył. Nie chcąc ani ignorować tego pierwiastka rozmowy, ani go kontynuować. Przy Lennie jeszcze bardziej unikał tematów, które choćby w najmniejszym stopniu wiązały się z łowcami i pewnie dzięki temu wydawał się jeszcze mocniej stąpający po ziemi. Racjonalista z krwi i kości. A on po prostu nie chciał jej okłamywać bardziej, niż to konieczne.
- Lennie... - odchrząknął lekko, po odejściu kelnera. Skierował się w stronę dziewczyny, by widzieć jej twarz. - Czy coś się stało? Jesteś chora? - tylko to mu przychodziło do głowy. Ludzie miewali refleksje na temat końca, gdy bali się swojego własnego. W oczach Willarda pojawiła się autentyczna troska. Strach ukrył gdzieś bardzo głęboko.
Powrót do góry Go down
Eleanor Thompson
Eleanor Thompson
WIEK : 36
PRACA : nauczycielka
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Giphy
SKĄD : Nowy Orlean
Wiedźma

Z wdzięcznością przyjęła jego objęcie, wtulając się jeszcze mocniej, jakby faktycznie szukała tego oparcia, bo go potrzebowała bardziej, niż była gotowa się przyznać. Nawet jeśli teraz w jej głowie kiełkowała myśl stanowiąca o tym, że byli sobie tak obcy, że to było aż niepoważne, to potrzebowała zwykłej, ludzkiej bliskości. Nigdy nie była czołobitną, wyjątkowo wierzącą osobą i nawet jeśli przyjmowała do wiadomości swoje zadanie, akceptując je z narastającą gulą lęku w gardle, to nie potrafiła się w tym odnaleźć. Czuła się jak zagubione dziecko, błądzące i szukające odpowiedzi na pytania, których jeszcze nawet nie zdążyła zadać. Jego obecność ją trochę koiła, ale z drugiej strony zaczynała się o niego bać, tak po ludzku.
- Dziękuję - szepnęła cicho. Nie znosiła sobie w tej słabości, którą teraz odczuwała. Nienawidziła tego, że nie potrafiła wziąć się w garść i stawić światu czoła, nawet jeśli mogło być to w pełni zrozumiałe. Przez tyle lat pokonała wszystkie przeszkody, ale ta, która teraz wyrastała przed nią i innymi wydawała się nazbyt wielka. Niepojęta.
- Dodatki? - Powtórzyła bezmyślnie, wyraźnie będąc gdzieś indziej. Chciała mu powiedzieć, że żadne dodatki, tylko istotny element układanki. Chciała nim potrząsnąć i powiedzieć mu o tym wszystkim; o potworach w szafie, o aniołach i demonach, o odwiecznej walce, która toczyła się nie tylko o dusze miernych śmiertelników, ale o cały świat. I o tym, że ta walka była coraz bliżej, stając się niemal namacalną. Nie patrząc na niego, zapytała ostrożnie - w ogóle w to nie wierzysz, prawda? Magię, duchy... anioły - Lennie od dziecka wierzyła w magię, ale inną. Wychowywana w wierze katolickiej z mocnym wpływem nauk voodoo, wiedziała że duchy istnieją. To nawet nie była kwestia wiary, a bardziej wystarczającego poinformowania, przynajmniej w jej rozumieniu. Jednak nie postrzegała ich w sposób, który został jej przedstawiony.
Na jego pytanie, potarła znamię kciukiem, odrysowując wzór paznokciem - chora? - Kolejne echolalia - nie, nie jestem chora, tylko... - tylko co? Naznaczona? Obłaskawiona? , jej wewnętrzny głos zakpił z niej cicho. Milczała nienaturalnie długo, zastanawiając się nad tym jak zakończyć to zdanie. I pomyśleć, że kłamstwo kiedyś przychodziło jej z taką łatwością - tylko martwią mnie wojny, choroby i to wszystko co się dzieje - wykręciła się w końcu niezręcznie. Gdzieś z tyłu głowy wciąż pobrzmiewała ta myśl, która pojawiła się niedawno. Byli obcy. A obcemu nie mogła powierzyć czegoś takiego.
Powrót do góry Go down
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

Drążyła. Ależ oczywiście, że drążyła! Co dodatkowo dało Willardowi do myślenia. Podejrzewał, że musi być tego jakaś przyczyna, coś te myśli wywołało, lecz Eleanor nie chciała powiedzieć co. Czuł się, jakby to coś leżało jej na sercu, lecz nie ufała mu, więc nie mogła z siebie wydusić konkretnego zdania. Rozumiał tę postawę. Ba! Zdawał sobie sprawę, że jego własne zachowanie nie wywoływało wrażenia zbyt wielkiego zaangażowania emocjononalnego. Niemniej jednak, niezależnie od tego, co Thompson o nim myślała, skoczyłby w ogień, by jej pomóc. Czy jej się to podobało, czy nie.
Niepokoiły go te wszystkie słowa, które usłyszał. Wiele już takich rozmów miał za sobą - ostrożne podpytywanie o sprawy nadnaturalne, kręcenie, dobieranie słów tak, by nie zostać uznanym za kogoś szurniętego. Zazwyczaj chodziło wtedy o złośliwego ducha, rzucanie uroków czy przeklęty przedmiot. Zastanawiał się czy źródło niepokoju Lennie jest podobne. Mógłby jej pomóc. Owszem, zdradzić się przy tym, ale może to i lepiej, że prawdopodobnie nie będzie chciała mieć z nim nic do czynienia... W tym momencie przestał patrzeć na nauczycielkę, jak na swoją kobietę. Widział w niej potencjalną ofiarę nadnaturalnych, która może potrzebować pomocy. Może był przewrażliwiony, ale... No. Nie bez przyczyny Astoria stała się punktem zainteresowania łowców.
- Wierzę, że nic w przyrodzie nie ginie. - powiedział ostrożnie, przyglądając się kobiecie. Zastanawiając się przy tym, jak wleźć na ten kruchy lód bez szkód dla obu stron. - Chcesz mi o czymś powiedzieć? Nie musisz się ba, że to niedorzeczne.
Podjął ostatnią próbę dopytania się o co tak naprawdę chodzi. W przeciwnym razie będzie musiał zgadywać. Może chodzi o duchy, a może o hormony i metafizykę. Jedyne, co mu pozostanie, to czujność.
- Nie martw się za dużo o rzeczy, na które nie masz wpływu. - na chwilę przygarnął ją do siebie nieco mocniej, potem zabrał rękę. - Może deser na pocieszenie? - zaproponował, trochę bagatelizując całą tę ich rozmowę. Ale skoro niczego konkretnego nie usłyszał, to trudno mu było reagować inaczej. W końcu ostatecznie nie wiedział z czym boryka się Lennie.
Powrót do góry Go down
Eleanor Thompson
Eleanor Thompson
WIEK : 36
PRACA : nauczycielka
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Giphy
SKĄD : Nowy Orlean
Wiedźma

Nie chciała brnąć w to wszystko. Z dwóch powodów, z czego obcość zdawała się być mniejszym problemem. Nie chciała być sama, a czuła, że gdyby wiedział, to by się od niej odsunął. Stwierdziłby, że jest wariatką, mimo zapewnień, że może mówić o rzeczach najbardziej niedorzecznych. Nie mogła przecierpieć tego, że mimo iż z jakiegoś powodu była godna złożenia ciężaru świata na ramionach, zwracała się z tym do człowieka, który w jej oczach w żaden sposób nie był związany z tym światem. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo się myliła. Z drugiej strony, gdyby wiedziała czy powiedziałaby mu o wszystkim? W muzeum spotkała kilku łowców, w tym Riley. Ściągnęła delikatnie brwi, kręcąc głową. Myśl o tym, że ta Riley mogła być spokrewniona z Willem za każdym razem budziła jej rozbawienie i lekki niepokój. Z tego względu, uznawała, że Astoria będąc dużą metropolią, mogła posiadać kilka Riley na swoim terenie.
- Nie... to głupie, to chyba nic ważnego - przywołała z dużym trudem w miarę neutralny uśmiech na twarz, chociaż mimo jej najsilniejszych prób wciąż wydawał się sztuczny - po prostu to mieszanka tego, co ostatnio się działo i dziwnych snów - jej głos zabrzmiał pewniej. Przynajmniej teraz nie kłamała - moje koszmary są wyjątkowo hm... widowiskowe i realistyczne - przynajmniej tym mogła się z nim podzielić. Bo nie chciała go obciążać. Wyprostowała się lekko. Nie chciała rozmawiać o tym, na co nie miała wpływu, bo nienawidziła tego stanu. Jeśli było coś, czego nauczyli ją AN, to paniczna potrzeba kontroli. A w świecie rzeczy niewytłumaczalnych miała jej coraz mniej.
- Tak, zamówmy szarlotkę - uśmiechnęła się pogodniej, jakby chciała zapomnieć o tym wszystkim, o czym rozmawiali przed chwilą. Im szybciej, tym lepiej. Dla obydwojga.
Powrót do góry Go down
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

(Wspomnę tylko, że nastąpić tutaj musi lekkie nagięcie wcześniejszych dialogów wewnętrznych Willarda z racji faktu, że rozpoczęło się retro z końca stycznia, w którym Willard dowie się o znamieniu wiedźm i samych wiedźmach).

***

Willard dopytywał, bo ostatecznie znamię to nie dawało mu spokoju, nie dawało mu spokoju od jakiegoś czasu, ale wypierał to skutecznie, nie chcąc się pogodzić z tym, że to, co mówiła mu Riley, a także niezależnie Thomas, ma związek z Lennie. Przychodziło mu to całkiem łatwo - skoro nie miał bezpośrednich dowodów, to nie musiał reagować, prawda? Lecz teraz Lennie była widocznie zmartwiona znamieniem na ręce, nie dawało jej spokoju. Zachowywała się, jakby w gardle miała jakąś wielką gulę, której nie mogła z siebie wykrztusić. Willard zaczynał rozumieć, że musi przestać się okłamywać, a ten bardzo uroczy romans nabierze zupełnie innego charakteru. Cóż. Będą musieli porozmawiać, lecz oczywiśnie nie tutaj. Nie miał pewności, jak ta rozmowa się potoczy, bo... po prostu nie znosił wiedźm. Nie ufał im. I nie wierzył, że wszystkie z nich mają dobre intencje. Jak było z Lennie? Z kobietą, którą ledwie znał, ale która zaczynała mieć znaczenie? Nie chciał teraz o tym myśleć.
- Zostać dzisiaj u ciebie? Będę odstraszał koszmary. - powiedział z lekkim uśmiechem, choć uśmiech ten nie sięgnął oczu. W tych dało się raczej zauważyć rosnące utrapienie i troskę w jednym.
Zazwyczaj rozwalał wszelkie mury emocjonalne, rozszarpywał nierozwiązane lub niedopowiedziane sprawy natychmiast, od ręki. Bez litości. I bez zbędnej empatii. Przy Lennie się wahał. Być może chodziło o uczucia, jakimi darzył pannę Thompson. A może o strach przed wiedźmową mocą.
Nie chciał, by czekali na kelnera, więc przeprosił spojrzeniem Lennie, by po chwili podejść do lady i zamówić dla nich deser. Dał sobie przy okazji chwilę na rozluźnienie mięśni twarzy i starcie z nich udawanego spokoju. Lecz gdy wracał już z dwoma talerzykami, wyglądał normalnie. Jak to on.
Usiadł przy kobiecie. Chciał powiedzieć, że nie jest mu obojętna. Zamiast tego po prostu podał jej szarlotkę.
- Cały twój dzisiejszy gniew brał się z tego, że byłaś na mnie zła za wyjście z łożka czy na te koszmary, na które nie masz wpływu i które cię martwią? - pokręcił głową, decydując, że jednak nie chce znać odpowiedzi. - Wiesz co, nieważne. - pochylił się i pocałował kobietę w czubek głowy. Zupełnie bezwiednie, żeby odwrócić uwagę jej albo swoją. - Kupimy wino w drodze do ciebie?
Bo na trzeźwo chyba nie zniesie zżerającego go od środka niepokoju. I nie ważne było to, że nie powinien takich emocji zagłuszać alkoholem. W jego przypadku to było niebezpieczne.
Powrót do góry Go down
Eleanor Thompson
Eleanor Thompson
WIEK : 36
PRACA : nauczycielka
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Giphy
SKĄD : Nowy Orlean
Wiedźma

Nerwowo założyła kosmyk za ucho. Nie wiedziała co się dzieje w głowie Willa, ale mimo to czuła narastające napięcie. Mogłoby się wydawać, że powinno się rozładować, ale o ile wcześniej atmosfera była ciężka, to mimo troski i zainteresowania mężczyzny, miała wrażenie, że obecną atmosferę można kroić nożem. I nie była w stanie stwierdzić dlaczego. Do głowy by jej nie przyszło, że mógł wiedzieć. Bo i skąd?
- To byłoby miłe - i ale zupełnie niekonieczne , chciała dodać, ale się powstrzymała. Nie chciała go budzić swoim krzykiem, tak jak jej ostatnio się to zdarzało. Tym bardziej nie chciała z nim rozmawiać o tych snach, nawet jeśli ją zapewniał, że może. Nie wiedziała, czy byłaby w stanie z kimś, kto nie rozumiał. W tym wszystkim było zbyt wiele niewiadomych i Lennie czuła wręcz grunt osuwający się spod stóp. Może dlatego, gdy wstał na chwilę ukryła twarz w dłoniach, masując zmęczone oczy, odcinając się od całego świata. Zastygła tak na dłuższą chwilę, pozwalając włosom spokojnie opaść na twarz i odciąć ją kompletnie od całego świata. Co miała robić? Kiedyś potrafiłaby kłamstwo ciągnąć latami. Teraz? Nie była tego taka pewna. Roztarła policzki, zamrugała kilkakrotnie, po czym przywołała swój standardowy, lekki uśmiech na twarz, który zazwyczaj odejmował jej lat. Teraz jednak z jakiegoś powodu wydawał się dziwnie groteskowy. Pokręciła delikatnie głową.
- Dziękuję - przyjęła talerzyk, chociaż zabrzmiała na bardzo zmęczoną. A kiedy zadał jej pytanie, poczuła narastający lęk mieszający się z oślepiającym gniewem. Zamarła z widelczykiem w połowie drogi, odetchnęła bezgłośnie, licząc w głowie do dziesięciu. Wszystkie uczucia, które zalewały ją cały dzień ponownie uderzyły i jakby ze zdwojoną siłą. Nic nie rozumiał. Poczuła jak palce jej lewej dłoni zaciskają się tak, że aż bieleją jej kłykcie.
- Z tego, że nie wiedziałam co się dzieje - odparła sucho. Jej głos zadrżał tylko przy ostatnim słowie. Gdzieś powrócił chłód i nawet poczuła fizyczną potrzebę odsunięcia się od niego, co zresztą nieznacznie zrobiła - i nie drąż już tego - w jej głosie nie tyle znalazła się prośba, co niewypowiedziana groźba. Nie miał pojęcia o czym mówił, przynajmniej w jej przekonaniu. I to bagatelizował. W ogóle nie dopatrywała się w tym próby zrozumienia. Pocałunek w czubek głowy spowodował tylko, że drgnęła nieznacznie - jak chcesz - jej głos brzmiał bezbarwnie. Teraz nawet bardziej grzebała w talerzu niż faktycznie jadła.
Powrót do góry Go down
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

Liczył na rozluźnioną atmosferę, a nieświadomie jeszcze ją zagęścił. Mało tego - zupełnie nie rozumiał nagłego ochłodzenia ze strony Lennie. Bariera wydawała się niemal namacalna. Opacznie, a przynajmniej częściowo, zrzucił to na jego zainteresowanie blizną. Nie, nie blizną. Znamieniem. Co prawda niczego nie mógł być jeszcze pewnym stuprocentowo, lecz zachowanie kobiety wydawało się być wskazówką. Wskazówką schowaną za narastającym murem.
Pomyślał, że może tak będzie lepiej. Przewidywał, że Lennie nie skorzysta jednak z jego towarzystwa dzisiejszego wieczoru, że się odetnie. Może nawet zapomni szybciej, niż on. Jednak jaka była nadzieja, że wszystko rozejdzie się po kościach i już nigdy się nie zobaczą? Cóż. Jeśli jego podejrzenia by się sprawdził - żadna.
- Eleanor. - powiedział cicho, ale poważnie. - Jednak musimy porozmawiać. Tutaj, u ciebie albo gdziekolwiek chcesz - nie ma to dla mnie większego znaczenia. Ale nie unikniemy tego tematu.
Popatrzył na kobietę badawczo, przenikliwie, tak jak często robił to na początku ich znajomości, a co później rozmyło się stopniowo, bo czuł się w jej towarzystwie swobodnie. I bezpiecznie. Jednak teraz na Lennie patrzyły oczy łowcy.
Powrót do góry Go down
Eleanor Thompson
Eleanor Thompson
WIEK : 36
PRACA : nauczycielka
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Giphy
SKĄD : Nowy Orlean
Wiedźma

Nie chciała rozmawiać, nie teraz. Nie była w nastroju, nie miała na to siły i nie była na to gotowa. Nie teraz, nie jutro, nie za miesiąc. Zwłaszcza, że nie umiała wytłumaczyć połowy rzeczy, które się działy. Zapamiętale rozdłubywała szarlotkę, kierując na niewinne ciastko swoją niechęć do całego świata.
- Którego tematu? - brzmiała z jednej strony zaczepnie, z drugiej strony chłodno. Powiedziała co miała do powiedzenia względem tego, że się wymykał bez słowa, powiedziała mu o koszmarach. Czego więcej chciał? Kiedy chciała poważnie rozmawiać na początku, to ją zbywał. A teraz? Wyprostowała się, odwracając się do niego przodem, wbijając w niego niechętne, odpychające spojrzenie - tego, że kwalifikujesz moją reakcję jako nieadekwatną, szukając winy w moim zmęczeniu marami sennymi, a nie nieodpowiedzialnym zachowaniu? - Jej brew powędrowała do góry w kpiącym wyrazie. Bo skąd mogła wiedzieć, że chodzi mu o cokolwiek innego, niż ich niewielką kłótnię. Nie przeszło jej przez myśl, że może cokolwiek wiedzieć, czegokolwiek się domyślać. Bo i skąd? Wróciła do tego, że są obcy. Wbiła w niego drapieżne, gniewne spojrzenie - czy może tego tematu, że nasza relacja jest tak płytka, że wszystko opiera się na domysłach? - Przekrzywiła lekko głowę jak drapieżny ptak, wciąż świdrując go spojrzeniem. Z jednej strony, miała ochotę wstać i wyjść. Z drugiej strony, jej lęk, niepewność i tłumione uczucia wreszcie znalazły ujście. I teraz faktycznie, Monterey mógł oberwać za niewinność. I chyba najgorsze w tym wszystkim było to, że nawet nie podnosiła głosu.
Powrót do góry Go down
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

Spiął się, przyjmując obronną postawę, a jednocześnie pochylił nieco głowę. Gdyby ktoś teraz na nich patrzył, skojarzyłby ich pewnie z dwoma drapieżnikami, które puszczą się, demonstrując siłę, by uniknąć starcia. Para kochanków, która wyglądała, jakby mieli sobie do gardła zaraz skoczyć. Willard nie zamierzał teraz odpuścić. Nie pod gniewnym i niechętnym spojrzeniem Lennie, która teraz wygadywała jakieś dramatyczne bzdury. Przecież nie miał na myśli nic z tego, co powiedziała! Martwił się o nią, do jasnej cholery. I był przerażony możliwościami, które kryły się za znamieniem. Choć nadal miał nadzieję, że to niefortunne poparzenie żelazkiem.
Ujął dłoń ze znamieniem, czy tego chciała, czy nie. Trzymał ją wierzchem do góry, przesunął palce po spodzie jej dłoni, aż do nadgarstka, zacisnął na nim lekko palce. Znamię było aż nadto widoczne.
- O tym, Eleanor. - powiedział cicho, chłodno spokojnie. - O twojej nerwowości związanej z tą blizną. O tym, czego się boisz. - wlepił w nią spojrzenie. - Byłaś w wtedy w muzeum, prawda?
Poczuł jako samo pytanie uwalnia jego wnętrzności. Trochę strzelał, ale... Wóz albo przewóz. Nie był człowiekiem, który odpuszcza. Nie pozwolił, by lennie wyjęła dłoń z jego uścisku.
- Nie okłamuj mnie, Lennie. - poprosił. I choć głos miał nadal chłodny, to w oczach czaiła się szczera prośba.
Powrót do góry Go down
Eleanor Thompson
Eleanor Thompson
WIEK : 36
PRACA : nauczycielka
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Giphy
SKĄD : Nowy Orlean
Wiedźma

W pierwszym odruchu szarpnęła ręką, jeden raz, drugi. W tym dotyku nie było czułości, abstrahując od tego, że zupełnie nie miała na niego ochoty. W jej oczach tylko na chwilę zagościła panika, zmieszana ze zdziwieniem On wie!, przemknęło jej przez myśl. Tylko skąd? Jak? Kim jest? Szarpnęła ręką jeszcze raz. Jej myśli zalały setki pytań. Co jeśli był jednym z tych potworów? Ta myśl wydawała się zbyt przytłaczająca, by mogła ją do siebie dopuścić. Powodowała jedynie, że chciała uciekać jak najdalej. Zupełnie nie przyszło jej do głowy, że mógłby być jednym z tych dobrych. Z drugiej strony, ilu z nich było tak naprawdę dobrych? Nie wiedziała. Sama siebie nie uznawała za wcielenie świętości, wręcz przeciwnie, była zdania, że było jej do niej wyjątkowo daleko.
- Puść mnie - syknęła cicho. Nie wiedziała, co ma mu powiedzieć. Wiedziała, że kimkolwiek, czymkolwiek by nie był, wiedział o niej więcej niż powinien. Nie mówiła mu o muzeum, kiedykolwiek by tam nie była - kiedy? - Szła w zaparte. Nawet nie musiała zbytnio udawać zdziwienia, bo była zaszokowana. I wściekła - i jakie to ma znaczenie kiedy byłam w muzeum? - Warknęła cicho - o czym ty w ogóle bredzisz, Will? Co to wszystko ma do rzeczy?! - Podniosła trochę głos, bo faktycznie się teraz bała. Co gorsza, bała się mężczyzny siedzącego naprzeciwko, któremu zdążyła już zaufać. Nawet jeśli czuła gdzieś ukłucie winy, to skutecznie zagłuszała je poczuciem, ze robi wszystko, żeby go chronić. Teraz jednak powoli docierało do niej, że mogła przez przypadek zaufać komuś, komu zdecydowanie nie powinna. Gdyby był wtedy w muzeum, pamiętałaby go. Więc skąd wiedział? I co wiedział? - Co moje cholerne znamię ma do tego wszystkiego? Czemu cię tak interesuje? - Pytania, pytania, pytania. Nie była gotowa.
Powrót do góry Go down
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

Mimowolnie zacisnął mocniej palce na kobiecym nadgarstku, gdy się wyrywała. Odległy głos z tyłu głowy nakazywał mu łagodność. Zignorował go. Przynajmniej na ten moment. Patrzył na przerażone oblicze Lennie i nawet nie czuł wyrzutów sumienia. W pewnym sensie był teraz potworem, ale gdyby ktokolwiek zapytał go kiedyś o tę chwilę, stwierdziłby, że zrobił to, co powinien.
- Znamię. Dobrze powiedziane. - zauważył. - Nie rób scen, proszę. Jesteśmy w miejscu publicznym. Chyba nie chcesz, żeby zaraz pół Astorii wiedziało, że jesteś nefilim.
Nieczyste zagranie, emocjonalnie poniżej pasa, bo bazujące na strachu Lennie. Willard był święcie przekonany, że postępuje słuchnie. Konfrontacja była wskazana. Co prawda miał inny plan. Chciał porozmawiać w mieszkaniu kobiety, gdzie czuła się bezpiecznie, łudził się, że może być delikatny. Jak widać w tym wypadku mu nie wychodziło.
- Jestem łowcą i jestem po twojej stronie, rozumiesz, Lennie? - rozluźnił uścisk, drugą dłoń położył delikatnie na wierzchu tej Lennie. Jeśli wyrwała dłonie, a miała do tego prawo, odsunął ręce, dając jej trochę przestrzeni. - Nie skrzywdzę cię.
Powrót do góry Go down
Eleanor Thompson
Eleanor Thompson
WIEK : 36
PRACA : nauczycielka
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Giphy
SKĄD : Nowy Orlean
Wiedźma

Zadrżała, czując zalewający ją zimny pot. Przestała szarpać dłonią, wiotczejąc niemalże zupełnie. Nefilim, w jego ustach brzmiało... brudno? Poczuła się nieczysta, gorsza, obwiniana. Jakby ją oskarżał o największe przewinienia i próbował nakłonić do tego, że nie będzie jej wyprowadzał w kajdankach. Powstająca kula na dnie żołądka nabrała ciężkości. Poczuła gorzki smak w ustach, jak wtedy gdy lata temu tłumaczyła się z kolejnych znalezionych pigułek czy proszków. Zamknęła na chwilę oczy, zamierając. Był łowcą, jak inni w muzeum. Czy wszyscy łowcy byli dobrzy? Od jak dawna wiedział? Czy dlatego się do niej zbliżył? Ostatnie odrzuciła, poznali się przecież przeszło miesiąc wcześniej. To co budowała ostatnie miesiące runęło. Przestała czuć się bezpiecznie, mimo zapewnień, że jej nie skrzywdzi. Uśmiechnęła się drwiąco, wyrachowanie.
- Masz rację, nie skrzywdzisz. Tylko posiniaczysz mi nadgarstki i wyciśniesz ze mnie coś o czym nie chcę z tobą rozmawiać. Zastraszysz mnie w świecie, w którym nie czuję się bezpiecznie, bo nie wiem co się dzieje. To takie rycerskie - w ciemnych oczach kobiety coś lśniło, ale nawet to nie był już gniew - w ten sposób chcesz mi odebrać resztkę człowieczeństwa w swoich oczach? - Przechyliła lekko głowę, cofając rękę i odsuwając się od niego. Bała się spojrzeć na siebie jego oczami. Miała wrażenie, że nią gardzi. Że te wszystkie słowa są pusta i nic nie warte.
- I kto robi sceny, Monterey? To ty mnie szarpiesz, to ty zwracasz na nas uwagę. Czujesz się w ten sposób silny i bezpieczny? - Sączyła jadowicie, cicho. Zranił ją i przestraszył. Chwytała się wszystkiego.
Powrót do góry Go down
Willard Monterey
Willard Monterey
WIEK : 46
PRACA : nauczyciel biologii
Restauracja Miód Malina | 1 lutego | Willard & Lennie Source
SKĄD : Kalifornia, Sacramento
Łowca

- Uciekłabyś. - wytłumaczył naiwnie tę swoją brutalną chęć zatrzymania Lennie przy sobie.
Całe życie to robił. Deptał sferę intymną innych, gdy uznawał to za słuszne. Chciał przekonać samego siebie o pochodzeniu znamienia, bez względu na wszystko. Uznał, że tak będzie lepiej dla nich obojga. Krótka piłka, szczera informacja. Tylko czy ta sytuacja miała cokolwiek wspólnego ze szczerością? Użył w stosunku Lennie siły nie tylko fizycznej, ale i psychicznej. Nie był z tego dumny, lecz przecież... uciekłaby. Jednak nie potrafił sobie odpowiedzieć dlaczego nie chciał dać jej czasu na otwarcie. Może to ta pieprzona apokalipsa wywoływała taką presję.
- Resztkę człowieczeństwa... - aż otworzył oczy ze zdziwienia. - Co? - i od razu zmarszczył brwi.
Nie rozumiał tej nadinterpretacji. Przecież nie miał tego wszystkiego na myśli! Tyle tylko, że może miał. Odczłowieczenie. Przecież bez tego nie poradziłby sobie, jako łowca. Tylko dlaczego pozwolił sobie na wylanie tej całej łowieckiej wewnętrznej brei na Lenni? Czyżby był aż tak słaby? Starzał się?
Sam również się nieco odsunął, budując jeszcze większy dystans, o ile dało się go jeszcze powiększyć. Może i Lennie była przerażona, ale jednocześnie nie wiedziała z czym musiał borykać się Monterey odkąd skończył dziesięć lat i jakie szkody emocjonalne wyrządziła w nim łowiecka profesja. Nie zamierzał nikomu robić analizy.
I nikogo nie szarpał. Trzymał ją tylko za nadgarstek. Sama spanikowała. Jak zaszczyty pies. Jezu Chryste, tak bardzo się nie znali.
- Uhmm.- przytaknął beznamiętnie, opierając się przy tym bezwiednie na oparciu, głowa oparła się o ścianę, a Willard przesunął dłońmi po twarzy, zatrzymał je na czole, zasłaniając oczy. - Mogę być nieco bezduszny. Taki fach. Wybacz, że nie wysłałem depeszy z ostrzeżeniem. - ręce opadły na uda, a Will spojrzał na wściekłą i przerażoną Lennie. Nie wiedział, że można ją doprowadzić do tego stanu. - Zrozumiem, jeśli nie chcesz mnie już więcej widzieć. Ale jeśli coś będzie się działo, jeśli będziesz potrzebować pomocy, zadzwoń do mnie. Pomogę ci.
Typowy Will. Wsadził kij w mrowisko, pogrzebał w nim, a teraz odłożył kij, nie wiedząc co zrobić z rozbieganymi mrówkami. Był pewien, że jedna albo dwie go dziabnie.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Powrót do góry Go down
Skocz do: